Parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny
Wielki Garc

Kazania na rok 2017

Piątek, 02 Marzec 2018 r.

Kazania na rok 2017


NIEBEZPIECZEŃSTWO SMARTWONA

Wesołych Świąt rozświetlonych setkami megabajtów”. Ja nie żartuję. Takie życzenia otrzymałem od Firmy „Orange”. I jestw tym nieco prawdy. Ostatnio w Ameryce ukazała się jednaz najbardziej interesujących, a zarazem przygnębiających książek pt. „iGen”. Jej autorką jest pani Jean Twenge, profesor psychologii na uniwersytecie w San Diego (USA), która od 25 lat zajmuje się analizowaniem zmian zachodzących w kolejnych pokoleniach młodzieży. TytułiGen” to skrótowe określenie pokolenia. Literai” pochodzi od iPhone`ów czy iPadów. Autorka diagnozuje młodych ludzi urodzonych po 1995 roku. To pierwsze pokolenie, które dojrzewało ze smartfonem w ręku. Autorka w swej książce opisuje, że telefony czy tablety wpłynęły w decydujący sposób na świadomość młodych ludzi, ich zachowania, wartości, zdrowie psychiczne, podejście do takich spraw jak chociażby religia czy spotkania i kontakty z drugą osobą, i to nie tylko z rówieśnikami, ale także z rodzicami. Pokoleniei” zastąpiło spotkania twarzą w twarz kontaktami za pomocą mediów społecznościowych, i właśnie dlatego doświadczają niepokoju, depresji i samotności. Na przykład, trzynastoletnia młodzież uwielbia „spotykać się” z przyjaciółmi na Snapchacie (aplikacja umożliwiająca wysyłanie zdjęć i krótkich filmików, które znikają po obejrzeniu). Czasem zachowuje się jakieś wyjątkowo głupie zdjęcie, które potem może służyć jako szantaż. Większą część wakacji młodzież spędza siedząc w pokoju z telefonem. Tłumaczą: „Nie dostaliśmy szansy poznania życia bez iPadów czy iPon`ów. I chyba lubimy nasze telefony bardziej niż realnych ludzi. W Polsce wiele nastolatków z reguły używa samrtfonów, czyli telefonówz ekranikiem i dostępem do sieci (Wi-Fi). Mimo braku zamożności już niemal każdy posiada smartfon (oprócz naszego księdza proboszcza). Niektóre ze zmian można uznać za pozytywne. Pokoleniei” czuje się lepiej w swoim pokoju niż w samochodzie taty czy na imprezie. Młodzi rzadziej wychodzą z domu i dzięki temu mniej są narażeni na przemoc, wypadki czy uzależnienie np. od alkoholu. Jednak poziom ich psychicznej odporności obniżył się radykalnie – twierdzi autorka książki. Wzrosły wskaźniki depresji i samobójstw. Pokoleniei” stoi bowiem na skraju kryzysu zdrowia psychicznego. Dwa współczesne „wynalazki”: smartfon i Facebook spowodowały bowiem brak „chęci wyrwania się z domu”, pragnienia niezależności, młodzieńczej buntowniczości, zrobienia prawa jazdy, pojechania z rówieśnikami gdzieś poza dom. Taki urok nie pociąga pokolenia smartfona Bo kontak ze smartfonenem jest od tego ważniejszy. Spotkania z przyjaciółmi odbywają się teraz przez posyłanie tekstów, zdjęć, filmików ze smartfona na smartfon. Mało tego. Młodzież bardziej zdziecinniała, bo w generacji pokolenia „idzieciństwo uległo wydłużeniu na całą szkołę średnią (18-latki  zachowują się jak  dawne 15-latki). Poprzednie pokolenie chciało jak najszybciej zarobić swoje pieniądze na swoje rozrywki. Młodzi podejmowali więc prace dorywcze i łączyli je ze szkołą. Dziś młodzież z pokolenia „ijest także mniej skłonna do randkowania (chodzi o młodzież starszą). Mimo, że młodzież spędza dziś więcej czasu pod tym samym dachem z rodzicami, to jednak ich kontaktz ojcem czy matką nie jest wcale lepszy. Nie rozmawiają ze sobą. Mówią do nich po prostu „OK. OK.”,  nie odrywając wzroku od telefonów. Młodzież przestała spędzać czas na boisku, podwórku,u kumpli, w domu czy na ulicy. Przestrzenią spotkań stała się wirtualna rzeczywistość, do której wchodzi się przez „apki” czy strony internetowe i wcale nie są dzięki temu szczęśliwsi czy bardziej religijni. Im więcej czasu nastolatki spędzają przed ekranem, tym bardziej prawdopodobne jest wystąpienie u nich objawów depresji. Portale społecznościowe dają iluzję obecności, bliskości, rozmowy z innymi. Pokolenie połączone internetowym łączem jest przerażająco samotne i zagubione – podaj pani profesor psycholog. Nastolatki rzadziej rozmawiają ze sobą, rzadziej spędzają czasze sobą. samotne. Media społecznościowe nie zaspokajają podstawowego pragnienia każdego nastolatka, by czuć się zaakceptowanym. Wręcz przeciwnie, pogłębiają poczucie odrzucenia. Nastolatki chętnie dokumentują swoje spotkania, przeżycia, imprezy np. na Facebooku. Ale ci, którzy zostają wyrzuceni z grona tzw. „znajomych”, boleśnie to odczuwają. Stąd wzrosło poczucie wyobcowania, szczególnie wśród dziewcząt. (czują się odtrącone). Gdy umieszczają swoje zdjęcia na Instragramie, denerwują się, co ludzie o niej pomyślą i co powiedzą, jak ją spotkają. Czasem wkurza ich to, że nie dostają odpowiedniej liczby lajtów [polubień] pod zdjęciem. Istnieje też cyberprzemoc, internetowa agresja, zagrożenie zboczeńców (ale to na osobne kazanie). Póki co, nie życzę wam „Świąt rozświetlonych setkami megabajtów”, jak życzył mi to „Orange”, ale rodzinnych świąt, bez uzależnienia od smartfona (niektórzy idą nawet spaćz telefonem), a gdy do ciebie przyjdzie koleżanka, aby porozmawiać, nie patrz ciągle w ten ekranik i  nie mów tylko: „Ach tak, nieważne”, tylko odłóż ten telefon (bo koleżanka wyrwie ci go z ręki i rzuci ci nim o ścianę).

Na pogrzeb.

Przygotowanie się na śmierć to zadanie całego życia. Jest nim wierne  pełnienie woli Bożej, miłość Boga i bliźniego, pokładanie nadziei w Bogu samym, a nie w ludziach czy rzeczach tego świata. Jeżeli człowiek nauczy się w drobnych sytuacjach życiowych obumierać egoizmowi, pysze, próżności, swoim wadom, słabościom i różnym chorym przyzwyczajeniom, wtedy godzina śmierci nie będzie mu godziną obcą i straszną, ale godziną, na którą będzie przygotowany. Próbujmy zatem patrzeć na naszą codzienność z perspektywy śmierci i życia wiecznego. Chrześcijanin powinien być człowiekiem zawierzenia i nadziei, zawsze gotowym do wyruszenia w podróż, z której już się nie wraca. Jednym ze sposobów przygotowania się do dobrej śmierci jest ufna modlitwa. Patronami dobrej śmierci są Matka Boża i św. Józef. Możemy więc, i powinniśmy, prosić ich pokornie o dar dobrej śmierci. Przykład pięknego umierania dał nam św. Jan Paweł II, który przechodził do „domu Ojca” na oczach całego świata. W towarzyszeniu choremu terminalnie nie można pominąć troskio doprowadzenie go do spotkania z Chrystusem w sakramencie pojednania, Komunii św. oraz sakramencie chorych. Te sakramenty wielkim skarbem. Wielka tu rola rodziny, która zajmie się duchowym przygotowaniem chorego do śmierci. Sakramenty te szczególnie przeznaczone dla tych wierzących, których życie jest zagrożone z powodu choroby lub podeszłego wieku (jak to było w przypadku śp. Rozalii, lat 95). Udzielając sakramentu chorych, kapłan modli się: „Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego. Pan, który odpuszcza ci grzechy niech cię wybawii łaskawie podźwignie”. Sakramenty te tak ważne, że Kościół zapisuje je w parafialnej Księdze Zmarłych. Zgłaszającym pogrzeb kapłan zadaje: „Kto i jakich sakramentów udzielił przed śmiercią?I jest to następnie zapisane – to sprawdza biskup wizytujący co 5 lat parafię. Łaska sakramentalna pomaga człowiekowi przezwyciężyć lęk i przemienić go w pragnienie życia wiecznego oraz umacnia nadzieję. Jest ona „towarzyszką” ostatniej podróży. Nadzieja na wyzdrowienie może przerodzić się w nadzieję spokojnej śmierci i nadzieję na niebo. Tak też było ze śp. Rozalią, która  krótko przed śmiercią, gdy jej długoletnie ciało wycofywało się z życia, takiej łaski dostąpiła. I jeszcze jedno: dla umierającego bardzo pomocna jest miłująca obecność kogoś bliskiego. Dlatego najlepiej jest, gdy człowiek umiera w domu, wśród swoich, przy zapalonej przez nich świecy. Ta obecność jest bardzo potrzebna konającym. Pomocne są takie gesty, jak: trzymanie za rękę, które może bardzo łagodzić narastające w nich napięcie, otarcie potu z czoła, zwilżenie ust, itp. Liczą się wszystkie gesty, które dają odczuć konającemu, że nie jest sam. W agonii powinniśmy modlić się z umierającym i za umierającego np. Różaniec lub Koronka do Miłosierdzia Bożego, albo akty strzeliste: „Jezu, ufam Tobie!” czy do św. Józefa, a promień zapalonej gromnicy to światło Chrystusa, który czeka na spotkanie z każdym człowiekiem przechodzącym do wieczności. Jeśli nie było kapłana to należy kropić posłanie i umierającego wodą święconą, aby w ten sposób oddalać wszelkie zakusy szatana. Dziękujmy dziś za piękne, długie i bogobojne życie śp. Rozalii.

Świętej Bożej Rodzicielki – Maryi (1 I 2018 r.)

MATKA BOŻA, A  POWOŁANIE KOBIETY

U progu nowego roku Kościół przedstawia nam Maryję jako Świętą Bożą Rodzicielkę. Kościół wierzył od początku, że Maryja jest Matką Chrystusa, Boga i Człowieka. WSkładzie Apostolskim”, najstarszym wyznaniu wiary, mówimy o Jezusie „który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny”. Samego słowa „Boża Rodzicielkazaczęto używać już pod koniec II wieku. Prawda ta miała jednak przeciwników. Do najbardziej znanych należy Nestoriusz, patriarcha Konstantynopola. Dla niego Chrystus nie był tylko jedną Osobą o dwu naturach: boskiej i ludzkiej. Jezus według niego nie był Bogiem, ale tylko człowiekiem, w którym zamieszkał Syn Boży. Stąd twierdził, że Maryja nie zrodziła Boga-Człowieka, ale Chrystusa człowieka, w którym potem zamieszka druga Osoba Boska. Dlatego Maryi nie należy też nazywać Bogarodzicielką. Według niego, Maryję można tylko w przenośni uważać za Matkę Bożą. Podobnie, jak jakąś kobietę nazywa się matką księdza czy matką jakiegoś biskupa. Taka matka urodziła zwykłego człowieka, a potem został księdzem czy biskupem. W rozumowaniu Nestoriusza tkwiła obawa, aby poganie nie pomyśleli, że Chrystus jako Bóg chrześcijan nie jest odwieczny, ale zaczął istnieć od swego urodzenia. Św. Cyryl, patriarcha Aleksandrii w Egipcie, oprócz swych wielu Listów, za zgodą papieża Celestyna I zwołał w sprawie Nestoriusza w roku 431 sobór w Efezie. Na ten sobór nie przybył Nestoriusz. Na soborze potępiono naukę Nestoriusza. Stwierdzono, że nikt z chrześcijan nie wierzy, że Osoba Boża Chrystusa zaczęła istnieć dopiero od urodzenia w Betlejem, ale że istniała od wieków. Orzeczenie soboru bardzo przyczyniło się do rozszerzenia czci Matki Bożej. Przez wieki chrześcijanie czcili Matkę Chrystusa. Była Ona szczególnie bliska sercom milionów matek, jak Ona znających trudy macierzyństwa i zatroskanych o swe dzieci. Natura wyznaczyła kobiecie w procesie rodzenia rolę całkowicie różną niż mężczyźnie. Wszystkie kobiety muszą uświadomić sobie, jak wielką podejmują odpowiedzialność, dając życie dziecku, nawet temu eugenicznie choremu. Aleksandra Jakubowska, dawna rzeczniczka lewicy polskiej w rządzie Józefa Oleksego (wcześniej odmówiła Waldemarowi Pawlakowi). Od 1987 roku pracowała w telewizji jako reporter sejmowy oraz prowadząca „Dziennik”i „Wiadomości”. Relacjonowała obrady Okrągłego Stołu (dodam – niekonstytucyjnego). W 1991 roku z hukiem odeszła z TVP. Karierę dziennikarską rozpoczynała w „Sztandarze Młodych”, organie Związku Młodzież Polskiej. Młodzieżowa prasa z czasów PRL często pisała o aborcji. Dla młodych ludzi nie było to zagadnienie teoretyczne. Pisząc w tym piśmie popierała aborcję. Jak sama podaje: „Byłam pod tym względem bardzo radykalna”. Walczyła z Kingą Wiśniewską-Roszkowską, lekarką publikującą w kościelnym „Tygodniku Powszechnym”, a także z ks. Stanisławem Małkowskim, który był jednym z założycieli powstałego w 1979 roku ruchu „Gaudium Vitae” (Radość Życia). Twardo popierała aborcję na życzenie. „Życie się zmienia. I osobiste doświadczenia też nas zmieniają” – mówi dziś w wywiadzie pt. „Lwica na brzegu rzeki”. „Po urodzeniu mojego dziecka i po tym, kiedy dowiedziałam się, że jest niepełnosprawne, życie stało się dla mnie ogromną wartością”. Nie pojawiła się na tzw. „czarnym proteście”. Dziś pisze, żeobyczajowa lewica nie będzie miała z niej pożytku”. Miliony kobiet rozpoczynają dziś Nowy Rok. Dla niektórych przyniesie on – być może –  urodzenie dziecka, dla innych zaś troskę o jego wychowanie i o dom rodzinny. Czegoż można życzyć dziś matkom i ojcom? Tego, aby dobrze wypełnili podstawowe zadanie swego życia, aby przez cały rok słuchali co niedzielę słów Jezusa, płynących z Ewangelii i kazań ks. Proboszcza, i rozważali je w sercach swoich i umysłach oraz wdrażali w swoim codziennym życiu. Tak czyniąc, będziemy, podobnie jak Maryja Boża Rodzicielka, blisko Jezusa – zbawienie nasze.

