II święto Narodzenia Pańskiego (26 XII 2024 r.)
BRACIA i SIOSTRY!
Czytałem niedawno takie oto zwierzenie: „Jestem taksówkarzem. Pasażerowie często opowiadają mi o swoim życiu. Raz starsza kobieta, którą wiozłem, bardzo mnie wzruszyła. Odpowiedziałem na wezwanie ze spokojnej dzielnicy domków jednorodzinnych. Była 2.30 w nocy. Ponieważ nikt nie schodził, podszedłem do drzwi i zapukałem. Drzwi otworzyły się. Stała przede mną drobna, około 80-letnia kobieta. W ręku miała niewielką plastikową walizkę. W mieszkaniu wszystkie meble przykryto pokrowcami, a ściany były puste. Kiedy doszliśmy do taksówki, podała mi adres i zapytała: - Czy mógłby pan przejechać przez centrum? – Nie jest to najkrótsza droga – odpowiedziałem. – Ach, nieważne – powiedziała. – Nie spieszy mi się. Jadę do domu starców. Popatrzyłem w lusterko wsteczne. Kobieta miała załzawione oczy. – Nie mam rodziny – kontynuowała. Lekarz powiedział, że pozostało mi niewiele czasu. Dyskretnie wyłączyłem taksometr. Przez dwie godziny jeździłem po mieście. Staruszka pokazała mi fabrykę, w której pracowała jako operatorka windy. Potem miejsce, gdzie mieszkała z mężem tuż po ślubie. Poprosiła, bym przejechał koło sklepu meblowego, który dawniej był salą balową, a ona jako młoda dziewczyna chodziła tam na tańce. Czasami prosiła mnie, bym zwolnił przy jakimś budynku lub zaułku, i wtedy nic nie mówiła.. Kiedy zaczęło świtać, powiedziała: Jestem zmęczona. Jedźmy już. Gdy podjechaliśmy, do taksówki podeszli dwaj uprzejmi pielęgniarze. Prawdopodobnie czekali na nią. – Ile płacę? – zwróciła się do mnie kobieta, szperając w torebce. – Nic – odpowiedziałem. – Musi pan z czegoś żyć. – Będę miał innych klientów – powiedziałem i schyliłem się, by ją przytulić. Odpowiedziała mi równie silnym uściskiem, mówiąc: - Bardzo tego potrzebowałam. – Ja myślę sobie, że nigdy w życiu nie zrobiłem niczego ważniejszego.
Opowiada też wolontariuszka domu dla bezdomnych
i ubogich. „Ta historia dla mnie zaczęła się w roku 2020. Moja bratowa, która była wolontariuszką powiedziała mi na łożu śmierci, że ja bym się w tym odnalazła. Więc poszłam. Przygotowywaliśmy obiady dla potrzebujących. Wtedy doznałam jakiegoś olśnienia, bo do tamtej pory dla mnie osoba bezdomna to był ktoś.. niewidzialny. Tam zaczęłam poznawać to środowisko. Urzekło mnie to, że oni są fantastycznymi ludźmi. Tylko że są pogubieni, głęboko poranieni emocjonalnie. Poznałam ich tragiczne historie, traumy dzieciństwa, które miały bardzo duży wpływ na ich życie. Z powodu tego i innych okoliczności znaleźli się na ulicy. Widząc ich radość
z talerza zupy, czystego ubrania i tego, że ktoś zatrzymał się
i porozmawiał z nimi, poczułam żal, że narzekamy na nieistotne sprawy, bzdury w naszym życiu. Parę lat temu Liliana, nasza podopieczna, powiedziała, że dzięki naszej pomocy w końcu nie wstydzi się wejść do autobusu, jest czysta i zadbana. Poczułam wtedy, że to, co robimy, jest naprawdę potrzebne, że przywracamy tym ludziom godność. Niejednokrotnie miałam wątpliwość, czy moja pomoc ma wpływ na ich życie – w większości przypadków mamy do czynienia z ludźmi chorymi, takimi też, którzy są uzależnieni. Wystarczy parę słów: - Pani Irenko, dziękujemy za pyszny obiad. Czuję się wtedy potrzebna. Mam takie poczucie, że gotujemy dla Jezusa, że On jest wśród nas. W ubogim naprawdę przychodzi Jezus. Ta posługa jest dla mnie uzupełnieniem Eucharystii. Eucharystia to bycie z Chrystusem
w wymiarze duchowym, gdzie On karmi na swoim Ciałem i Krwią, natomiast, to co robię fizycznie – jest namacalną obecnością Jezusa, i wśród tych najbiedniejszych ludzi, to my karmimy Jezusa, ubieramy i dbamy o Niego”. Podobnie może powiedzieć każda mata, która karmi swe dziecko, pielęgnuje, ubiera je.. To dla nas wszystkich Jezus przyszedł na świat: „Słowo stało się Ciałem
i zamieszkało między nami”. Amen.