WIELKI CZWARTEK 2018 rok.
Jezus zapowiada uczniom kilka razy swoje ukrzyżowanie, ale spotyka się z całkowitym niezrozumieniem z ich strony, nawet ze strony Piotra. Podczas Ostatniej Wieczerzy, którą dziś wspominamy, podając uczniom kielich z winem, Pan mówi: „Pijcie
z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów”. Zapowiada w ten sposób, że Jego niewinnie przelana krew będzie znakiem nowego przymierza, nowego przebłagania. Ustanawia w ten sposób Eucharystię. Istotą nie jest tu zwyczajny posiłek, ale ofiara złożona na krzyżu nazajutrz w Wielki Piątek, której owoce to: przebaczenie grzechów, odkupienie, pojednanie, wspólnota z Bogiem, miłość, nowe życie, które będą szafowane poprzez sakrament ołtarza. Sednem mszy św. nie jest uobecnianie Ostatniej Wieczerzy, jak to jest u protestantów, ale ofiary Chrystusa na krzyżu. Jezus odprawił pierwszą mszę św. na Golgocie. To były Jego prymicje, bo wtedy Jego krew została rzeczywiście, dosłownie za nas przelana, a Jego ciało za nas wydane. Wtedy złożył ofiarę z siebie. Jego miłość do Ojca i do nas objawiła się przez przelanie krwi. Ostatnia Wieczerza była zapowiedzią krzyża i przekazaniem uczniom tego, w jaki sposób mają tę jedną jedyną zbawczą ofiarę uobecniać
w sakramentalnych znakach chleba i wina. Na przykład, protestanci nie wierzą w realną obecność Chrystusa w Eucharystii (uznają tę obecność jedynie w momencie przyjmowania Komunii św.). Nadużyciem jest zatem dopuszczenie do Komunii św. na każdej mszy św. protestantów, bo to sprzeniewierzenie się doktrynie
i dyscyplinie Kościoła katolickiego. Jako katolicy wierzymy
w realną i stałą obecność Pana Jezusa pod postacią chleba i wina. Komunii św. nie można też udzielać osobie, która żyje w grzechu śmiertelnym (ciężkim). Należy tu wymienić także osoby żyjące
w związkach niesakramentalnych czy osoby opowiadające się za aborcją (dotyczy to także polityków). W słowach Jezusa wypowiedzianych nad kielichem podczas ostatniej wieczerzy daje On <Nowe Przymierze> w swojej krwi. Jego krew, czyli całkowity dar z siebie samego, w którym przemieni przez cierpienie całe zło ludzkości i włączy ludzkość we własne posłuszeństwo. Udział
w Ciele i Krwi Chrystusa znaczy, że On odpowiada za nas i w sakramencie Eucharystii przyjmuje nas do liczby tych „wielu”, jak powiedział: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana”. I to się dokonuje nieustannie w każdej mszy św. Św. Paweł napisał w Liście do Rzymian, że Bóg ustanowił Jezusa „narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi”. W Nim Bóg dokonał pojednania z ludźmi, biorąc na siebie grzech, cierpienie i śmierć, ofiarując w zamian ludziom swoją nieskończoną miłość. Zgodnie ze średniowiecznym przekonaniem pelikan karmi swoje młode pisklęta krwią z własnej piersi. Dlatego pelikan stał się bardzo popularnym symbolem Eucharystii (jest umieszczany na wielu ołtarzach).
W obrazie Jezusa Miłosiernego namalowanym zgodnie z wizją św. siostry Faustyny znajduje się nawiązanie do tej bogatej symboliki. Promienie wychodzące z boku Zmartwychwstałego przypominają wodę i krew, które wypłynęły z serca ukrzyżowanego Pana. Św. Jan, jako naoczny świadek męki Jezusa, zaświadcza, że z Jego boku wypłynęła krew i woda. Ta sama miłość miłosierna jest obecna
i „promieniuje” w sakramentach. W Koronce do Miłosierdzia Bożego na dużych paciorkach powtarzamy: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata”. Pytanie: Czy ja grzesznik mam prawo „ofiarować” Tego, który za nas ofiarował się na krzyżu? Czy mogę ofiarować Jego krew? Tak, muszę tylko, jak Maryja i jak umiłowany uczeń Jan, stanąć pod krzyżem z wiarą. Mam szansę to uczynić podczas każdej mszy św. A wtedy moje ciało i krew, czyli moje człowieczeństwo, moja miłość do Boga i ludzi zostają włączone w największy akt miłości w dziejach. Oddaję Jezusowi moją skażoną grzechem krew, a On tłoczy mi w duszę
i ciało swoją. Transfuzja ratująca mi życie. To, co dobre we mnie, dzięki Jezusowi przyczynia się do zbawienia świata. W kielichu zbawczej krwi pojawia się także kropla mojej krwi
WIELKI PIĄTEK 2018 rok.