Świętej Rodziny (B) – 2017 r.

DECYDUJĄCA KONFRONTACJA MIĘDZY KOŚCIOŁEM I SZATANEM DOTYCZYĆ BĘDZIE MAŁŻEŃSTWA I RODZINY

Jakie znaczenie ma Święta Rodzina dla współczesnej rodziny – dla ojca, matki i dzieci? Mówimy: dawniej wszystko było inaczej niż dziś. Czy aby wszystko? Oto było Dziecię kochane przez Maryję, Jego Matkę i Józefa zastępującego Boga. Wszyscy troje stanowili jedno we wzajemnym poszanowaniu i miłości. Trudne sprawy i cierpienia czekały na Dziecię i Rodziców, ale nic im nie mogło przeszkodzić: ani Dziecięciu, które było kochane i pod czułą opieką; ani Rodzicom, którzy w Bogu złożyli nadzieję i byli gotowi iść poprzez życie drogą, którą Bóg im wyznaczył u boku Jezusa. Decydująca konfrontacja między Królestwem Bożym i szatanem będzie dotyczyć małżeństwa i rodzinynapisała 36 lat temu siostra Łucja z Fatimy. I to proroctwo spełnia się na naszych oczach. Szatan rzuca Bogu straszne i ostateczne wyzwaniechce powstania anty-tworzenia, które ludzie uznaliby za lepsze od tego, które wyszło z ręki Boga. Dlatego uderza w fundament stworzenia, jakim jest życie i rodzina. Z tego powodu dąży do uznania aborcji i eutanazji za prawo człowieka. Dlatego też świat dąży do zrównania związków homoseksualnych z małżeństwami. Diabeł, ten kłamca, prowadzi politykę światową za pomocą kłamstw i oszczerstw. Jednym wielkim oszustwem są bowiem propagowane wszelkie dewiacje w życiu płciowym, jak: In vitro, gender, wybór płci, przekształcanie płci, tzw. małżeństwa homoseksualne i z adopcją dzieci, negacja różnic płciowych, niwelacja małżeństw i rodzin, rozwody, rzekome prawo kobiety do aborcji, miłosierna eutanazja, nawet dzieci! Słowem: nie rodzenie potomstwa, staje się jakby naczelną wartością życia, wyższą od ducha i osoby, a nawet wypierającą życie moralne i religijne. W licznych krajach zachodnich dewiacje uzyskały już status prawa. Tak zwani „eksperci” z ONZ, jak bogowie, decydują o tym, kto jest, a kto nie jest podmiotem prawa. Kto jest już człowiekiem, a kto nie. Parlament Europejski uznał, że ochrona życia poczętego dziecka to przemoc wobec kobiet! A nasz poprzedni rząd, niestety, to ratyfikował. We Francji, oprócz płci „kobieta” i „mężczyzna”, można się posługiwać pojęciem płci „nijakiej”? W Portugalii, homoseksualiści mogą wychowywać dzieci! W Wielkiej Brytanii, kobiety w ciąży nie można nazywać „matką”. W Norwegii, zwolniono z pracy polską lekarkę, ponieważ odmówiła wykonywania zabiegów zagrażających życiu poczętych dzieci. W Polsce – w Gdańskusąd skazał młodą dziewczynę za protest przeciwko dewiacyjnemu spektaklowi „Klątwa”. Na Śląsku – w Kłodzku, także w Rzeszowie czy Wałczu, sąd ostatnio skazał młodego obrońcę życia za prezentowanie plakatu z ofiarą aborcji! W krajach zachodnich oraz na poziomie instytucji międzynarodowych instytucja rodzinna jest nieustannie atakowana od 1993 roku. Pojawia się nienawiść nie tylko wobec poczętego dziecka oraz wobec własnej tożsamości matki i ojca, płci i rodziny. Genderyści uzurpują sobie wiedzę, że  wszelkie zasady i zachowania seksualnedziełem kultury, a nie biologii, i dlatego możemy je dowolnie zmieniać. To tylko sam diabeł mógł takie coś wymyśleć w naszej cywilizacji. Genderyści chcą wywrócić cały porządek świata. Chcą przewrócić świat do góry nogami
i zamierzają przeprowadzić globalną rewolucję społeczno-kulturową i seksualną. To neomarskizm. To ateizm. To walka z tradycyjnym modelem rodziny. Na przykład, tzw. dzisiejsze „feministki”, jako marginalny ruch społeczny, zafałszowują prawdę o człowieku, walczą z mężczyznami, ale nade wszystko z kobietami, które nie chcą wyrzec się swojego powołania. Mocno zabiegają o antykoncepcje, szkolną seks-edukację, promocję zabijania dzieci poczętych, środków poronnych i legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych. I dostają na to duże pieniądze z instytucji międzynarodowych. Ponadto szydzą z Kościoła i etyki tradycyjnej,  i walczą z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej. To jednak, że u nas ma miejsce coraz więcej rozwodów, to złe podejście do małżeństwa. Do małżeństwa trzeba dojrzeć. A nie zaczynać od dziecka. Małżeństwo i rodzina jest projektem samego Boga.

III Niedziela Adwentu (B) – 2017 r.

POBOŻNY PARAFIANIN U PROBOSZCZA

Pewien pobożny mężczyzna zapragnął prowadzić jeszcze doskonalsze życie. Udał się zatem do swojego proboszcza po radę. Ks. proboszcz pochwalił go za taką decyzję i zadał pytanie: „JAK DALEKO POSTĄPIŁEŚ NA DRODZE ŚWIĘTOŚCI?”. „Myślę, że daleko..” – odpowiedział mężczyzna. – „Nigdy nie przekroczyłem Bożych przykazań. Nie brałem imienia Bożego nadaremnie. Nie złamałem przepisów odnoszących się do świętowania dnia świętego. Nie ubliżałem swoim rodzicom. Nikogo nie zabiłem.. Nie zdradziłem żony. Nic nie ukradłem. Nie świadczyłem fałszywie przeciw bliźniemu. Nie pożądałem żony i innych dóbr sąsiada”. „Widzę, że nie złamałeś żadnego przykazania” – rzekł ks. proboszcz. „To prawda” – odpowiedział z dumą mężczyzna. „ALE, CZY ZACHOWYWAŁEŚ  PRZYKAZANIA?” – zapytał jeszcze raz ks. proboszcz. „Co to znaczy?” – odparł zaskoczony mężczyzna. „TO ZNACZY – mówił dalej ks. proboszcz – CZY oddawałeś CZEŚĆ Bożemu imieniu? Czy ŚWIĘTOWAŁEŚ dzień święty? Czy okazywałeś MIŁOŚĆ i SZACUNEK swoim rodzicom? Co zrobiłeś, aby ratować ŻYCIE? Kiedy ostatni raz powiedziałeś ŻONIE, że ją KOCHASZ? Czy dzieliłeś się z BIEDNYMI posiadanymi bogactwami? Czy broniłeś dobrego IMIENIA twego bliźniego? Kiedy ostatni raz POMOGŁEŚ swojemu bliźniemu?” Zaskoczony tymi pytaniami mężczyzna wrócił do domu. Zaczął się jednak ZASTANAWIAĆ nad słowami ks. proboszcza. UŚWIADOMIŁ  sobie, że jest wielu takich jak on, którzy uważają się za POBOŻNYCH, bo unikają czynienia zła. Ks. proboszcz ukazał mu inną, pozytywną wizję ŚWIĘTEGO życia. Nie tyle UNIKANIE ZŁA, co raczej CZYNIENIA DOBRA.. Wskazał mu nowy, doskonalszy kompas życia. Doskonałym miejscem „prostowania drogi” jest kościół, gdzie słuchając kazania i przyjmując Komunię św. odkrywamy coraz pełniej drogę prowadzącą do świętości. Innym takim miejscem „prostowania drogi Pana” jest katecheza
w szkole czy dobre rozmowy z rodzicami. Eucharystia, która UOBECNIA śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie jest już spotkanie z oczekiwanym PanemChrystus z miłości wychodzi nam naprzeciw. W każdej mszy św. na nowo przyjmuje krzyż z miłości do człowieka. A nie ma większej miłości, gdy ktoś oddaje swoje życie za drugiego. Ciało Chrystusa pod postacią chleba i wina staje się dla nas pokarmem, abyśmy mieli moc realizowania takiej miłości w naszym życiu. Bo tylko ona daje zwycięstwo, którego pełnia objawi się, gdy Chrystus otoczy nas chwałą swego zmartwychwstania. Jest to możliwe wówczas, gdy kościół staje się miejscem autentycznego spotkania z Bogiem. I to
w ciągu całego roku, a nie tylko na Pasterkę. 25-go grudnia mała dziewczynka pyta swej matki: „Mamo, dziś narodził się Pan Jezus, rok temu też słyszałam, że się narodził – dwa lata i trzy temu tak samo. Mamo, ile razy narodził się Pan Jezus?” Na to dziecinne pytanie odpowiedziała matka, że ze swej Matki Maryi Jezus w postaci małego dziecka urodził się tylko raz w Betlejem, przeszło dwa tysiące lat temu. Teraz tylko rokrocznie 25-go grudnia obchodzimy pamiątkę tego jedynego w dziejach narodzenia Jezusa Chrystusa.
Tym problemem małej dziewczynki zajmowali się również święci teologowie. Papież Innocenty III wypowiedział te głębokie słowa: „Z Ojca Jezus rodzi się zawsze, Matki Maryi narodził się tylko raz, a w naszych duszach rodzi się często”. Najlepszym i najpiękniejszym życzeniem, jakie możemy złożyć dziś sobie, w przededniu świąt Bożego Narodzenia, jest to, aby rodził się On często w naszych duszach, najlepiej w każdą niedzielę przez dobrą Komunię św.

PASTERKA – Boże Narodzenie 2017 r.

NIE KRÓLOWI HERODOWI, ALE PROSTYM PASTERZOM OBJAWIŁ SIĘ JEZUS

Dziś stoimy zgromadzeni przed ołtarzem, podobnie jak kiedyś pasterze przy żłóbku. Do nas również przychodzi Chrystus. Ołtarz pełni rolę żłóbka. Dwa tysiące lat temu w historycznym dniu narodzenia Chrystusa przy Jego żłóbku w Betlejem znalazło się zaledwie kilku, może kilkunastu pasterzy (od nich nazwa tej mszy św. – Pasterka). Tylko oni zostali powiadomieni przez aniołów o narodzeniu Jezusa, nie panujący tam król Herod, nie kapłani, nie faryzeusze i uczeni w Piśmie. Bóg okazał tu swoje upodobanie do ludzi prostych, a nawet grzesznych. Dla nich i dla naszego zbawienia zesłał Bóg Ojciec z nieba swojego Syna. Dlatego dziś, w tę noc, miliony ludzi przychodzą do kościołów we wszystkich zakątkach ziemi, aby uczcić przyjście na świat Jezusa. Pasterze wyruszyli do Betlejem „z pośpiechem”. Nie zastanawiali się, kto będzie strzegł ich trzód. Nie zmieniali też odzieży na świąteczną, jak my obecnie, bo pewnie jej nie mieli. Ani grota, gdzieznaleźli Dziecię”, ani żłóbek nie były ozdobione choinkami, kolorowymi światełkami i różnymi ozdobami. Oni mieli przed sobą zwykłą wiejską stajnię, w której były zwierzęta domowe. Niezwykłe było tylko nowo narodzone Dziecię, mały chłopczyk. Zdumiewali się zapewne, że Mesjasz, o którym tyle mówiono w miejscowej synagodze, jak i w niedalekiej świątyni jerozolimskiej, leży teraz w ubogim żłobie. Zdumiewał ich również fakt, że to nie królowi Herodowi, nie komu innemu, ale im, ubogim pasterzom, pierwszym dane było ujrzeć Mesjasza, na którego przez wieki czekał cały Izrael. Nie wiemy, w jaki sposób uczcili małe Dziecię, ale na pewno to uczynili i zaakceptowali Je, a nie, jak uczynił to Herod. Dziś Herodem czyhającym na Dziecię, aby je zabić, stała się w większości krajów opinia publiczna, która doprowadziła do ustawodawstwa pozwalającego na zabijanie już nie dziesiątek dzieci, jak w Betlejem, ale dziesiątek milionów. Rolę Heroda i jego siepaczy pełnią dziś tysiące lekarzy i pielęgniarek w białych fartuchach odbierających życie nienarodzonym.Cała historia Wcielenia Syna Bożego pokazuje dobitnie, że Chrystus rozpoczął swoje ziemskie życie w łonie Maryi. Chrystus, tak jak każdy człowiek, przebył drogę od poczęcia do narodzin, uświęcając także ten etap ludzkiego życia. Wielka godność i przyrodzone prawa każdego człowieka wypływają bezpośrednio z faktu „dziecięctwa Bożego”. Wszyscy zostaliśmy stworzeni „na obraz i podobieństwo Boże”. Faktu tego nie mogą zmienić żadne ludzkie ustawy. Zamach na ludzkie życie, na jakimkolwiek etapie jego trwania, jest zamachem na Boże dzieło stworzenia. Bóg jest pierwszym źródłem i dawcą życia. Małżeństwo też jest projektem samego Boga. Bóg posługując się rodzicami-małżonkami zaczyna rozwój człowieka od połączenia dwu komórekgamety żeńskiej i gamety męskiej, w akcie zapłodnienia. Początek ludzkiego życia jest faktem naukowym, empirycznie udowodnionym. I nie jest tylko własnością ciała kobiety (jak się nieraz słyszy), ale ciałem w ciele kobiety-matki, ze wszystkimi dziedzicznymi genamiNiestety, na całym świecie, co czwarte poczęte dziecko nie rodzi się. Na świecie jest dokonywanych 56 milionów aborcji rocznie. Co 27 sekund ginie poczęte dziecko w Europie. W Polsce, w ciągu 14 lat liczba aborcji wzrosłasiedmiokrotnie: ze 140 w 2000 roku do około tysiąca w 2014 roku, czyli co 8 godzin! W majestacie ustanowionego przez ludzi prawa, w Polsce co roku zabija się więc blisko 1000-ca osób. A przecież każde poczęte dziecko ma przyrodzone, naturalne prawo do życia. Na forum Parlamentu Europejskiego zabijanie nienarodzonych przedstawiane jest jako wyraz tzw. praw reprodukcyjnych kobiety, gdzie największym złem dla kobiety jest macierzyństwo! Właśnie chroniąc dziecko, dowartościowujemy macierzyństwo. Na świecie i w Polsce jest wiele inicjatyw antyaborcyjnych, jak: „Zatrzymaj aborcję” pani Kaji Godek z „Fundacji Życie i Rodzina”, albo projekt ustawyStop aborcji”. DziałaPolska Federacja Ruchów Obrony Życiaw sprawie działań na rzecz prawa do życia dla każdego poczętego dziecka i ochrony macierzyństwa. Broniąc dziecka, bronią matkę. Upominając się o prawa dziecka, upominają się o prawa matki, np. przeciw pracoholizmowi, przemocy w rodzinie czy seksualizacji wizerunku matki. Napotykają one jednak na opór. Przykładem był w Polsce ten straszliwyczarny marsz” polskich feministekwciągnęły nawet młodych. A przecież 63 procent ankietowanych Polaków opowiada się za pełną ochroną życianawet gdyby miało się urodzić chore dziecko. Na świecie działają też grupy pro-life (za życiem). Niestety, i one mają duży problem skuteczności działania, gdyż muszą się zderzyć z lobby finansowym. Każda klinika aborcyjna zarabia bardzo duże pieniądze. Kanadyjka Mary Wagner, kolejne (ubiegłoroczne) święta Bożego Narodzenia w 2016 roku spędziła w kanadyjskim więzieniu. Od 5-ciu lat regularnie trafia do więzienia za to, że zbliża się na niedozwoloną odległość, mniejszą niż 18 metrów, do klinik aborcyjnych, czego jej czynić nie wolno. Po raz kolejny, ta odważna, dziś 42-letnia kanadyjska obrończyni życia, została oskarżonao zakłócenie pracy kliniki aborcyjnej” w Toronto, w której rozdawała róże i namawiała matki do odstąpienia od decyzji aborcji. Marry wręcza kobietom dwie róże: białą i czerwoną. Symbolizują one mamę i jej dziecko połączone ze sobą, jak promienie z obrazu Jezusa Miłosiernego. W Kanadzie można zabić swoje dziecko w każdej fazie rozwoju, do porodu włącznie. Mary Wagner stawała przed sądem już kilkukrotnie. Za każdym razem uznawanowinną. „Życie każdego dziecka jest tego warte” – mówiła krótko w sądzie. – „Mylisz się. I Twój Bóg się myli” – krzyczał na Mary Wagner sędzia, wymierzając jej kolejne 9 miesięcy więzienia, kolejny 2,5 roczny okres próbny oraz grzywnę. Mary Wagner nie chwali się, ile dzieci uratowała. Mówi, że jest tylko narzędziem, że warto walczyć nawet dla jednego dziecka. Można powiedzieć, że jestsumieniem świata”, tak jak Chrystus, który się dziś narodził, stał się dla świata „znakiem sprzeciwu”. Tak samo, jeżeli załamałaby się rodzina jako związek jednego mężczyzny z jedną kobietą, i to pobłogosławiony przez Boga, to wtedy mielibyśmy najkrótszą drogę do załamania się Boskiego planu stworzenia, a tym samym najkrótszą drogę do końca świata.

