Podwyższenie Krzyża Świętego (14 IX 2018 r.)
Do drzwi plebanii zadzwonił dzwonek. Przyszedł uczeń szóstej klasy szkoły podstawowej. Wręczając księdzu proboszczowi jakąś rzecz zapakowaną w szary papier, powiedział: „Proszę księdza proboszcza, w tym papierze jest zawinięty krzyż. Ja go znalazłem, gdy przechodziłem obok śmietnika. Ktoś go tam wyrzucił. Wiem, że on tam nie powinien być, dlatego przyniosłem go księdzu”. Ksiądz proboszcz był zbudowany postawą tego chłopca. Po jego odejściu wyciągnął z szarego papieru piękny krzyż, na którym wyciśnięte było piętno czasu. Zapewne przez wiele pokoleń krzyż ten wisiał w domu na honorowym miejscu. Towarzyszył rodzinie w różnych kolejach jej losu. Przed nim klękano, aby dziękować Bogu za łaski, jakie spływały na dom za pośrednictwem Chrystusa. Klękano przed nim, gdy przychodziło cierpienie i śmierć, a wtedy z krzyża spływało ukojenie, nadzieja i wewnętrzna moc. Tak się działo zapewne przez kilka pokoleń, aż przyszło to ostatnie, współczesne pokolenie, które zdjęło ten krzyż ze ściany swojego domu i wyrzuciło na śmietnik. Uznało bowiem, że krzyż jest im już niepotrzebny i wystarczy, że mają dobre konto w banku.
Jezus powiedział: „Jeśli, kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”. Wziąć swój krzyż, to znaczy przyjąć wszystko, co nam każdy dzień naszego życia przynosi i całkowicie zdać się na wolę Bożą. Nie jest to łatwe i zdarza się, że człowiek sam sobie chce urządzić życie tak, aby pozbyć się tego życiowego krzyża, albo przynajmniej go zmniejszyć, skrócić. I bywa wtedy w życiu człowieka, jak w tej opowieści. Otóż ludzie otrzymali od Boga różnego formatu i kształtu krzyże. Jeden z nich wybrał sobie najmniejszy krzyż, aby mu łatwo było go nieść. Ale i tak w drodze go skrócił, żeby był jeszcze lżejszy. W swojej wędrówce doszedł do przepaści i kiedy inni wędrowcy wcześniej użyli swoich krzyży na kładki nad przepaścią i mogli bezpiecznie przejść na drugi brzeg – jemu niestety zabrakło tyle, ile właśnie odciął ze swojego krzyża i nie mógł pokonać tej przepaści. Co z tego wynika? Bóg wie, jaki krzyż jest nam potrzebny i daje nam taki, jaki możemy udźwignąć i dzięki niemu pokonać różne przepaści życiowe. Trzeba go tylko z pokorą przyjąć, wziąć go oburącz i iść z nim przez życie. Każdy z nas ma swoją drogę krzyżową. Ale pamiętajmy, że na tej drodze nie jesteśmy sami. Z nami idzie przez wieki Chrystus, z nami kroczy nieprzeliczona rzesza wiernych, Jego naśladowców, świętych męczenników polskich i tych uroczyście wyniesionych na ołtarze i tych anonimowych. Wśród nich są nasi rodzice, bracia, sąsiedzi, którzy już przeszli do wieczności i nas, jeszcze pielgrzymujących drogami krzyża, wspierają swoim wstawiennictwem u Boga. Krzyż jest znakiem, który kojarzony jest zwyczajowo z Jezusem, ze zbawieniem. Ma wielką moc. Dlatego kapłani błogosławią krzyżem wiernych i krzyżem wyrzucają złe duchy.
Rząd Bawarii w Niemczech postanowił tego roku, aby w państwowych budynkach zawisły krzyże jako „widoczny znak uznania podstawowych wartości porządku prawnego i społecznego w Bawarii i Niemczech” – jak napisali w Uchwale. Decyzja ma obowiązywać od 1 czerwca 2018 roku. Premier Bawarii stwierdził: „Krzyż jest fundamentalnym symbolem naszej bawarskiej tożsamości i sposobu życia”. „Stoi on za elementarnymi wartościami, takimi jak miłość bliźniego, ludzka godność i tolerancja”. Oczywiście, lewicowa SPD w Niemczech krytykuje decyzję o zawieszeniu krzyży. W ostatnim „Pielgrzymie” czytaliśmy o tym, jak przy zaprzysiężeniu nowego socjalistycznego premiera Hiszpanii zabrakło Biblii i krucyfiksu, co w kraju będącym monarchią wydawałoby się oczywistością. A krzyż w Warszawie, który umieścili harcerze przed pałacem prezydenckim w dniach żałoby narodowej w 2010 roku, aby przypominał wszystkim, jaką stratę przeżywa naród? Stał się dla ówczesnych rządzących niewygodny i usunęli go, by zacierać pamięć o tylu ofiarach smoleńskich. A dlaczego, my chrześcijanie umieszczamy krzyż na grobach? Bo krzyż to znak zbawienia. Amen.