Narodzenie św. Jana Chrzciciela (24 VI 2018 r.)
Dziś obchodzimy uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela, ostatniego proroka Starego Testamentu, zapowiadającego przyjście Mesjasza. Św. Jan Chrzcicil był synem kapłana Zachariasza i jego żony Elżbiety, krewnej Najświętszej Maryi Panny. Zapowiedziany przez anioła, poczęty został mimo podeszłego wieku rodziców, uświęcony zaś w łonie matki w chwili, gdy odwiedziła ją NMP w górskiej krainie Judei, w miasteczku Ain-Karim, oddalonym 7,5 km od Jerozolimy. Na przełomie 28/29 roku, po narodzenia Chrystusa, Jan usłyszał Boże wezwanie, powołujące go do głoszenia nadchodzącego królestwa Bożego i udzielania chrztu pokuty, przygotowania drogi Panu, zapowiedzi nadejścia długo oczekiwanego Mesjasza, Odkupiciela, w którym „wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,6). Czynił to w różnych miejscach: na pustkowiu, nad rzeką Jordan, w miasteczku Betania, niedaleko Salim. Ewangeliści streszczają jego kazania pokutne (Mt 3, 7-10; Łk 3, 7-14) oraz świadectwo, jakie wystawił Mesjaszowi: „po mnie idzie” Ten, „któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandałów”. Ewangeliści opowiadają też o powodzeniu jego przepowiadania (Mk 1,5; Mt 3,5) i pozyskanych uczniach (Mk 2,18). W końcu stawił się przed nim sam Mesjasz, którego Jan nie chciał ochrzcić i którego dzięki objawieniu Bożemu mógł wskazać ludowi jako Baranka Bożego (Mk 1,9). Jezus porównał go nie tylko do proroka Eliasza, ale że jest kimś więcej niż wszyscy prorocy oraz obsypał najwyższymi pochwałami (Mt 11,13; Mk 9,12). Jego osobista świętość znajduje swe naturalne podłoże w sile jego charakteru, dzięki któremu nie był „trzciną kołyszącą się na wietrze”. Jan Chrzciciel za to, że nie ugiął się przed Herodem Antypasem, któremu wyrzucał jego kazirodcze małżeństwo, znosił trud więzienia. Zginął ścięty mieczem na życzenie córki Herodiady, Salome, nie mając jeszcze 40-tu lat.
I dziś trzeba ciągle przypominać, że są tacy, którzy są powołani do głoszenia słowa Bożego i sprawowania sakramentów świętych – są to kapłani, i są tacy, którzy są powołani do zawarcia małżeństwa, ponieważ: „mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. W nauczaniu o małżeństwie Jezus wyraźnie nawiązał do Pierwszej księgi pisma św., do księgi Rodzaju, i stwierdził, że sam Bóg jest Stwórcą mężczyzny i kobiety. On każe „opuszczać im ojca i matkę”. On wreszcie sprawia, że stają się „jednym ciałem”, i zaznaczył „Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela (…). Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Mt 19,3-9). Podejmowanie życia intymnego należy przede wszystkim do realizacji dobra małżonków, którzy przyjęli sakrament małżeństwa. Chodzi bowiem o pielęgnowanie wspólnoty życia małżeńskiego. Należy do tego także: zachowanie wierności i nierozerwalności małżeńskiej, świadczenie wzajemnej pomocy współmałżonkowi, pomoc w rozwoju osobowości i pomoc w osiąganiu świętości współmałżonka.
Tu zwracam się także do młodzieży: do małżeństwa trzeba dojrzeć nie tylko biologicznie, ale także psychicznie i społecznie. U źródeł konfliktów małżeńskich bardzo często stoi właśnie brak zrozumienia różnic między mężczyzną i kobietą. Dojrzewanie seksualne – jak wiadomo – w ostatnim czasie uległo pewnej akceleracji, młodzież szybciej rośnie i wcześniej osiąga tzw. dojrzałość biologiczną, czyli zdolności do przekazywania życia, jest płodna. Płodność w żadnym wypadku nie może być utożsamiana ze zdolnością do rodzicielstwa, ze zdolnością „bycia” ojcem czy matką. Ludzkie rodzicielstwo wymaga jeszcze przygotowania psychicznego i społecznego. W okresie dojrzewania młodego człowieka są inne zadania, nie rodzenie dzieci, ale właśnie przygotowanie do przyszłych odpowiedzialnych zadań i obowiązków. Wielu młodych ludzi ma zaledwie nie uporządkowane wyrywkowe wiadomości, które powodują nieraz reakcje nerwicowe, i się rozchodzą. W Kościele katolickim nie ma rozwodów. Gdy małżonkowie przyjmują sakrament małżeństwa – łaska Pan spływa na małżonków nieustannie, jednakże trzeba ją umacniać modlitwą i niedzielną mszą św.