Cudowny MEDALIK – 2017 r.

Dziś w naszej parafii (na sumie) nastąpi poświęcenie medalików dzieciom przygotowującym się do I Komunii św. Nazywamy go „cudownym”. Własnymi siłami często nie jesteśmy w stanie odważnie wyznawać naszej wiary, dlatego bardzo potrzebna jest nam pomoc z nieba. Taką pomocą jest Cudowny Medalik. Objawiła go Matka Boża 27 listopada 1830 roku w klasztorze sióstr szarytek w Paryżu (do tego samego zakonu należy nasza siostra Aniela z Wielkiego Garca). Tam, w Paryżu przy ul. Rue de Bac (byłem tam kiedyś) w kaplicy tego klasztoru Maryja Niepokalana ukazała się młodziutkiej siostrze Katarzynie Labourẻ. Ukazując się, pokazała jej, jak ma wyglądać ten medalik i poleciła rozpowszechniać go na całym świecie. Obiecała, że ci, którzy będą nosić Cudowny Medalik, otrzymają wiele łask, a przede wszystkim łaskę świętego życia i zbawienia wiecznego. Przyczyni się również do wielu nawróceń i uzdrowień. Na medaliku Maryja stoi na globie ziemskim i miażdży węża. To znaczy, że Bóg przez Maryje chce, by jej chwała w pełni zajaśniała przy powtórnym przyjściu Chrystusa. Ale nie tylko. Na rewersie bowiem znajduje się litera „M”, z wyrastającym ze środka krzyżem, a poniżej monogramu dwa Serca. Znaczenie jest takie, że ostateczne zwycięstwo Kościoła nad szatanem dokona się dzięki Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi. Święta Katarzyna dopiero na łożu śmierci uchyliła zasłonę tajemnicy okrywającą jej rozmowy z Matką Bożą na Rue du Bac w Paryżu. „Czasy są złe” – mówiła Matka Najświętsza, zapowiadając gwałtowne przewroty, cierpienia niewinnych ludzi, zwłaszcza sług Chrystusa, a przede wszystkim krwawe prześladowania Kościoła. Szczególnie krzyż będzie znienawidzony i sponiewierany przez nieprzyjaciół. I rzeczywiście od czasu Rewolucji Francuskiej (koniec XVIII wieku), przez dwa ostatnie wieki spadły wielkie nieszczęścia na Francję i cały świat. Miały bowiem miejsce dwie straszne wojny światowe. Już w 1689 roku francuska mistyczka Małgorzata Alcoque (ta od pierwszych piątków miesiąca) przekazała królowi francuskiem Ludwikowi XIV przesłanie, jakie otrzymała podczas jednego z objawień od Jezusa. Chrystus obiecał władcy, że zapewni mu zwycięstwo i błogosławieństwo, jeśli m.in. wybuduje na cześć NSPJ królewską kaplicę. „Król Słońce” zignorował to. Sto lat później wybuchła straszna Rewolucja Francuska, która doprowadziła do aresztowania Ludwika XVI. Uwięziony wówczas król ślubował, że spełni życzenie Chrystusa, które zlekceważył jego poprzednik. Było jednak za późno. Władca, a później jego małżonka ponieśli śmierć na gilotynie w 1793 roku. Francję ogarnęła antykatolicka furia, a w Europie nastała epoka wojen (do 1815 roku – Napoleon). Żądanie spełnili dopiero biskupi francuscy w 1871 roku. Z funduszy zebranych przez katolików świeckich wybudowano świątynię ku czci NSPJ – bazylikę Sacrẻ Coeurna wzgórzu w Paryżu. Matka Boża mówi, że wszyscy, którzy będą nosili na szyi Cudowny Medalik i ufali Matce Bożej, będą obdarzeni szczególnymi łaskami. Patrycja Hurlakaktorka znana z seriali: „Klan”, „M jak miłość”, „Na wspólnej”, „Blondynka” i inne. Sama o sobie mówi, że jest „nawróconą wiedźmą”. W książce o tym samym tytule opowiada o swoich doświadczeniach z mocami ciemności i swoim nawróceniu. Pisze m.in.: „miałam serdecznego kolegę Grzegorza, który leczył energią na odległość. Nosił pierścień Atlantów i robił różne dziwne rzeczy również na mnie i na moich znajomych. Ja z różnych przedmiotów tworzyłam sobie magiczne amulety. Grzegorz przed każdym przekazem energetycznym prosił o zdejmowanie biżuterii. Dopiero teraz rozumiem, że miało to na celu wyeliminowanie ewentualnych krzyżyków czy medalików, bo one przeszkadzały ciemnym mocom. Medaliki i krzyżyki miały nas natomiast chronić przed atakami złego ducha”. Medaliki rozdawali wszędzie ojciec Maksymilian Kolbe i Matka Teresa z Kalkuty. W Niepokalanowie rocznie jest wybijanych około pół miliona medalików. Takich medalików Ojcowie Franciszkanie wybili i rozdali dwa miliony podczas ostatnich Światowych Dni Młodzieży.Przyjmując dziś medalik z dziecięcą ufnością zawierzmy się Maryi.

33 Niedziela Zwykła – TALENTY – 2017 r.

KSIĄDZ TEŻ MUSI WIELE CZYTAĆ

Chrystus, posługując się w dzisiejszej przypowieści obrazem talentu, chciał nam powiedzieć, że takim talentem jest wszystko, co otrzymujemy od Boga poprzez rodziców i społeczeństwo, a więc ciało, rozum, wola, różne uzdolnienia i lata naszego życia. Wszystkie talenty są darem Boga. Czasem wydaje się nam, że od nikogo ich nie otrzymaliśmy, że są naszą wyłączną własnością i dlatego możemy posługiwać się nimi, jak nam się podoba. Bóg dał jednemu jeden talent, drugiemu dwa, a trzeciemu pięć. Według planów Bożych każdy otrzymał tyle talentów, ile jest w stanie zrealizować. Należy je wykorzystać przez pracę. Kiedyś będziemy musieli zdać rachunek Bogu z ich używania.  W najrozmaitszych dziedzinach człowiek może wykorzystywać i rozwijać swe talenty. Na przykład w dziedzinie techniki. Jeszcze w latach 20-tych XX wieku Polacy budowali Gdynię i wozili materiały budowlane tylko wozami zaprzężonymi w konie. Potem były pojazdy mechaniczne: samochody ciężarowe, osobowe, pociągi, samoloty, wreszcie pojazdy kosmiczne. Człowiek wiele osiągnął w różnych dziedzinach życia. Rozwijanie ludzkich talentów spowodowało wiele osiągnięć w dziedzinie nauki, medycyny, chemii. Niestety, najmniejsze są osiągnięcia w dziedzinie moralności. W dziedzinie medycyny mamy pomocną transplantację, ale z drugiej strony niestety zapłodnienie „In vitro” i w ten sposób uśmiercanie wiele istnień ludzkich. W dziedzinie fizyki mamy różnego rodzaju silniki, ale z drugiej strony zanieczyszczanie środowiska. W dziedzinie chemii mamy rozwój medykamentów, ale z drugiej strony śmiercionośną pigułkędzień po” czy bombę wodorową.  W dzisiejszej przypowieści zauważamy, że ten, który otrzymał tylko jeden talent, postępuje przeciwnie niż dwaj pierwsi. Co robi? Zakopuje otrzymany talent. Potem siedzi  bezczynnie i się leniwi. Podobnie mógł postąpić i ten, który otrzymał pięć, gdyby nie był pracowity. Oczywiście, ukryty talent nie przyniósł żadnego zysku. Nic dziwnego, że gdy wrócił Pan, właściciel talentu, surowo ukarał niedbałego sługę za niewypełnienie powierzonego mu zadania. Oprócz kary, Pan karze odebrać leniwemu słudze talent i dać go temu, który miał ich najwięcej. Człowiek siedzący bezczynnie, nie poruszający się, też degeneruje się fizycznie: jego mięśnie wiotczeją, serce i inne narządy słabną. Palce muzyka, ręce malarza lub rzeźbiarza tracą swą sprawność, jeżeli nie uprawia on przez dłuższy czas swej sztuki. Zaś umysł człowieka nie studiującego, nic nie czytającego, staje się coraz uboższy, traci wiadomości i samą zdolność ich używania. Lekarz, chcąc być dobrym fachowcem w swej dziedzinie, musi wiele czytać na temat najnowszych osiągnięć w swej dziedzinie. Tak samo profesor, mechanik, kucharz czy ksiądz. Wszyscy oni muszą być na bieżąco! Ksiądz, chcąc mówić dobre kazania też musi wiele czytaćPamiętajmy również, że praca jest jednym z najbardziej skutecznych środków przeciw pokusom i grzechowi. Święci wciąż walczyli w ciągu wieków z ludzkim lenistwem prowadzącym do opuszczenia grzechów. Św. WincentyPaulo, wzór pracowitości, napisał: „Gdy idziemy do jadalni, zawsze powinniśmy zapytać się: - Czy zasłużyłem na posiłek, który mam spożyć?” Adam Chmielowski, Powstaniec Styczniowy, utalentowany malarz, któremu był poświęcony w Kościele ten kończący się rok, po długich wewnętrznych zmaganiach w sierpniu 1887 roku stał się zakonnikiem i przyjął imię: Brat Albert. Pewnego dnia odwiedził wraz ze swymi współbraćmi ogrzewalnie miejskie w Krakowie. Jesienią i zimą dawały schronienie bezdomnym. Postanowił wśród nich zamieszkać. W swych notatkach zapisał: „Czy Panu Jezusowi cierpiącemu mękę i za mnie ukrzyżowanemu mogę odmówić?” Dostrzegł bowiem w tych bezdomnych żebrakach samego Jezusa, którego znane Święte Oblicze kiedyś namalował. Na koniec chciałbym dodać, że właśnie ta dzisiejsza niedziela po raz pierwszy jest ogłoszona przez papieża Franciszka I Światowym Dniem Ubogich. Jak napisał papież: „Biednizasobem i stanowią istotę Ewangelii, aby nią żyć.

IV Niedziela Adwentu (B) 2017 r.

Bóg posłał anioła (…) do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef”.