Dziś w Wielki Piątek będziemy adorować krzyż, czyli patrzeć z miłością i całować święte rany Ukrzyżowanego Chrystusa, z których to ran popłynęła Jego krew. Autor Listu do Hebrajczyków napisał, że „krew Jezusa przemawia mocniej niż krew Abla”. Krew Jezusa nie woła bowiem żądaniem odwetu, jak krew po zabójstwie Abla, która „głośno” wołała ku Bogu „z ziemi”. Krew przelana przez Jezusa mówi o przebaczeniu, pojednaniu, miłości i miłosierdziu. W kulcie żydowskim krew, oprócz odniesienia do życia i przymierza, miała także znaczenie ekspiacyjne, czyli służyła uwalnianiu od winy z powodu grzechów. U Żydów, w Dzień Przebłagania zabijano zwierzęta jako ofiarę w zastępstwie ludzi, którzy zasłużyli na śmierć za swoje grzechy. W przelanej na krzyżu krwi Chrystusa wypełnia się to, co w Starym Testamencie zostało zapowiedziane. Mocą Jego krwi zostaje zawarte nowe przymierze
z Bogiem. Krew Jezusa – nowego Baranka paschalnego – oznacza wyzwolenie już nie z niewoli politycznej, jak to było w przypadku zawarcia przymierza przez Mojżesza pod górą Synaj, ale z niewoli duchowej – grzechu i śmierci. Podczas „Obrzędów Komunii św.” we mszy św. po „Ojcze nasz”, w okresie Wielkiego Postu, kapłan mówi: „Panie Jezu Chryste, przez Twoją śmierć na krzyżu Bóg Ojciec wprowadził pokój między niebem i ziemią”. We krwi Ukrzyżowanego Chrystusa dokonuje się zadośćuczynienie, ekspijacja, przebłaganie Boga Ojca za grzechy nasze i całego świata. Pijąc ją z eucharystycznego kielicha we mszy św., stajemy się jedno z Nim, a przez Niego i z Bogiem Ojcem. Stajemy się świętymi świętością samego Boga.
Śmierć Jezusa, patrząc na nią czysto po ludzku, była jedną z wielu ludzkich śmierci, kolejną w historii egzekucją wykonaną na niewinnej ofierze. Prawdziwy sens śmierci Jezusa przynosi wiara. Wspomnę tutaj św. Maksymiliana Marię Kolbego: to wiara dała świętemu Maksymilianowi zwycięską moc na jego drodze krzyżowej. Aresztowany 11-go lutego 1941 roku przyjął ofiarę niesienia krzyża – podobną do Chrystusowej. Umieszczony jako więzień najpierw na Pawiaku, a od 28-go maja 1941 roku w Auschwitz w okolicach Oświęcimia – pierwszym obozie koncentracyjnym założonym przez Niemców na ziemiach okupowanej przez III Rzeszę Polski. Tu wiele razy bity do nieprzytomności przez Niemców SS-manów z oznaką trupiej czaszki, nieustannie katowany przy wyrąbywaniu i noszeniu słupów drewnianych przez niemieckiego kryminalistę tzw. „krwawego” Krotta, w końcu, gdy z obozu uciekł jeden ze współwięźniów, dobrowolnie, pełen zawierzenia Niepokalanej, odarty z szat, złożył ofiarę swego życia, umierając z głodu w bunkrze głodowym za innego więźnia, wyznaczonego na śmierć głodową. Oddał życie
w obozie koncentracyjnym – miejscu największego bestialstwa ludzkiego i zarazem – miejscu największego heroizmu człowieczego.
Komendantem obozu Auschwitz był niemiecki oficer Rudolf Hӧss, który zorganizował go w kwietniu 1940 roku. Jak zeznał przesłuchiwany w Minden nad Wezerą w marcu 1946 roku: „Liczba ofiar straconych i zlikwidowanych tam w komorach gazowych i piecach krematoryjnych wyniosła 2 500 000 ludzi różnej narodowości. Ponadto co najmniej pół miliona ludzi zginęło wskutek głodu i chorób, tak że łączna liczba sięga trzech milionów. (…) Od stycznia 1942 roku kierowałem akcją masowego zabijania Żydów w urządzeniach niszczycielskich obozu koncentracyjnego – zeznał Rudolf Hӧss. Gdy przez Berlin i Warszawę amerykańską maszyną przyleciał do Polski – do Krakowa, na dworcu musiał
w otoczeniu policji czekać na auto, ludzie błyskawicznie rozpoznali największego mordercę Polaków. Nikt nie uderzył go kamieniem ani nie napluł w twarz. Polacy nie chcieli poniżać się do metod zbrodniarzy hitlerowskich oraz jako katolicy pamiętali słowa Jezusa z krzyża: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Rudolf Hӧss, skazany na karę śmierci, zawisnął na szubienicy poza ogrodzeniem obozowym w Oświęcimiu – to miał być akt nie zemsty, ale sprawiedliwości. Z drugiej strony nie można było profanować miejsca męczeństwa trzech milionów ludzi.
