Kazanie na XXVIII Niedzielę Zw. (8 X 2022 r.)
Czy nie dziesięciu zostało uzdrowionych?
BRACIA i SIOSTRY!
Epidemie nawiedzały ludzkość prawie w każdej epoce. Groźba pandemii przerażała w Europie całe narody. Niszczyła ich zdrowie i życie, narażała człowieka na okrutne bytowanie, z góry skazywała na przegraną walkę, wywoływała fobie, lęki i strach. Wśród tych epidemii i zaraz należałoby wymienić syfilis, dżumę, wirus HIV czy trąd, o którym dziś mowa w dzisiejszej Ewangelii. Trąd, jest jedną z najstarszych chorób zakaźnych. Jego początki sięgają prawdopodobnie Chin. Przez setki lat przemieszczała się na Zachód. Trąd, znany od starożytności, często wzmiankowany jest w Biblii (w ST w Kpł, 2 Krl, Ewangeliach). Trąd był chorobą nieuleczalną. Zarażony nią człowiek umierał dwojako: fizycznie w długoletnim, powolnym procesie fizycznego i moralnego wyniszczenia oraz cywilnie, kiedy śmierć następowała natychmiast. Człowiek zarażony trądem w jednej chwili tracił wszystkie prawa wraz z majątkiem i rodziną. Pozbawiony był możliwości życia wspólnotowego, usuwany poza obręb murów miasta i nie miał prawa przekraczać z powrotem jego bram. Atrybutem trędowatego stała się sakwa na kiju oraz drewniana grzechotka, za pomocą której miał oznajmiać o swojej obecności. Korzystał z własnego naczynia do posiłku. Musiał zakrywać twarz, na ręce nakładać rękawice. Nie mógł też dysponować własnym majątkiem. Po kawałku gnił, rozkładał się i okropnie cuchnął. To wszystko budziło u innych litość. Powstawały dla nich specjalne leprozolia: szałasy w rodzaju chat, zlokalizowane poza granicami miast i osiedli. W tej izolacji chory nigdy nie zdrowiał, wręcz przeciwnie, był zarażony chorobą dziedziczną prowadzącą do śmierci. Do Polski trąd przywlekli niemieccy osadnicy i krzyżowcy w wieku od XI do XIII. Jedno z pierwszych leprozoliów w Polsce było ono na Pomorzu w Chełmnie (pocz. 1311 r.).
Dla leczenia chorych nie brakowało też różnych głupich wierzeń, magii, znachorów, wróżbitów i czarownic. Jednak Kościół inaczej ich traktował. Starał się im okazać przede wszystkim miłosierdzie. Wśród znanych osób, którzy zajmowali się chorymi na trąd byli, m.in.: jezuita o. Beyzym (pracował wśród trędowatych na Madagaskarze, zm. tam w 1912 r.), jezuita o. Marian Żelazek (w Indiach), Matka Teresa z Kalkuty (Indie) i inni.
W przypadku tych chorób chodzi nie tylko o kształtowanie danej populacji, ile o kondycję duchową całych społeczeństw w trakcie i po zakończeniu epidemii. Stawiam tu pytanie: Czy wiara poszczególnych osób i pamięć zbiorowa, np. o świętych pomogła przetrwać czas zagrożeń i epidemii? Czy odwoływanie się do Boga, Jego Matki czy świętych było zjawiskiem powszechnym i trwałym, czy raczej sporadycznym i okazjonalnym. W tych trudnych doświadczeniach ludzkość radziła sobie w ten sposób, że uciekała się do rozwiązań irracjonalnych, np. uciekając się do zabobonów, guseł, magii, astrologii.
Kościół od początku chrześcijaństwa otaczał się osobami świętymi. Wielu z nich na trwale uznał za swoich opiekunów, którzy czuwają nad jego zdrowiem (ostatnio spotkałem w Pelplinie znajomego, który powiedział mi, że żyje tylko dzięki św. Rycie). Wśród patronów epidemii można wymienić np. św. Rocha z Francji (zmarł przed 1429 r.), św. Sebastiana, św. Rozalię z Palermo (zm. ok. 1160 r.). My mamy naszego patrona od chorób zakaźnych, zwłaszcza na tyfus, ale też od zakażonych na COVID-19 – jest nim bł. Hilary Paweł Januszewski z Gręblina. Dzięki zanoszonym przez nas modlitwom za jego wstawiennictwem, nikt za naszych parafian nie umarł bezpośrednio na COVID – jedynie na choroby współistniejące. Scena z dzisiejszej Ewangelii oznacza, że Bóg chce od nas, byśmy Mu dziękowali za to, że przeżyliśmy. Chce byśmy, po tym doświadczeniu, wrócili na nowo do Niego. Czy Jezus też do nas nie kieruje swych słów: Idźcie, pokażcie się kapłanom – jesteście oczyszczeni. Amen.