O  JÓZEFIE

Kiedy komendant wydał rozkaz podpalenia obozu w Dachau i wymordowania więźniów, znajdujący się tam kapłani oddali sięw opiekę św. Józefa w sanktuarium w Kaliszu. 29 kwietnia 1945 roku o godz. 18.00 oddział zwiadowczy wojsk amerykańskich oswobodził obóz. Wyzwolenie przyszło na trzy godziny przed planowaną zagładą. Więźniowie uznali to za cud, który stał się za przyczyną św. Józefa. Uwolnieni księża podjęli decyzję, że każdego 29 kwietnia będą pielgrzymować do sanktuarium św. Józefaw Kaliszu, aby dziękować św. Józefowi za uwolnienie od niechybnej śmierci. Takie pielgrzymki odbywają się co roku, chociaż przybywających kapłanów ubywa.Na kartach Ewangelii św. Józef gra rolę drugoplanową. Jednak, jego świętość nadal rzuca potężne wyzwanie dominującym nurtom współczesnej kultury. Dlaczego? Bo genderowai homoseksualna ideologia agresywnie neguje męskość i kobiecość jako podstawowe powołania. A Józef to mężczyzna z krwi i kości. Jego życiową karierą było, zgodne z Bożym wezwaniem, stanieu boku ukochanej kobiety i ojcowanie Jezusowi. Druga rzecz – jesteśmy dziś świadkami osłabienia rodziny. A św. Józef jest jej  strażnikiem. On sam przeżył pokusę odejścia, ale z Bożą pomocą pokonał ją dzięki interwencji Bożego anioła. Dziś jest też kryzys ojcostwa. A św. Józef to wzór ojca. Promieniuje ojcostwem w imieniu samego Boga Ojca. Wyśmiewa się dziś takie cnoty jak czystość, wierność, pracowitość czy pokora. Józef ze swoją wyjątkową relacją wobec Maryi, ze swoimi cnotami, drażni i niepokoi, ale zarazem pociąga i inspiruje. Dodać należy jeszcze, że Józef jest patronem ludzi ciężkiej pracy, a zarazem patronem modlitwy. Uznano go wreszcie za patrona dobrej śmierci, bo jak głosi tradycja, umierał w obecności Jezusa i Maryi. Ten ostatni patronat ma również posmak kontrkulturowy. Śmierć została odarta dziś z majestatu. Nurty eutanazyjne głoszą, że śmierć godna to taka bez bólu i na własne życzenie. Taką śmierć – eutanazjęzalegalizowano w Belgii, Holandii i Kanadzie. A św. Józef patronuje sztuce mądrego, godnego umierania, w pojednaniu z Bogiem, z nadzieją, razem ze Zbawicielem i naszą Matką Maryją. Józef, zaznaczony w Biblii jako „cieśla”, może oznaczać „budowniczego”. Józef z pewnością pracował z drewnem, ale w metaforycznym sensie był „budowniczym” domu – Domu, z którego wyszedł Jezus. Czy zadaniem każdego mężczyzny nie jest bycie budowniczym domu? Chodzi najbardziej o przestrzeń  miłości, bezpieczeństwa, więzi, która pozwala rosnąć człowiekowi, jak czynił to wobec małego Jezusa i Jego Matki – Maryi. Bóg nie chce rozbitych rodzin, samotnych matek bez ojców. Bóg chce, by dziecko wzrastało otoczone potrójną miłością: wzajemną miłością małżonków oraz miłością ojca i miłością matki. Józef ukazuje drogę mocnego, Bożego życia: w narzeczeństwie, w małżeństwie i w rodzinie. Zawierzajmy się często św. Józefowi. Święty Józef zawsze cierpliwie słuchał licznych pielgrzymów przybywających do jego sanktuarium w Kaliszu i nadal wysłuchuje próśb swych czcicieli oraz obdarza licznymi łaskami.

O  BIERZMOWANIU – 2017 r.

Bierzmowanie, do którego się przygotowujemy, ma być punktem wyjścia, a nie dojścia. Startem, a nie zakończeniem formacji. To nie jest żaden sakrament „dojrzałości chrześcijańskiej.” Bierzmowanie to nie „krzyżyk na drogę”. Ma być sakramentem mocy Ducha Świętego, a nie pożegnaniem z Kościołem. To też nie rodzaj „dowodu osobistego” katolika, że jestem już dojrzałymi mogę sobie pójść! Inaczej cała „para” pójdzie w przysłowiowy „gwizdek”. Sakrament bierzmowania jest sakramentem inicjacji, czyli wtajemniczenia w życie Kościoła. Tak, jak Pierwsza Komunia św. ma być wtajemniczeniem w Eucharystię i prowadzić na mszę św. niedzielną, tak bierzmowanie ma prowadzić w dalsze życie chrześcijańskie. Dlatego należy się do tego sakramentu dobrze przygotować. Celem jest nie samo przygotowanie do bierzmowania, lecz życie chrześcijańskie. To nie matura. Matura kojarzy się z końcem procesu dydaktycznego, a bierzmowanie jest przecież  sakramentem inicjacji chrześcijańskiej. Ma dawać ludziom, począwszy od młodości, doświadczenie Boga, a nie tylko wiedzę. Ogromną szansę ewangelizacyjną stwarza przygotowanie do przyjęcia tego sakramentu, a także samo jego przyjęcie jako punkt wyjścia, a nie dojścia! Niczego nie zamyka, raczej wszystko otwiera w życiu wiary. Gdyby było, jak to wcześniej powiedziałem „maturą”, to będzie przypominało pożegnanie z liceum. – Kończy się ważny etap i opuszczamy szkołę. Przez nasze obecne, nowe przygotowanie, chcemy pokazać, że może się ono stać próbą bardzo świadomej inicjacji. Ta, która związana jest z Pierwszą Komunią św., ze względu na wiek osób przystępujących do sakramentu jest niepełną, prowadzona na poziomie, na jakim można wytłumaczyć coś dziecku. Przy bierzmowaniu mamy gigantyczną szansę, by to zmienić, wprowadzić młodych we wspólnotę Kościoła, by doprowadzić młodych do spotkania z żywym Bogiem. Rodziny nie są już, niestety, miejscem takiego spotkania, nie przekazują już zazwyczaj żywej wiary. Stąd m.in. 1-wszy i 2-gi grudnia młodzież uda się do Rajków na rekolekcje kerygmatyczne.

Świętego Szczepana – 26 XII 2017 r.

PRZEŚLADOWANIA CHRZEŚCIJAN DZISIAJ

Jeszcze wczoraj mówiliśmy o przyjściu Boga na świat, dla odkupienia ludzkości z grzechu pierwszych rodziców Ewy i Adama, a już dziś w liturgii Kościoła Katolickiego obchodzimy święto pierwszego męczennika za wiarę, św. diakona Szczepana. Był jednym z siedmiu pomocników Apostołów. Był to młodzieniec „pełen łaski i mocy”, o płomiennej wierze, ubogacony darami cudów (Dz 6). Gdy pociągnięty przed Sanhedryn, w natchnionych słowach wyrzucał starszym ich zatwardziałość i wyznał wiarę w Jezusa-Zbawiciela, skazali go jako bluźniercę na ukamienowanie. Pod gradem kamieni modlił się do ostatniej chwili za swoich morderców. Na przestrzeni wieków było miliony męczenników za wiarę w Jezusa Chrystusa. I dziś chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. Jak wynika z ostatniego raportu Centrum Studiów nad Religiami, wyznawcy Chrystusa współcześnie nawet bardziej prześladowani niż w pierwszych wiekach. W minionym roku zostało zabitych około 90 tysięcy chrześcijan, a od 500 do 600 milionów doświadczyło represji
z powodu swojej wiary. Doroczny amerykański raport Departamentu Stanu na temat wolności religijnej na świecie pokazuje, że sytuacja w tym względzie cały czas ulega pogorszeniu. Tradycyjnie już na czarnej liście państw prześladujących przede wszystkim chrześcijan znalazły się takie państwa jak Birma, Chiny, Erytrea, Iran, Korea Północna, Sudan, Arabia Saudyjska, Tadżykistan, Turkmenistan i Uzbekistan. Krytyczna sytuacja jest też w takich krajach, jak Turcja, Syria czy Pakistan. Raport pokazuje, że 80 procent ludzkości żyje w krajach, w których wolność religijna jest ograniczona. W 116 krajach świata dochodzi do łamania wolności religijnej. Ponad 100 tysięcy chrześcijan każdego roku jest brutalnie mordowanych. Co istotne, zbrodnie tzw. Państwa Islamskiego przede wszystkim na chrześcijanach, ale również na jazydach czy szyitach jednoznacznie trzeba nazwać ludobójstwem. Wielkie prześladowania chrześcijan miały miejsce w ostatnich latach na całym Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Iraku, Syrii, Pakistanie oraz emigracji wyznawców Chrystusa z tych terenów. Kolejny pakistański chrześcijanin został skazany na śmierć za rzekome bluźnierstwo przeciw Mahometowi. 24-letni Nadeem James miał wysyłać bluźniercze wiadomości do muzułmanina, przyjaciela swojej rodziny, za pośrednictwem aplikacji „WatsApp”. Nadeema Jamesa aresztowano w lipcu 2016 roku. Proces przed sądem zakończył się we wrześniu tego roku wyrokiem śmierci i wysoką karą pieniężną.
Erytrea, to maleńki kraj w Afryce, graniczący z Sudanem, Etiopią i Morzem Czerwonym. Panuje tam jeden z najbardziej okrutnych reżimów na świecie. Erytrea nazywana jest Koreą Północną. Co miesiąc ucieka z tego kraju 5 tysięcy osób. Chrześcijanie są na masową skalę prześladowani. Kraj ten pozbawiony jest wielkich bogactw i jakiegoś strategicznego znaczenia, dlatego ich los nikogo nie interesuje. Choć granice są uszczelniane, a ludzie schwytani na próbie ucieczki torturowani, co roku z tego kraju ucieka około 60 tysięcy osób. Ten kraj to jedno wielkie więzienie. Nie ma w nim ani wolności słowa ani wolności gromadzenia się. Nikt nie przestrzega żadnego prawa. Erytrejczycy niewolnikami na własnej ziemi, wykorzystywani do katorżniczej pracy. Jest to jeden z najmłodszych krajów świata. Liczy zaledwie 6 milionów mieszkańców, po połowie chrześcijan i muzułmanów. Podczas, gdy chrześcijanie są brutalnie prześladowani, w Erytrei bez przeszkód rozwija się islam. Powstają nowe meczety i szkoły koraniczne. Jest to wynik kontaktów gospodarczych z Arabią Saudyjską, która również w Europie Zachodniej buduje meczety dla inwazji islamu z Afryki. Gdy nasz papież Jan Paweł II rozpoczynał starania o jedność Europy, w pierwszym rzędzie wskazywał na chrześcijański system wartości, na jakim ma się opierać Unia Europejska, i którymi ma się kierować, realizując swoje cele. Dziś, w drugie święto Bożego Narodzenia, i my wszyscy tu obecni przypomnijmy sobie te wartości, dla których warto żyć, a nawet oddać życie, jak św. Szczepan.

32. Niedziela Zwykła – 2017 r.

WOJNA W IRAKU I SYRII

Dziś dziewiąty „Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym”. W tym roku jest on poświęcony chrześcijanom na Bliskim Wschodzie. Wróćmy krótko  do niedalekiej historii. W 2003 roku zaczęła się wojna w Iraku, by obalić reżim Saddama Husajna. Po usunięciu dyktatora od razu w tym kraju powstała wojna domowa między szyitami i sunnitami. Nastąpiła także równoległa agresja na irackich chrześcijanach ze strony rosnących w siłę ugrupowań islamskich terrorystów. Chrześcijanie, żyjący tu od początku Kościoła, stali się główną ofiarą zemsty dźihadystów, którzy chcieli w ten sposób „ukarać ich” za rzekome związki z najeźdźcami, dla nich „krzyżowcami” z Ameryki. Oczywiście, był to tylko pretekst, bowiem każdy na Bliskim Wschodzie wie, że ostatnią grupą, która popierałaby amerykańską inwazję na Irak, byli miejscowi chrześcijanie. Rosnące w siłę tzw. Państwo Islamskie postawiło sobie jednak za główny cel wypędzenie chrześcijan i zniszczenie ich miejsc kultu. Dążąc do zaprowadzenia kalifatu, czyli stworzenia wielkiego imperium islamskiego, opartego na prawie Mahometa z VII wieku, we wszystkich krajach arabskich tzw. Państwo Islamskie dokonuje czystek religijnych, prześladując, wypędzając i wreszcie mordując tych, którzy nie chcą się podporządkować sunnickiej ekstremistycznej doktrynie. W Iraku, przed rozpoczęciem wojny w 2003 roku, żyło 1 milion chrześcijan. Dziś jest ich zaledwie 300 tysięcy, m.in. 70 procent chrześcijan wyemigrowało. Nie inaczej było w sąsiedniej Syrii. Tzw. Państwo Islamskie, które w pewnym momencie zdominowało ugrupowania walczące od 2011 roku z armią tamtejszego dyktatora Asada, dokonywało takich samych rzezi na chrześcijanach, jak wcześniej w Iraku. Szacuje się, że na przestrzeni 6-ciu lat wojny w Syrii (od 2011 roku) liczba chrześcijan spadła o 50 procent i wynosi dzisiaj 100 tysięcy. Aktualnie chrześcijanie stanowią 5 procent populacji Syrii. Wyjątkowo dramatycznym przykładem jest miasto Aleppo, znajdujące się w epicentrum syryjskiej wojny domowej, do której dołączyły m.in. Rosja, Turcja, Kurdowie. Całość populacji miasta skurczyła się z przeszło dwóch milionów do półtora miliona, czyli o  30 procent ludności. Liczba chrześcijan w tym mieście zmalała o 50 procent. A gdzie podziała się reszta? Wielu zostało zabitych, 7 milionów Syryjczyków przemieściło się wewnątrz kraju, uciekając również z innego wielkiego miasta z Homs, do spokojniejszego Damaszku. Z samej Syrii do malutkiego Libanu przybyły 2 miliony uchodźców, a większość z nich to muzułmanie. Możemy sobie jedynie wyobrazić, co tam się dzieje? Koczują bez leków,  bez odzieży, niedożywieni, bez pracy, bez lekcji szkolnych, stłoczeni w kontenerach czy namiotach, itp. Chrześcijanie z Iraku i Syrii zostawili nie tylko domy, ale i 2 tysiące lat swojej tradycji. Na pastwę Islamistów musieli zostawić starożytne klasztory, sanktuaria, kościoły, pisma wczesnego chrześcijaństwa i inne. I prawie nikt im nie przyszedł z pomocą. ONZ do tej pory unika określić mianemludobójstwa” tzw. Państwo Islamskie, co pozwala organizacji na niepodejmowanie zdecydowanych działań przeciw terrorystom na Bliskim Wschodzie. Dlatego m.in. nasz rząd pomaga tam na miejscu, pomaga Caritas Polska, pomagają poszczególne diecezje, jak chociażby poprzedniej niedzieli Diecezja Wrocławska zbierała datki na odbudowanie szpitala w Allepo, dokąd powoli wracają poturbowani wojną jej mieszkańcy (Diecezja ta uzbierała na ten cel 1 milion złotych). Po powoli kończącej się straszliwej wojnie w Syrii od 4 – 6 milionów dzieci zostało pozostawionych samych sobie, jako dzieci „niczyje” i nie są zaakceptowani przez społeczność w miejscach dla uchodźcówmówił biskup z Aleppo. Aby nie zostały wykorzystane przez różne grupy, trzeba stworzyć im pomoc w postaci przytułków, szkół itp. Tym i innym dramatom na Bliskim Wschodzie możemy pomóc także i my – przez modlitwę czy chociażby wysłanie SMS (numer i treść jest wywieszona w gablocie). Chrześcijanie nie przybyli na Bliski Wschód z Zachodu. To tu są korzenie chrześcijaństwa.

11 listopada – Święto Niepodległości 2017 r.