WIELKA SOBOTA 2018 rok.
Dziś, w Wielką Sobotę Kościół adoruje Chrystusa
w milczeniu. Dziś też święci się pokarmy na stół wielkanocny. Po zachodzie słońca rozpoczyna się Liturgia Wigilii Paschalnej. Składa się ona z czterech zasadniczych części: 1 – liturgii światła, 2 – rozbudowanej liturgii Słowa (opisującej wydarzenia historii zbawienia, miłość Boga i wierność Przymierzu), 3 – części chrzcielnej, 4 – liturgii eucharystycznej. Uroczyste zapalenie paschału uzmysławia nam raz jeszcze, że
w Zmartwychwstałym dokonało się przejście z mroku do jasności, ze śmierci do życia. Następuje uroczysta proklamacja Orędzia Paschalnego (Exultet). „Zależnie od tradycji i miejscowych warunków procesję rezurekcyjną można odprawić po Wigilii Paschalnej albo rano przed pierwszą mszą św.” Zmartwychwstanie, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia dokonało się bez świadków. Nie był to powrót do obecnego życia, czyli reanimacja zwłok, jak wskrzeszenie młodzieńca z Nain, córki Jaira lub Łazarza, lecz wejście w radykalnie inny wymiar egzystencji. Wskrzeszeni przez Jezusa powrócili do doczesności oraz życia przed swoją śmiercią, ale w przyszłości musieli znowu umrzeć. Zmartwychwstanie Jezusa to wydarzenie absolutnie nowe, czyli przejście do życia niepodlegającego już władzy śmierci. Żaden człowiek, nawet żołnierze, którzy pilnie strzegli grobu Jezusa, nie był świadkiem samego zmartwychwstania Jezusa, Jego powstania
z martwych. Mamy jednak do dyspozycji bezcenne świadectwa
o spotkaniach ze Zmartwychwstałym Jezusem, które stały się udziałem Jego uczniów i osób, które przed śmiercią Mu towarzyszyły. Najstarsze utrwalone na piśmie świadectwo
o zmartwychwstaniu Jezusa zachowało się w 15-tym rozdziale Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. List został napisany przez św. Pawła w Efezie w roku 55 lub 56, podczas jego trzeciej podróży misyjnej. Paweł napisał: „Przekazałem wam na początku to, co przejąłem, że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem, i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom jednocześnie (…).
W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie..”. Wyznanie wiary w zmartwychwstanie Jezusa opiera się na dwóch zasadniczych przesłankach. Po pierwsze, jest zgodne
z zapowiedziami Pisma, czyli ksiąg Izraela (mamy tu na myśli określone teksty Starego Testamentu), które podkreślały oczekiwania i zapowiedzi mesjańskie, i doczekały się spełnienia oraz po drugie, prawda o zmartwychwstaniu Jezusa opiera się na zgodnym świadectwie Jego uczniów i wyznawców. Wprawdzie, gdy Jezus wiele razy zapowiadał uczniom swoje zmartwychwstanie, oni nie dopuszczali do siebie myśli o Jego śmierci, zaś o zmartwychwstaniu sądzili, że nastąpi ono dopiero na końcu czasów. Cztery Ewangelie powstały później niż Pierwszy List św. Pawła do Koryntian. Świadectwa o spotkaniach ze Zmartwychwstałym mają w nich formę narracji, czyli opowiadań o przeżyciach poszczególnych osób. Jak chociażby ta z dzisiejszej Ewangelii, według św. Marka, mówiąca o trzech kobietach: Marii Magdalenie, Marii matce Jakuba i Salome, które „po upływie szabatu” nakupiły wonności, „żeby pójść namaścić Jezusa”. Było to „wczesnym rankiem,
w pierwszy dzień tygodnia”. Zastanawiały się w drodze: „Kto nam odsunie kamień od wejścia do grobu?”. Kamień jednak był już odsunięty. Weszły do środka grobu i zastały tam młodzieńca, który rzekł do nich, „aby się nie bały” i wyjaśniał im o Jezusie
z Nazaretu oraz co mają dalej robić? Jedne narracje wskazują więc na „pusty grób”, do którego złożono martwe ciało Jezusa, lecz sam pusty grób nie może być wystarczającym dowodem zmartwychwstania. Inne opowiadają o ukazywaniu Zmartwychwstałego w różnych miejscach i okolicznościach. Ewangeliści zgodnie opowiadają o tym, co się wydarzyło,
i przytaczają słowa Zmartwychwstałego wypowiedziane do wybranych świadków. Świadectwa o Zmartwychwstałym nie zostawiają wątpliwości, iż nie powrócił do życia biologicznego.