Kazanie o Medaliku (7 XII 2025 r.)
BRACIA i SIOSTRY!
Matka Boża w 1830 roku ukazała się młodej siostrze zakonnej, św. Katarzynie Laboure (szarytce). Miało to miejsce we Francji, w Paryżu, w kaplicy sióstr. Przez młodą zakonnicę Matka Boża prosiła, aby wybito medaliki, których wzór jej pokazała.
Z jednej strony miał być umieszczony napis: O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Z kolei
z drugiej strony miały być umieszczone 12 gwiazd, zranione dwa serca: Maryi i Jezusa oraz duża litera M i wznoszący się nad tą literą krzyż. I powiedziała: Kto z wiarą będzie nosił taki Medalik, otrzyma wiele łask. I rzeczywiście, po jakimś czasie wybito (za zgodą biskupa) bardzo wiele takich Medalików. Ci, którzy nosili te Medaliki, otrzymywali wiele różnych łask. A to ktoś został uzdrowiony. Inny zaczął chodzić do kościoła. Jeszcze inny się nawracał.
Ostatnio czytałem książkę ks. Henryka Malaka pt. „Klechy”. W książce tej ks. Malak opisuje swój pobyt w obozie koncentracyjnym Dachau, w Niemczech, podczas II wojny światowej. Uwięzieni w obozie księża z Polski (na których Niemcy mówili „Klechy”) musieli ciężko pracować. Pilnowali ich bardzo źli ludzie, najczęściej niemieccy kryminaliści. Na ramionach nosili przepaski z napisem „kapo”. Ale wśród nich zdarzali się też wzięci przez Niemców do niewoli jeńcy austriaccy.
Gdy obóz miał być wyzwolony przez żołnierzy amerykańskich – jak pisze ks. Henryk Malak – wielu „kapów”, chcąc się ukryć przed Amerykanami, szybko zdejmowali te urzędowe opaski z napisem „kapo”. Bali się. Jeden kapo Ernst Hecht nosił ją dalej. „Ernst – mówi do niego ks. Malak – wszyscy kapowie zdejmują „bindy”, a ty?”. – Miałem odwagę nosić ją przez lata niewoli, muszę mieć odwagę donosić ją do dni wolności. Ona – uśmiecha się Ernst – albo mnie oskarży przed wyswobodzicielami, albo obroni. A z tobą Heinrich chciałby jeszcze wiele, wiele pomówić. Wiesz o czym? – Tyle doznałem od Maryi, że Medalik Jej noszę! Dałem mu go kiedyś – pisze ks. Henryk Malak – znalazłszy w komorze podczas przebierania transportu więźniów.
Jest takie opowiadanie. – Żył człowiek, który był bardzo szorstki i odważny. Gdy zmarł – przybył do drzwi nieba. Św. Piotr, mający dyżur, otworzył jego „życiową księgę” i zorientował się, że
z zapisanych tam jego ziemskich czynów nic nie wskazuje na to, aby mógł dostać się do nieba. Na wszelki wypadek św. Piotr zapytał jeszcze nadchodzącego Chrystusa. Wtem zrobił się hałas. Dwudziestu diabłów biegało po stopniach prowadzących do nieba
i krzyczało: Stój! Ten człowiek należy do nas. Ale właśnie wówczas u boku Jezusa pojawiła się Matka Boża. Miała w ręku swoją „złotą księgę”, którą wręczyła Jezusowi. Jezus przejrzał w „księdze” stronę dotyczącą tego człowieka i rzekł do swojej Matki: „Dobrze. Zasługuje na niebo”. Tam było zapisane, że ów gnuśny człowiek nosił Medalik. I diabły się wkurzyły, mówiąc: „Jeśli tak dalej pójdzie, będziemy bezrobotni”. I dlatego święcimy i nosimy Medaliki, by szatani nie mieli do nas i do naszych dzieci dostępu. Matka Boża będzie broniła.
Gdy jakiś satanista chce na kogoś „rzucić klątwę”, to prosi go, by najpierw zdjął Medalik. Amen.