O NASZEJ OJCZYŹNIE

Ojczyzna” pochodzi od słowa „ojciec” i oznacza kraj, w którym przede wszystkim urodziliśmy się, wzrośli i mieszkamy. „Ojczyzna” oznacza także ziemię naszych ojców, dziadków, naszych przodków. „Ojczyzna” to ziemia, która nas wykarmiła i nadal karmi. Na tej ziemi, w zmiennych granicach począwszy od wieku dziesiątego, zamieszkiwali nasi przodkowie, uprawiali ją, pobudowali i nadal budują liczne wsie, miasteczka i duże miasta. Na niej rozwija się infrastruktura, przemysł. DusząOjczyzny” są ludzie, my, Polacy, zamieszkujący ten kraj. Jesteśmy jedną rodziną, tzw. „Rodakami”, bo urodziliśmy się w obrębie jednych granic, okalających nasz teren z polami, rzekami, lasami, górami, jeziorami i morzem. Związani jesteśmy mową, religią i historią. Historia Polski to dzieje naszego Narodu, to zdarzenia, które przeżywali nasi przodkowie, a więc powodzenia i klęski, chwile radości i smutku. Przyszłe pokolenia muszą wiedzieć o walkach z najeźdźcami, zaborach, Powstaniach Narodowych z 1830 czy 1863 roku, o Mieszku I, Chrobrym, Jagielle, Janie III Sobieskim, Kościuszce, Dąbrowskim, Piłsudskim. Do historii należą nie tylko bitwy i wojny, ale także dzieła naszych wieszczów, jak: Słowacki, Mickiewicz, Norwid. Ojczyznę tworzyli nasi pisarzeSienkiewicz, Żeromski, Konarski, Krasiński, Konopnicka. Ojczyzna to kultura i naukaMatejko, Kopernik. Oni są kolejnym węzłem spajającym nas w jedną całość. Oprócz granic, mowy i historii ważnym czynnikiem jest religia katolicka. Przyjęło się: „Polak – katolik. I nic dziwnego. Minęło już 1050 lat, jak Polska w 996 roku przyjęła chrzest przez księcia Mieszka I. Stąd inne powiedzenie: „Polonia semper Fidelis” – „Polska zawsze wierząca”, a ilekroć groziło  niebezpieczeństwo od niewiernych, zasłaniała ciałem i krwią swoich synów i córki, jak to było chociażby za czasów Sobieskiego pod Wiedniem. Religia katolicka broniła Polskę przed zachłannością wrogów, jak to miało miejsce za czasów króla Jana Kazimierza na Jasnej Górze lub za czasów zaborów – gdy Rosjanie i Niemcy usiłowali wydrzeć mowę polską. Kościół katolicki zawsze stawał w obronie Narodu i uczył dalej po polsku np. pacierza, księża dalej spowiadali w języku ojczystym – nawet podczas II wojny światowej. Religia katolicka do dzisiaj jest wielką dźwignią w naszym życiu narodowym, łączy także naszych rodaków na obczyźnie, gromadzi nas podczas uroczystości narodowych, uczy poświęcenia, sumienności w służbie narodowej, miłości, wyrozumiałości względem rodaków. Wiedział o tym nasz wróg i wie o tym dzisiaj, dlatego ostrze swego miecza zawsze zwraca przeciwko naszej religii katolickiej. Teraz czyni to Unia Europejska. Czwarte przykazanie Boże mówi: „Czcij ojca swego i matkę swoją”, tzn. kochaj, szanuj rodziców, przełożonych, ale także Ojczyznę. Bo któż jest najlepszym ojcem i matką na ziemi, jak nie Ojczyzna, która nas wykarmiła i nadal karmi cieleśnie i duchowo, wśród której dzieci znajduje się tylu ludzi wielkich i świętych – służących nam za przykład. Ojczyznę winniśmy kochać, gdyż nakazuje nam to wyraźnie prawo Boże. A mówi ono także: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego” oraz to: „Abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem”. tacy Polacy, co łamią przykazania Boże, drwią z prawa ludzkiego. to ludzie zepsuci, egoiści, którzy pogardzając prawem, widzą tylko własny interes i w imię tego interesu gotowi sprzedać Polskę” jakiemuś Sorosowi. Wyobraźmy sobie i porównajmy naszą Ojczyznę, że jest ona jak duży okręt. Ten najmilszy okręt Ojczyzny naszej, wszystkich nas niesie, z wszystkim, co mamy najlepszego. Ale źle się dzieje z okrętem, gdy ktoś robi w nim dziury, jak ci nasi współcześni „targowiczanie”, którzy jeżdżą do Brukseli, i skarżą na Polskę. Przecież ten okręt, któremu na imię Polska, może wtedy utonąć! Bo okręt z dziurami tonie, gdyż wlewa się do niego woda. Ojczyzna to nasze „wspólne dobro”, o które musimy dbać. O Ojczyznę trzeba być zatroskanym nieustannie! Za Ojczyznę trzeba się modlić, jak my tu dzisiaj zebrani.

31 Niedziela Zwykła (A) 2017

O ŚW. JANIE SARKANDRZE, PATRONIE SPOWIEDZI

Bardzo ciekawa jest historia zatonięcia wielkiego statku pasażerskiego „Titanic” w 1912 roku. 12-go kwietnia wyruszył on w swój pierwszy dziewiczy rejs z Anglii do Nowego Jorku. Po 5-ciu dniach ten wspaniały statek, perła ówczesnej techniki, zderzył się z górą lodową i zatonął. Utonęło wraz z nim około 1500 osób. A przecież, jak pysznili się konstruktorzy tego statku, nie miał on nigdy zatonąć. „Ani sam Chrystus go nie zatopi” – taki bluźnierczy napis umieszczono na jego kadłubie. A jednak zatonął. Zdarzenie to jest przestrogą dla nas wszystkich, że Bóg nie pozwoli z siebie szydzić! Nie pozwala również szydzić z siebie Chrystus, kiedy do pysznych i obłudnych faryzeuszy kieruje straszne słowo „biada”. „Biada” wam uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie Królestwo Boże przed ludźmi”. „Biada wam faryzeuszom, bo (…) pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą”. Uczeni w Piśmie i faryzeusze byli ekspertami w dziedzinie Pisma św. i tradycji. Tłumaczyli i wyjaśniali w najdrobniejszych szczegółach prawa i przepisy Pisma św. Niestety sami tych praw  i przepisów nie przestrzegali. Dlatego Chrystus mówi o nich do swoich słuchaczy: „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko co wam polecają, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia, i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą”. Pan Jezus potępia obłudę, polegającą na niezgodności pomiędzy ich słowami a czynami. Wobec innych są bardzo wymagający. Dla siebie zaś pobłażliwi. Bardziej chodzi o opinię ludzką niż o Boga i o własne sumienie. „Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi”. Ich pycha, zakłamanie, lekceważenie Boga i pogarda dla innych, były zaprzeczeniem tego wszystkiego, czego nauczał Chrystus. A nauczał Pan Jezus, że życie każdego powinno być oparte nie na obłudzie i kłamstwie, tylko na duchu i prawdzie. Nie na pysze i pogardzie dla innych, tylko na pokorze i miłości. Na zgodzie pomiędzy wiarą a życiem, pomiędzy słowem i czynem. Na przykładzie dzisiejszych faryzeuszy z Ewangelii Pan Jezus napomina także i nas. Nas również przestrzega przed pychą, zakłamaniem i obłudą. Przestrzega w ten sposób przed komplikowaniem życia sobie i innym. Nie spełniajmy niczego tylko w tym celu, żeby chodzić w glorii człowieka wspaniałego, żeby ludzie o nas dobrze myśleli i mówili. Wszystko, co czynimy, czyńmy ze względu na Boga, po to, aby się Jemu podobać, a nie ludziom. Znamy to: „gdy się modlicie (…), gdy pościcie (…), gdy dajecie jałmużnę, to nie tak, żeby was ludzie widzieli (…)”, bo Pan Bóg i tak widzi w ukryciu i odda tobie! Będąc ostatnio na południu Polski, odwiedziłem z kolegą miejscowość Skoczów. Papież Jan Paweł II przybył do tego miasta 22 maja 1995 roku podczas jednodniowej pielgrzymki do Polski związanej z dokonaną dzień wcześniej w Ołomuńcu kanonizacją urodzonego w Skoczowie św. Jana Sarkandra. Odwiedziłem tam kościół, gdzie w bocznym ołtarzu znajdują się relikwie świętego Sarkandra. Natomiast w ołtarzu głównym, u jego zwieńczenia, znajdował się duży trójkąt, symbolizujący Trójcę Świętą. Na początku tego nie zauważyłem, ale kolega ksiądz wskazał palcem, że ten Trójkąt, symbolizujący Trójcę Świętą, w środku jest wypełniony lustrem. Miało to znaczyć, że każdy winien siebie widzieć w Bogu, tak jak Bóg widzi każdego! Jak bowiem lustro mówi prawdę o naszym wyglądzie zewnętrznym i koryguje nasze błędne wyobrażenia o nas samych, tak też Bóg wie o nas wszystko. A skoro lustro jest w swoim osądzie o nas bezlitosne, tak również człowiek  w Obliczu Boga ma poprawić swój wygląd wewnętrzny. Człowiek stworzony przez Boga Stwórcę ma być Jego doskonałym odbiciem. Człowiek kryje nieraz przed innymi swoje wnętrze, zakłada różne maski, które mają przykryć oszukańczym pięknem brzydotę duszy. Przed Bogiem nie da się uniknąć prawdy o sobie samym. Prawda o naszym wyglądzie zewnętrznym jest potrzebna, lecz potrzebniejsza jest prawda o naszym duchowym wyglądzie. Dusza ludzka jest nieśmiertelna, a zatem troska o jej wygląd jest najważniejsza.

30. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim serce”.

O PIATCE POZNAŃSKIEJ - SĄ UMIESZCZENI W SANKTUARIUM W TORUNIU

10-go października (młodzież i starsi) odbyliśmy pielgrzymkę do Lichenia i Górska. W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze nowo powstałe i poświęcone ubiegłego roku sanktuarium NMP Nowej Ewangelizacji i wotum wdzięczności za papieża Polaka świętego Jana Pawła II. W tymże sanktuarium, wewnątrz bazyliki, na ścianach jest wymalowanych i zamieszczonych wiele polskich książąt, królów, królowych, wieszczów narodowych, uczonych, biskupów, księży, zakonników, zakonnic oraz świętych i błogosławionych – także świeckich. Niedaleko ołtarza głównego, obok św. Karoliny Kózkówny  w jednym obrazie było umieszczonych aż 5-ciu naraz równo ubranych w garnitury młodych mężczyzn. Tworzą oni tzw. błogosławioną Piątkę Poznańską24-go sierpnia tego roku przypadała 75. rocznica ich męczeńskiej śmierci – w 1942 roku. Powszechnie nazywani Piątką Poznańską to błogosławieni wychowankowie przedwojennego salezjańskiego oratorium w Poznaniu. Ci błogosławieni męczennicy to: Czesław Jóźwiak, Edward Klinik, Franciszek Kęsy, Edward Kaźmierski i Jarogniew Wojciechowski. Ich lata młodości wychowanków oratorium zostały brutalnie przerwane przez wybuch II wojny światowej. Młodzieńczy natychmiast postanowili stanąć w obronie Ojczyzny. Przekazany przez św. ks. Jana Bosko (założyciela salezjanów) ideałuczciwego obywatela i dobrego chrześcijaninazaowocował bardzo konkretnie w ich życiu. Z początkiem 1940 roku czynnie włączyli się w działalność konspiracyjną. Po aresztowaniu przez Gestapo blisko dwa lata trwała ich więzienna droga krzyżowa. Nie wyrzekli się Boga ani nikogo nie wydali. Ich egzekucja odbyła się w więzieniu niemieckim w Dreźnie. Jako młodzi męczennicy złożyli wspaniałe świadectwo zwłaszcza w dniu śmierci. Odbyli spowiedź, przyjęli Komunię św., modlili się wspólnie i napisali wiarygodne listy. Ukazują one przemianę beztroskich chłopców z Poznania w prawdziwych mężczyzn i uczniów Chrystusa, którzy zderzając się z najtrudniejszymi próbami, zachowali się – jak trzeba. Oni pokazali, jak być radosnymi chrześcijanami miłującymi Boga nade wszystko i jak być wiernymi do końca Bogu i Ojczyźnie, i z miłości do bliźniego nikogo nie zdradzić. Pamiętali słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Do takiej miłości zdolni są tylko ci, którzy prawdziwe umiłowali Boga. Gdy zostali straceni 24-go sierpnia 1942 roku, najmłodszy z Piątki Poznańskiej Jarogniew miał niespełna 20 lat, najstarsi – 23. Uroczystość wyniesienia ich do chwały ołtarzy odbyła się  13-go czerwca 1999 roku w Warszawie przez Jana Pawła II, razem z naszym o. Hilarym. Dlaczego miłość jest najważniejsza? Dlaczego Bogu zależy tak bardzo na naszej miłości? Dzieje się tak, ponieważ Bóg, który jest miłością, stworzył nas z miłości i dla miłości. Dlatego miłość jest celem naszego istnienia na ziemi. I to nie pierwsza lepsza miłość, ale najwyższa, miłość jaką jest sam Bóg. A poza Bogiem to, co jest Jego odbiciem, czyli człowiek. Tak jak miłość rodziców do swego dziecka, który jest ich odbiciem. Ma ich geny i wiele cech dziedzicznych. Wszystko cokolwiek innego w życiu czynimy, nie jest warte przysłowiowego „funta kłaków”, jeżeli nie czynimy tego
z miłości. Czy modlilibyśmy się kiedykolwiek, gdybyśmy nie wiedzieli, że Bóg nas kocha i nam pomoże. Mylą się ci, którzy myślą, że mogą wzrastać w miłości Boga przy pomocy własnych starań i wysiłków. Oczywiście trzeba czynić wszystko, co jest po ludzku możliwe, aby coraz bardziej kochać Boga. Ale nie można zapominać również o tym, że miłość jest darem Bożym i otrzymują ten dar tylko ci, którzy o ten dar Boga proszą. Bo prawdziwie miłuje ten, kto zachowuje Boże przykazania, kto chodzi do kościoła, kto modli się, kto żyje uczciwie, uczciwie pracuje, uczy się. Kto jest posłuszny Panu Bogu, kto miłuje także bliźniego swego, jak siebie samego. Wszystko, co w naszym życiu czynimy, powinno wypływać z miłości Bożej. 

20 października 20017 r. – Wola koło Pelplina

MIEJSCE MORDU KSIĘŻY PROBOSZCÓW Z WIELKIEGO GARCA I NOWEJ CERWKWII ORAZ KS. PREFEKTA Z COLLEGIUM M.

Gromadzimy się dziś na modlitwie – liczne duchowieństwo, samorządowcy, wierni, dyrektorzy i nauczyciele okolicznych szkół, dzieci i młodzież wraz z pocztami sztandarowymi swych szkół – na dawnym polu śmierci w Woli niedaleko Pelplina, gdzie 78 lat temu Niemcy rozstrzelali trzech kapłanów: ks. Teodora Borowskiegoprzedwojennego proboszcza z Wielkiego Garca, ks. Alojzego Dejęprzedwojennego proboszcza z Nowej Cerkwi i ks. Jana Bogdańskiego – nauczyciela i wychowawcę Collegium Marianum w Pelplinie. Z perspektywy niebiańskiej chwały, niech pamięć o wydarzeniu 20 października 1939 roku, w miejscu postawienia tuw 2011 roku krzyża, trwa przez wszystkie pokolenia i nigdy nie zgaśnie. Pamięć potomnych jest błaganiem Boga o to,  aby ta ofiara życia w służbie Bogu i ludziom, przyniosła owoce w życiu współczesnych pokoleń. Jesteśmy dłużnikami względem tych poległych kapłanów, którzy już wówczas słowem i przykładem kształtowali naszą osobowość, uczyli prawdy, miłości i poświęcenia dla braci. Zgodnie ze starannie przygotowanym przez Niemców centralnym  planem eksterminacji ludności polskiej przewinęli się: księża, nauczyciele, Żydzi, inteligenci, działacze społeczni. Wszyscy oni byli zagrożeniem, jak to powiedział Hitler: „aby nie było żadnych polskich panów; tam gdzie istnieją – powinni zostać wytępieni (…). Polacy mogą mieć tylko jednego pana, a jest nim Niemiec”.  W naszej ówczesnej diecezji chełmińskiej, najbardziej doświadczonej spośród wszystkich diecezji  w Polsce, zginęło312 spośród 700 księży, z czego 215 zostało rozstrzelanych już jesienią pierwszego roku wojny, inni przeżywali gehennę w obozach koncentracyjnych. 16-go października 1939  roku w Lesie Szpęgawskim koło Starogardu Gd. zamordowano 33 kapłanów z powiatu starogardzkiego oraz wielu nauczycieli. W Szpęgawsku zginęło od 6-ciu do 7-miu tysięcy ludności. W Piaśnicy koło Wejherowa zamordowano od 12-14 tysięcy ludności. Dziś, pamiętamy też o kapłanach pelplińskich, którzy także 20-go października 1939 roku zostali zamordowani koszarach tczewskich w liczbie 17-tu kapłanów. Ci trzej kapłani, którzy zostali rozstrzelani na tym miejscu, gdzie obecnie stoimy, mieli być najprawdopodobniej dołączeni do kapłanów pelplińskich, lecz nie zdążono z nimi na transport i rozprawiono się z nimi tutaj. Za ich dokonane czyny w służbie Kościoła, Ojczyzny i Narodu niech w naszych sercach bije wdzięczność nieustająca, a krzyż tu stojący, jak podaje zamieszczony na nim napis: „Niech ramionami was utuli (…), a Pan niech usłyszy modlitwy wiernych, którzy pamiętają”.

29. Niedziela Zw. – Niedziela Misyjna 2017 r.

O PIĘCIU PIERWSZYCH MĘCZENNIKACH W WIELKOPOLSCE I WOLONTARIUSZCE HELENIE KMIEĆ

Rozpoczynamy kolejny Tydzień Misyjny. Ten czas ma nam przypomnieć, że są w Kościele ludzie, którzy poświęcają całe swoje życie, zdolności, zdrowie, by głosić Ewangelię. To jedno. Drugie – to świadomość, że są ludzie, którzy jeszcze nie znają Ewangelii, a ci, którzy ją poznali, potrzebują umocnienia wiary. To wielkie wezwanie dla całego Kościoła – dla każdego z nas, którzy wygodnie siedzimy w ławkach w kościele, „na kanapie”, jak to powiedział papież Franciszek. Wszyscy bowiem jako chrześcijanie na mocy chrztu św. i bierzmowania jesteśmy odpowiedzialni za działalność misyjną Kościoła. Przypomina nam o tym także Katechizm Kościoła Katolickiego.  Pierwszym misjonarzem był sam Jezus Chrystus, który swoim postępowaniem i słowami potwierdzał, że zbawcze obietnice Starego Testamentu są aktualne i sam nauczał
o Królestwie Bożym. Jego następcami byli apostołowie, którym Jezus zlecił to zadanie: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Apostołowie  zakładali więc pierwsze gminy chrześcijańskie. Boży plan zbawienia ludzi i wszechświata głęboko rozumiał św. Paweł Apostoł.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa Kościół był prześladowany za szerzenie nauki Jezusowej – było wielu męczenników za wiarę. Tak było i z naszym narodem, gdzie za szerzenie Ewangelii w 998 roku męczeńską śmierć poniósł biskup Wojciech oraz w 1003 roku pierwszych 5-ciu polskich męczenników z Międzyrzecza w Wielkopolsce, a byli to: Benedykt, Jan, Mateusz, Izaak i kucharz Kryspin.
Gdy odkryto inne kontynenty i Europa była już schrystianizowana,  misjonarze jezuiccy w II połowie XVI wieku dotarli do kraju Inków czy Azteków. Najsłynniejszy zaś ówczesny misjonarz św. Franciszek Ksawery dotarł do Indii, na półwysep Cejlon, a w latach 1549-1551 głosił Ewangelię w Japonii, w Goa. Później, w 1930 roku, do Japonii dotrze również św. Maksymilian Maria Kolbe. Teraz, gdy w 1991 roku upadł Związek Radziecki i powstały nowe kraje na Wschodzie, otworzyły się tam również nowe tereny misyjne (w Kazachstanie np. od 2003 roku pracuje nasza siostra Aniela). Dziś należałoby na nowo ewangelizować Europę, która wyzbywa się chrześcijańskiego systemu wartości. Właśnie Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków. Na świece pracuje 2 tysiące polskich misjonarzy. Najwięcej w Afryce – 810, w Ameryce Południowej – 784, w Ameryce Pólnocnej – 30, w Azji – 327 (w Kazachstanie – 108, w tym 1 arcybiskup z Polski). Liczba ludności na świecie wynosi 7 miliardów (wzrosła na przestrzeni ostatnich 3 lat o 67 milionów, tylko w Europie zmalała). Liczba katolików wynosi ponad 1 miliard. Liczba katolików też na przestrzeni ostatnich 3 lat wzrosła o przeszło 18 milionów. Liczba misjonarzy świeckich też wzrosła i jest ich obecnie na świecie około 400-tu tysięcy. Misjonarze nadal są narażeni na ataki różnych band. W styczniu tego roku na misji w Boliwii została zamordowana 25-letnia Helena Kmieć z Libiąża. Była świeżą absolwentką Politechniki Śląskiej w Gliwicach i nową stewardessą. Od 2012 roku była też wolontariuszką w Wolontariacie Misyjnym „Salwador” w Trzebini. Jako wolontariuszka razem z koleżanką udała się do Boliwii, gdzie miała pomagać w ochronce dla dzieci prowadzonej przez Siostry Służebniczki Dębickie. Po dwóch tygodniach od przyjazdu, podczas snu, została ugodzona przez jakiegoś bandytę nożem. Helena Kmieć poprzez swoją posługę misyjną była kolejnym świadkiem wiary. Jezus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Dlatego papież Franciszek, obok męczeństwa i heroiczności cnót, jako trzeci powód do beatyfikacji wniósł „heroiczne oddanie życia”. Ten kazus może być teraz powodem rozpoczęcia procesu Heleny Kmieć. Na razie, przy grobie polskiej wolontariuszki misyjnej w jej rodzinnej miejscowości w Libiążu, modli się wielu ludzi – przyjeżdża tam także wielu misjonarzy, zwłaszcza z Boliwii. Pamiętajmy o misjach.

28. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

MSZA ŚW. W OBOZIE W DACHAU

W dzisiejszych czytaniach liturgicznych Bóg zaprasza wszystkich na ucztę. Uczta z dzisiejszej Ewangelii jest obrazem zbawienia i obrazem mszy św. Bóg na ucztę zaprasza zarówno dobrych, jak i złych. Nikt z nas nie może powiedzieć, że nie został na tę ucztę zaproszony, albo, że Bóg zamknął przed nim bramy nieba. Niektórzy z zaproszonych wymawiają się, tak pochłonięci sprawami ziemskimi, że nie mają czasu na Boga. W naszej parafii regularnie uczęszcza na msze święte niedzielne 500 osób, a parafian są dwa tysiące. Już dzieci i młodzież nie chcą chodzić do kościoła. W Kazachstanie, gdzie pracuje na misjach nasza siostra Aniela, w mrocznym okresie prześladowań, w wybranych domach, głównie wieczorami i nocami, Polacy tam wysiedleni w latach 30-tych i 40-tych XX wieku, będąc pozbawieni kapłanów, mimogroziła im za to dalsza wywózka do łagrów, sami chrzcili dzieci, odmawiali różaniec i odprawiali nabożeństwa maryjne. Gromadząc się na wspólnej modlitwie, wybierano tzw-gostarszego”, czyli osobę cieszącą się poważaniem i znaną z głębokiej wiary, który udzielał chrztu, prowadził modlitwy, asystował przy zawieraniu małżeństw
i przewodniczył obrzędom pogrzebowym. W tym, co dopuszczalne i możliwe, zastępował kapłana. Najważniejszym duchowym ratunkiem stała się modlitwa, zwłaszcza wspólnie odmawianie różańca. W innych przypadkach wygnańcy zbierali się w lepiankach. Zasłaniając okna dodawali sobie nawzajem otuchy i modlili się. Bardzo boleli duchowo, bo byli pozbawieni  kapłanów, nie mieli więc możliwości uczestniczenia w Eucharystii i sakramencie pokuty i pojednania. W ich skromnych chatach, przy domowych ołtarzykach gromadzili się sąsiedzi, słuchając katechizmu, modląc się i śpiewając pieśni religijne, choć były zakazane. Nam dzisiaj w Polsce nikt nie zakazuje się modlić, a tylko 30 procent uczęszcza regularnie na msze święte.
Jak wielką wartość przedstawia msza św. niech świadczą przeżycia kapłanów, którzy podczas II wojny światowej znaleźli się w obozie koncentracyjnym w Dachau, a pośród nich nasz błogosławiony ojciec Hilary Paweł Januszewski. Oni bardzo pragnęli Eucharystii. Chcąc Ją sprawować, musieli czynić to w pełnej konspiracji. „Na środku baraku stał duży piec, za nim można było się ukryć. Chcąc odprawić mszę św. jeden z kapłanów w pasiaku, sprawował mszę św. Reszta kolegów, przeważnie kapłanów, siedziała przy stołach, mając przed sobą menażki i kubki (na wszelki wypadek kontroli władz obozowych), lecz w skupieniu i duchu konspiracji uczestniczyła w ofierze mszy św. Na tej mszy nie było ołtarza liturgicznego ani szat kapłańskich i naczyń liturgicznych. Było tutaj tylko to, co istotne i nieodzowne, aby Jezus mógł ukryć swe Ciało i Krew Eucharystyczną pod postaciami chleba i wina (z trudem zdobytych w tych obozowych warunkach). Uczestniczący na tej ofierze kapłani przyjmowali Komunię św., trzymając w rękach okruszynę chleba-Komunikantu, którą kapłan odprawiający mszę św. na ich dłoniach konsekrował. Święte Postacie, konsekrowane na tej mszy św. były potem troskliwie schowane w zwykłym pudełku w szafce za menażkami. Było to niezmierne narażenie zarówno dla Najśw. Sakramentu, jak
i własnego życia. Kapłani wiedzieli bowiem, czym jest Jezus Eucharystyczny dla cierpiącego lub konającego więźnia. To były cuda łaski w duszach biednych braci uwięzionych”.
I my musimy wiedzieć, że w chwili konsekracji podczas każdej mszy św. całe nasze zgromadzenie staje u stóp Kalwarii w momencie ukrzyżowania Jezusa. Nasze oczy tego nie widzą, ale wszyscy jesteśmy wtedy na Kalwarii Jezusa, w tym samym momencie, kiedy Go krzyżują i kiedy Jezus prosi Ojca o przebaczenie nie tylko tym, którzy Go zabijają, ale też wybaczenie nam każdego naszego grzechu. Natomiast, kiedy przyjmujecie Komunię św., Jezus sam udziela naszej duszy potrzebnych łask, aby wprowadzić na drogę większej świętości. Przypomnę tu, że Komunia św. łagodzi grzechy powszechne.

Wszystkich Świętych – 2017 r.

ŚMIERĆ KLINICZNA

Oprócz imienia własnego, które otrzymaliśmy na chrzcie św., nosimy wspólne imię „chrześcijanie”. Do tych imion dołączamy imię patrona z bierzmowania oraz dzisiejsze słowo Boże, które dopełnia nasze powołanie i też może być naszym imieniem, które brzmi „błogosławieni”, czyli „szczęśliwi”. Każdy, kto jest blisko Chrystusa jest szczęśliwy, czyli błogosławiony. Kto zaś nie realizuje Ewangelii – nie osiągnie Królestwa Niebieskiego. Kolumbijka, Gloria Polo, wskutek uderzenia pioruna była tak poważnie ranna, że przez kilka dni znajdowała się w śpiączce. Przy życiu utrzymywały ją szpitalne urządzenia medyczne. Gdyby je wyłączono, umarłaby. Opiekujący się nią lekarze spisali ją na straty i chcieli odłączyć aparaturę. Jednak jej siostra, która też jest lekarzem, domagała się, by podtrzymać ją przy życiu. Gloria Polo znajdowała się po drugiej stronie rzeczywistości, w zaświatach. Potem wróciła do życia, by złożyć świadectwo tym, którzy nie potrafią uwierzyć i żyć według Ewangelii. Opisała to w książce pt. „Od złudzenia do Prawdy”. Jak podaje: „Byłam katoliczką jedynie z nazwy. Teraz, gdy Chrystus pozwolił mi wrócić do ziemskiego życia, jestem umocniona w wierze. 5 maja 1995 roku był deszczowy poranek. Ja i mój 23-letni siostrzeniec, szliśmy razem z moim mężem w stronę uniwersytetu w Bogocie, stolicy Kolumbii. Gdy przeskakiwaliśmy kałuże, uderzył w nas piorun. Mój siostrzeniec zginął na miejscu. Co do mnie, piorun przeszedł przez ramię i w straszliwy sposób spalił całe moje ciało, wewnątrz i zewnątrz. Używałam spirali jako środka antykoncepcyjnego. Ta była z miedzi, a miedź jest dobrym przewodnikiem prądu. Moje ciało  drgało i wibrowało wskutek wstrząsów elektrycznych, które wytworzył piorun. Początkowo nikt nie mógł mi pomóc. Ustała praca serca. Niektóre części ciała były zwęglone. Moje piękne piersi zniknęły. Moje piękne nogi przypominały dwa zwęglone kije. Jedynie w mózgu nie odniosłam żadnych szkód. Byłam podłączona do respiratora i byłam w śpiączce. Otóż, gdy moje zwęglone ciało leżało znajdowałam się (moja dusza) w cudownie białym tunelu. Uwolniona zostałam od czasu i przestrzeni. Ale w tym tunelu poruszałam się do przodu. Powiedziałam sama do siebie: „Ojej! Umarłam…” I w tej chwili pomyślałam o swoich dzieciach. Byłam zawsze zajętą i zestresowaną matką, która nigdy nie miała dla nich czasu. Wówczas ujrzałam nędzę mojego życia w całej prawdzie. W jednej chwili ujrzałam wszystkie osoby mojego życia, żyjące i zmarłe. Objęłam moich pradziadków, moich dziadków, moich rodziców, którzy już nie żyli. Było tak ze wszystkimi osobami, które znałam i które pochodziły ze wszystkich stron, gdzie przebywałam. Zawsze fanatycznie broniłam reinkarnacji, a teraz obejmowałam moich bliskich. Zawsze, gdy mówiłam o innych, krytykowałam ich. Teraz, tutaj, było inaczej. Teraz widziałam również ich wnętrze. I, jak pięknie było widzieć to ich wnętrze, ich myśli, uczucia, gdy ich obejmowałam. Dalej, widziałam cudowny ogród. Wiedziałam jednak, czułam, że ja nie mogę jeszcze tam wejść. Jeśli na ziemi zdecydowaliśmy się żyć bez Boga, to On nas nie zmusza do spędzenia z Nim wieczności. Ja, na ziemi w relacjach z Bogiem byłam złą katoliczką. Brakowało mi chęci na modlitwę, płynącej z wiary. Brakowało mi także wiary w siłę łaski, w moc Ofiary Mszy św. Oddaliłam się od Kościoła, a moje grzechy miały swoje konsekwencje. Ach strach powiedzieć. Nagle przy moich grzechach zobaczyłam demony. Okropne spojrzenie na nie! Ich właścicielem jest szatan. Widziałam, jak wkradają się do sali operacyjnej, w której leżałam. Mnóstwo istot, które nagle stanęły wokół mnie. Moja dusza wzdrygała się i drżała. Największą podłością i kłamstwem diabła jest wmawianie ludziom, że w ogóle nie istnieje. To jego strategia. Później ten kłamca może robić z nami wszystko, co chce. Z przerażeniem zrozumiałam: „Och, istnieją!” Zaczęłam biec i uciekać. Ale, gdy przeszłam przez ścianę zostałam wciągnięta w jakiś tunel.  Możecie sobie wyobrazić, jak się rozradowałam, gdy nagle zobaczyłam swą matkę w całym świetle. Była cała jasna. Umarła wiele lat temu. Naraz zrozumiałam, że tymi białymi szatami, w które moja matka niczym słońce była przyobleczona, były wszystkie te Msze św., w których uczestniczyła w swoim życiu. Nie miałam jednak możliwości dostać się do niej i pozostać przy niej. Następnie, bezbronna zapadłam się w ciemność, w jakieś grzęzawisko. Pojęłam, że to bagno powstało z grzechów nieczystych. Nagle odkryłam w tym bagnie mojego tatę. On za życia niezbyt się prowadził. Seksualność pozbawiona sakramentalnych fundamentów jest tylko żądzą, zaspokojeniem, egoizmem. Związek sakramentalny jest pobłogosławiony przez Boga. Następnie, miałam łaskę zobaczenia Najświętszą Maryję Pannę na kolanach. Było to w momencie, kiedy kapłan na ziemi unosił Naszego Pana w Hostii. Maryja Niepokalana modliła się za mnie! Klęcząc u stóp Naszego Pana, zbierała wszystkie modlitwy, jakie ludzie na ziemi ofiarowywali za mnie, abym wróciła do zdrowia. Gdy kapłan unosił Świętą Hostię widziałam, jak nawet złe duchy klękały. Diabeł tak bardzo odczuwa wstręt do nas katolików, bo mamy Eucharystię, bo jest Ona Bramą do Nieba. Sam Jezus nas o tym zapewnił, mówiąc: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne”. Bez Eucharystii nie można wkroczyć do wieczności. A tak wielu ludzi lekceważy niedzielną Eucharystię. Coraz więcej dzieci i młodzieży nie chodzi do kościoła. Potem Pan Bóg zaczął rozliczać mnie po kolei z wszystkich Przykazań Bożych. Na szczęście po reanimacji, która się udała, moja dusza wróciła do mojego ciała. Był to potworny ból. Wolę jeszcze za życia odpokutować moje grzechy. Doświadczona śmiercią kliniczną, wiem że gdy człowiek przyjmuje swego Pana i prosi o przebaczenie swoich grzechów, dzieje się coś niesłychanego, co trudno wyjaśnić: Pan błyskawicznie zabiera tę duszę do miejsca, gdzie sprawowana jest Msza św. i ów człowiek przyjmuje Wiatyk. Ten tylko, kto otrzymuje Ciało i Krew Pana, może wejść do Nieba. A kto jest owym błogosławionym z dzisiejszej Ewangelii? Odpowiedź znajduje się w Ewangelii.

Na pogrzeb EDWARDA 2017 r.

BYĆ PRZYGOTOWANYM

Dwieście lat temu w Turynie, we Włoszech, na boisku szkoły zakonnej domu prowadzonego przez zakonników grało w piłkę kilku starszych chłopców. Gdy chłopcy przerwali grę, zakonnik zapytał chłopców: „Co byście zrobili, gdyby teraz dotarła do was wiadomość, że za pół godziny wszyscy umrzemy?Chłopcy przez chwilę zastanawiali się i zaczęli mówić:

- pierwszyposzedłbym do kościoła lub na plebanię i poprosiłbym księdza o spowiedź;

- drugiposzedłbym do kościoła przed ołtarz i tam blisko Pana Jezusa czekałbym na śmierć;

- trzeci powiedział tak: dalej grałbym w piłkę.

Wszystkie odpowiedzi były dobre. Ten, któremu sumienie wyrzucało jakieś grzechy, myślał o spowiedzi.

Drugi nie miał na sumieniu żadnego grzechu – chciałby się przygotować na spotkanie z Bogiem przez modlitwę i adorację Najświętszego Sakramentu.

Trzeci starał się zawsze żyć w przyjaźni z Panem Jezusem
i trwać w Jego łasce, dlatego spokojnie grałby dalej w piłkę.

Tym chłopcem był Jan Bosko, który sam później został wspaniałym „apostołem młodzieży”. Zorganizował zakon św. Franciszka Salezego, zwanego „salezjanami”. Całe życie poświęcił trosce o młodych i został ogłoszony świętym. Również śp. Edward zajmował się chłopcami grającymi w piłkę. Przed śmiercią przyjął wszystkie sakramenty święte. Pamiętajmy: biedne dusze, które od nas odchodzą, zawsze potrzebują przede wszystkim tego, aby ci, którzy pozostali na ziemi, rozpoczęli lepsze życie, zmienili swe życie, spełniali dzieła miłości, odwiedzali chorych, aby zamawiali msze święte za zmarłych oraz sami w nich uczestniczyli. Dusze te miałyby z tego wielką korzyść i czerpały pociechę. Dusze, które są w czyśćcu, nic nie mogą dla siebie zrobić. Nie mogą same sobie pomóc. Ale Bóg może uczynić coś poprzez niezmierzone łaski Ofiary Mszy św. Powinniśmy im w taki sposób pomagać i zamawiać za nie msze święte, sami w nich uczestniczyć i ofiarowywać nasz udział jako dar Ojcu Niebieskiemu przez Najświętszą Maryję Pannę.

2. BŁOGOSŁAWIONY HILARY PAWEŁ JANUSZEWSKI Z PARAFII WIELKI GARC – 21 IX 2017 r. - Msza św. z ks. bp. Ryszardem Kasyną i karmelitami w Wielkim Garcu

- Jako proboszcz Parafii Niep. Pocz. NMP w Wielkim Garcu serdecznie witam Jego Ekscelencję księdza biskupa Ryszarda Kasynęnaszego Biskupa Diecezjalnego,

- w drugiej kolejności, witam, także bardzo serdecznie, ojca Bogdana Megeraprowincjała karmelitów trzewiczkowych
z Krakowa,

- witam trzydziestu ojców i braci Zakonu Braci Najśw. Maryi Panny z Góry Karmel z całej Polski,

- witam wszystkich przybyłych parafian, na czele z właścicielami domu z Gręblina, w którym mieszkał nasz wspólny błogosławiony,

- witam młodzież z ZKiW w Rudnie, na czele z panem dyrektorem
i panią katechetką,

- pragnę także powitać ks. prałata Ireneusza Smaglińskiego, dyrektora Katolickiej Rozgłośni Diecezji Pelplińskiej Radia „Głos” i pozdrowić wszystkich słuchaczy dzisiejszej transmisji.

Połączyła nas dzisiaj – tutajosoba błogosławionego karmelity, ojca Hilarego Pawła Januszewskiego, pochodzącego z naszej parafii w Wielkim Garcu.

Błogosławiony ojciec Hilary urodził się 11-go czerwca 1907 roku we wsi Krajenki, w dzisiejszej parafii Kęsowo–Jeleńcz koło Tucholi, jako dziesiąte dziecko swoich rodziców – w tym roku obchodzimy stu-dziesięcio-lecie jego urodzin;

- dwa dni po urodzeniu został ochrzczony w kościele
w Jeleńczu;

- gdy miał 8 lat, jego rodzina, ze względu na ubóstwo, przeprowadziła się do Gręblina – w parafii Wielki Garc;

- w Gręblinie spędził dzieciństwo, uczęszczał do szkoły powszechnej, odrabiał „szarwark”, zaczął gimnazjum, wyjeżdżał na dalsze nauki, przyjeżdżał na wakacje i uczęszczał do swego kościoła w Wielkim Garcu, gdzie modlił się, m.in. przed obrazem Matki Bożej Szkaplerznej i przyjmował sakramenty;

- w Krakowie uczęszczał na kurs korespondencyjny „Maturai tam w 1927 roku wstąpił do karmelitów;

- jako kleryk często przyjeżdżał do swojej rodziny i swojej parafii na wakacje – dzieciom wówczas nakładał szkaplerz Matki Bożej;

- studia teologiczne kontynuował w Rzymiestamtąd, po święceniach, wrócił do seminarium w Krakowie, gdzie zastała go druga wojna światowa;

- w latach 1940–1945 był więźniem obozów koncentracyjnych w Sachsenchausen  i  Dachau;

- w  Dachau poniósł męczeńską śmierć, oddając swe życie za współbraci;

- 13 maja 1999 roku został ogłoszony przez Jana Pawła II „błogosławionym”;

- na cmentarzu parafialnym w Wielkim Garcu, w setną rocznicę urodzin błogosławionego karmelici z Krakowa postawili okazały nagrobek jego rodzicom oraz umieścili przy nim urnę z ziemią przywiezioną z Dachau.

Postać błogosławionego karmelity – ojca Hilarego Pawła Januszewskiego – ma dla nas wszystkich wielką wartość duchowąJego męczeńska śmierć w obozie koncentracyjnym w Dachau, podczas II wojny światowej, przypomina nam wartości ponadczasowe.

Na mszy św. w kościele św. Katarzyny w Gdańsku w 110 rocz. ur. bł.
o. Hilarego Januszewskiego z Gręblina w dniu 16 VIII 2017 r.

- od 1991 roku jestem proboszczem Parafii Wielki Garc, skąd pochodzi błogosławiony o. Hilary Paweł Januszewski. Parafia znajduje się w powiecie tczewskim, w gminie Pelplin;

- błogosławionym o. Hilarym Pawłem Januszewskim zacząłem interesować się, gdy został 13 maja 1999 roku ogłoszony „błogosławionym” przez Jana Pawła II ;

- błogosławiony o. Hilary urodził się 11 czerwca 1907 roku (110 lat temu) we wsi Krajenki, w dzisiejszej parafii Kęsowo – Jeleńcz koło Tucholi, jako dziesiąte dziecko swoich rodziców. Dwa dni po urodzeniu został ochrzczony w kościele w Jeleńczu;

- gdy miał 8 lat jego rodzina, ze względu na ubóstwo, przeprowadziła się do Gręblina w parafii Wielki Garc;

- w Gręblinie spędził dzieciństwo, uczęszczał do szkoły powszechnej, odrabiał „szarwark”, zaczął gimnazjum, wyjeżdżał na dalsze nauki, przyjeżdżał na wakacje;

- w Krakowie uczęszczał na kurs korespondencyjny „Matura”;

- w 1927 roku w Krakowie wstąpił do karmelitów;

- gdy przyjeżdżał jako kleryk na wakacje: katechizował dzieci z Gręblina, nakładał im szkaplerz;

- studia teologiczne kontynuował w Rzymie – stamtąd, po święceniach, wrócił do seminarium w Krakowie;

- tu zastała go II wojna światowa;

- w latach 1940 – 1945 był więźniem obozów koncentracyjnych w Sachsenchausen i Dachau, gdzie poniósł męczeńską śmierć oddając swe życie za współbraci.

 Wielką wartość duchową dla parafii ma postać pochodzącego z Gręblina z parafii Wielki Garc  błogosławionego karmelity ojca Hilarego Pawła Januszewskiego – postaci przykładnego zakonnika, człowieka modlitwy i otwarcia się na drugiego człowieka. Jego męczeńska śmierć w obozie koncentracyjnym w Dachau podczas II wojny światowej przypomina nam wartości ponadczasowe.

Parafianie wierzą, że osoba bł. Hilarego Januszewskiego to prawdziwy dar Boży. Jako wotum wdzięczności ufundowali dla kościoła parafialnego w Wielkim Garcu tablicę i obraz poświęcone jego czci. W 100. rocznicę urodzin bł. o. Hilarego Karmelici
z Krakowa postawili na cmentarzu parafialnym w Wielkim Garcu okazały nagrobek jego rodzicom oraz umieścili przy nim urnę
z ziemią z Dachau. Natomiast 3-go maja 2016 roku w Gręblinie
w domu, gdzie mieszkał błogosławiony Hilary odsłonięto tablicę pamięci, którą ufundował, pochodzący z Gręblina Łukasz Partyka
z Pomorskiego Przeoratu Orderu Świętego Stanisława Biskupa
i Męczennika (jest tu dzisiaj obecny).

Obecni są ze mną także:

- państwo Aureli i Sławomir Grabowscy z Gręblina, właściciele domu, w którym mieszkała rodzina Januszewskich;

- mgr Dariusz Jakubowski – dyrektor Zespołu Kształcenia i Wychowania w Rudnie;

- mgr Jolanta Partyka – parafianka i katechetka w szkole w Rudnie (w jej klasie wisi obraz błogosławionego Hilarego);

- inni Parafianie i dziękujemy za zaproszenie.

25. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

ALEXIS CARELL I ŚW. STANISŁAW KOSTKO

Winnica i pan są w tej przypowieści tylko symbolami. Pan w przypowieści – to Pan Bóg. Winnica zaś – to Królestwo Boże. Pracownicy w winnicy – to wszyscy ludzie. Dzień zaś pracy – jest obrazem całego naszego życia, również tego, które się kończy wypłatą Boga. Wszyscy ludzie są równi i mają jednakowe prawo, aby należeć do Królestwa Bożego i po śmierci otrzymać jednakową nagrodę w niebie. Zauważamy w tej przypowieści, że plany Boże są inne niż ludzkie doczesne dążenia. Wszyscy otrzymamy po jednym denarze, co znaczy, że jest to samo niebo. Bóg wzywa do pracy w winnicy, w każdej fazie życia. Nie pyta – jak ziemski pracodawca o referencje, ani też nie żąda świadectwa o stanie zdrowia. Dla chorych fizycznie, moralnie i starych jest również miejsce w Jego winnicy. W tym wyraża się miłość miłosierna Boga w stosunku do nas – ludzi. Nawet wielu świętych przyszło do pracy w winnicy Pańskiej po długich latach błądzenia i życia w grzechach. Tak było między innymi ze świętym Agustynem. Po swym nawróceniu skarżył się: „Późno Cię umiłowałem. Piękności tak dawna, a tak nowa, późno cię umiłowałem. Byłeś w głębi mej duszy, a ja się błąkałem po bezdrożach”. Alexis Carell nawrócony w Lourdes, a później laureat Nagrody Nobla w medycynie, tak zwracał się do Boga: „Życie moje było pustynią, bo nie znałem Cię, Panie. Niech każda chwila życia, która mi jeszcze została, będzie poświęcona Tobie”. Byli tacy, których serce od dzieciństwa było tak wrażliwe i czyste, że nie znosiło wszystkiego, co było złe i mogło prowadzić do grzechu. Takim był św. Stanisław Kostkapatron dzieci i młodzieży. Miał trzech braci i dwie siostry, ale tylko on wyróżniał się pobożnością, skromnością i uczciwością. I choć jego zamożni rodzice nie zgadzali się na jego wstąpienie do zakonu, on jednak wstąpił w Rzymie do zakonu jezuitów i był tam bardzo szczęśliwy. Pan Bóg zabrał go dość wcześnie z winnicy po nagrodę – gdy miał 18 lat. W winnicy Pańskiej liczy się, nie ilość  przepracowanych w niej dni, lecz jakość pracy. Często milsze są Bogu miesiące lub tylko dni, przeżyte z wielką miłością w służbie Bogu i bliźniemu, niż długie lata letniego, przeciętnego życia. Ideałem, choć trudnym do osiągnięcia, jest życie i gorliwa praca w winnicy Pańskiej od najmłodszych lat. Pamiętajmy: nie każdemu udaje się wrócić z bezdroży życia moralnego do wzorowego życia moralnego w starszym wieku.

24. Niedziela Zwykła – Figura Fatimska ( 17.09.2017 r.)

O CUDOWNEJ FIGURZE MB Z FATIMY

W najbliższą sobotę, w katedrze pelplińskiej o godz. 17.30, rozpocznie się pielgrzymowanie Figury Matki Bożej Fatimskiej  w naszej diecezji. Figura ta pielgrzymowała już u nas w roku 1996. Każdy (w miarę możliwości) powinien się spotkać z Matką Bożą, obecną w tej Cudownej Figurze, szczególnie członkowie Żywego Różańca (zelatorki otrzymały zaproszenie) i Rycerstwo Niepokalanej. Wszyscy mogą to uczynić, gdyż Figura Matki Bożej będzie w katedrze przez dobę. W tym roku Matka Boża nawiedza Polskę z okazji setnej rocznicy objawień w Fatimie w 1917 roku. Kolejnym motywem, który skłania nas do przyjęcia na polskiej ziemi pielgrzymującej Matki Bożej z Fatimy, jest dar wolności w wymiarze politycznym, społecznym i religijnym, jaki stał się naszym udziałem, podobnie jak i wszystkich krajów Europy Środkowowschodniej. Wcześniej taką wolność spod jarzma komunizmu uzyskała Austria. Między stłumieniem powstania w Berlinie Wschodnim w 1953 roku a utopieniem we krwi powstania w Budapeszcie po trzech latach dochodzi jednak do niezwykłego wydarzenia. W 1955 roku sowieccy okupanci dobrowolnie, bez wystrzału, wycofują się z Austrii. Nigdy przedtem ani potem – do upadku komunizmu – nie zdarzyło się, aby Związek Radziecki sam, bez walki, oddał zajęty wcześniej kraj. Jak to się stało? To zasługa Maryi. W 1947 roku jeden z księży zakonnych – ksiądz Pavlicek -  zakłada w Austrii Pokutną Krucjatę Różańcową. Jej celem jest wypełnienie orędzia fatimskiego poprzez wezwanie Austriaków do pokuty, modlitwy i nawrócenia. Ten charyzmatyczny franciszkanin rozpoczyna misje w wielu miastach. Wierni na jego mszach nie mieszczą się w kościele. W 1950 roku wysuwa ideę, by zorganizować Procesję Światła, podobną do tej, jaka odbywa się w Fatimie, w intencji wycofania wojsk okupacyjnych z Austrii. Procesja z figurą Matki Bożej Fatimskiej przyciąga dziesiątki tysięcy ludzi. Ludzie w jednej ręce trzymają świece, w drugiej różańce i modlą się głośno. Procesje powtarzają się. Od zakończenia II wojny światowej austriaccy politycy podejmują 300 prób zawarcia porozumienia z Moskwą i wycofania wojsk okupacyjnych. Wszystkie starania kończą się fiaskiem („niet”). Ksiądz Pavlicek upewnia kanclerza Austrii, że jest możliwe wymodlenie wycofania Sowietów, ale tylko przez Maryję. Wszyscy członkowie Pokutnej Krucjaty Różańcowej modlili się dalej, gdyż tylko cud mógł sprawić, że Austria stanie się wolna. Nagle, w 1955 roku, Rosjanie zmieniają zdanie – a był to dzień fatimski – 13-go kwietnia. Austria stała się wolna od komunizmu. Polska stała się wolna od komunizmu dopiero w roku 1989. W tym szczególnym roku chcemy za to również podziękować Matce Bożej Fatimskiej. Za Jej wstawiennictwem, chcemy prosić o ducha pojednania i jedności dla wszystkich narodów i wspólnot chrześcijańskich Europy Środkowej. Ósmego września 1946 roku Episkopat Polski, nawiązując do poświęcenia Kościoła i świata Niepokalanemu Sercu Maryi dokonanego przez papieża Piusa XII w 1942 roku, poświęcił cały naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi. Prosiła o to Matka Boża w Fatimie dokładnie sto lat temu. W 1958 roku papież Pius XII umiera. W ciągu swego pontyfikatu dwukrotnie (w 1942 i 1952 roku) stara się zadośćuczynić żądaniom Matki Bożej z Fatimy, ale podejmowane przez niego próby nie spełniają warunków stawianych przez Maryję (co wyjaśniła siostra Łucja). Zadanie spadło więc na kolejnych papieży. Jak się potem okazało – dopiero Jan Paweł II w pełni zawierzył Kościół, świat i Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi, a było to 25 marca 1984 roku w Rzymie, dokąd przywieziono Cudowną Figurę Matki Bożej z Fatimy. Według słów Matki Bożej, skierowanych do siostry Łucji, to właśnie od Polski zależeć będzie przyszłość Europy. W Polsce rozpocznie się odrodzenie świata przez ustrój, który stworzy, zgodne z prawem Bożym. I powiedziała: „Polacy, jeżeli możecie, wracajcie do Ojczyzny. Uchroni was opieka Matki Bożej”. Tym bardziej do Niej zdążajmy. Okazja w najbliższą sobotę i niedzielę.

23. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

POSŁUCHAJ DOBREJ RADY MATKI PRZED ŚLUBEM

Magda poślubiła Wojtka 7 lat temu. Mają dwójkę pięknych dzieci. Jednak w małżeństwie coś zaczęło się psuć. Zauważyła to matka Magdy i przy najbliższej okazji powiedziała do córki: „Mam ci coś ważnego do powiedzenia, coś, co powiedziała mi moja ma a twoja babcia, przykazując mi, abym to także powiedziała swojej córce, gdy przyjdzie ku temu czas. to trzy wskazówki, co należy robić, aby być szczęśliwym w małżeństwie: 1 – nigdy nie licytować się w małżeństwie. Nie mów współmałżonkowi, że więcej dajesz w małżeństwie. To nie w porządku. Gdy zaczniecie się licytować, przyjdzie dzień, kiedy wasze małżeństwo zacznie umierać; 2 – miej zawsze czas dla swoich dzieci. Nigdy nie mów, że nie masz czasu dla nich, bo jesteś zajęta, niech przyjdą później. Jeśli tak się stanie, to wiedz, że jest to początek umierania więzi, jaka łączy cię z nimi; 3 – niech nie będzie dnia, w którym zapomniałabyś o modlitwie. Dzień, w którym zaniedbasz rozmowy z Bogiem o swojej rodzinie, jest dniem, kiedy pozbawisz swojej rodziny największego daru, jaki może dać matka swoim bliskim”. Gdy matka skończyła, Magda wzięła jej rękę i ze łzami w oczach powiedziała: „Mamo, to wspaniałe rady, jakich mi udzieliłaś. Dlaczego nie powiedziałaś mi ich 7 lat temu? One pomogłyby mi bardzo”. Matka odpowiedziała:Drogie dziecko, chciałam bardzo powiedzieć ci to w dniu, w którym poślubiłaś Wojtka. Chciałam to powiedzieć z całego serca. Ale wiedziałam, że to nie był właściwy czas, nie byłaś wtedy jeszcze gotowa na przyjęcie tej mądrości. Zaczekałam do czasu, będziecie w stanie zrozumieć, o czym ja mówię”. BRACIA i SIOSTRY! Z dzisiejszych czytań wynika, że upominanie jest naszym obowiązkiem. Jednak podstawową zasadą wypływającą z Ewangelii jest miłość i życzliwość wobec upominanego. Chrystus także upominał. Czynił to z wielką dobrocią, np. gdy upominał Samarytankę albo celników. Nawet do Judasza, już po zdradzie, zwrócił się używając słowa: „Przyjacielu”. Raz i drugi trochę ostrzej, choć też z miłością, zwrócił uwagę swym uczniom: Piotrowi, Janowi i Jakubowi. Chrystus był Bogiem, więc wiedział, kiedy i komu trzeba trochę ostrzej zwrócić uwagę, nie obrażając go jednocześnie. My, ludzie, lepiej uczynimy, starając się upominać zawsze łagodnie
i z dobrocią. Jeżeli mamy do czynienia z kimś bardzo wrażliwym, to radzi się go pochwalić przed upomnieniem, dając mu przez to znak, że go cenimy i widzimy w nim również dobre strony. Święty Wincenty ẚ Paulo, będąc już w starszym wieku, powiedział: „Trzy razy w moim życiu ostro ganiłem i upominałem. Nie odniosło to żadnego skutku. Natomiast to, czego wymagałem spokojnie i z dobrocią, zawsze mi się udawało”. I pamiętajmy: upomnienie publiczne upokarza, a więc jest bardzo bolesne. Upomnienie powinno odbyć się, jak mówi do nas dziś Jezus: „w cztery oczy”. Powinno być delikatne i taktowne. Wypominanie dawnych błędów nie jest upominaniem, ale potępieniem.
Piękną i głęboką radę dał św. Paweł swemu uczniowi Tymoteuszowi: „Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą jak ojca, młodszych (nakłaniaj) – jak braci, starsze kobiety (nakłaniaj) – jak matki, młodsze kobiety – (nakłaniaj) jak siostry, z całą czułością! Starożytny bajkopisarz grecki Ezop tak to wyraził: „Każdy z nas nosi na sobie dwie torebki: jedną z przodu  i grzechy dostrzeżone u innych, a do tej z tyłu – własne wykroczenia. Jak myślicie, które lepiej widzi?..”. Te z przodu, czyjeś! Oby tak nie było!

24. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

MISJCE PORWANIA BŁ. KS. JERZEGO POPIEŁUSZKI

W najbliższym czasie udamy się na pielgrzymkę do Lichenia. W drodze powrotnej udamy się do Góska, 15 km za Toruniem (w stronę Bydgoszczy). Tam 19-go października  1984 roku został uprowadzony przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, pobity i potem bestialsko zamordowany Duszpasterz Ludzi Pracy ks. Jerzy Popiełuszko, który wracał tego dnia z posługi duszpasterskiej w Bydgoszczy. Jest już błogosławionym. 14 września 2015 roku w Crẻteil pod Paryżem nastąpiło uroczyste zamknięcie procesu w sprawie domniemanego cudu za wstawiennictwem bł. ks. Jerzego Popiełuszki, który ma posłużyć do jego kanonizacji. Data nie została wybrana przypadkowo. 14-go września 1947 roku w Okopach na Podlasiu urodził się Jerzy Popiełuszko. Tego samego dnia 2012 roku w niewytłumaczalny z medycznego punktu widzenia został uzdrowiony z przewlekłej białaczki szpikowej 56-letni [Fransuła] Audelan. Nad konającym modlił się ksiądz Barnard Brien, rówieśnik księdza Jerzego, który urodził się tego samego dnia. Ksiądz Bernard Brien nie znał ks. Jerzego Popiełuszki ani nawet o nim nie słyszał. Ten francuski kapłan był po prostu zafascynowany św. Janem Pawłem II i chciał lepiej poznać jego kraj. Wybrał się więc w pielgrzymkę do Polski. Znajomy zakonnik zaproponował mu, że zawiezie go do go stolicy i pokaże grób ks. Jerzego Popiełuszki. To nazwisko nic mu nie mówiło. Gdy znalazł się przy grobie polskiego męczennika w Warszawie odkrył, że urodził się tego samego dnia, co on. Po powrocie do Francji codziennie odmawiał modlitwę
w intencji kanonizacji księdza Popiełuszki, którą dostał w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu Warszawie. 14 września 2012 roku, ks. Brien otrzymał pilne wezwanie na oddział paliatywny szpitala w Crẻteil, gdzie był kapelanem. Gdy stanął przy łóżku umierającego 56-letniego Francuza, jego żona zaczęła opowiadać, że ma on wyjątkowo złośliwy rodzaj białaczki, a nowotwór opanował cały jego organizm. Ks. Brien udzielił mu sakramentu namaszczenia chorych. Gdy po chwili spojrzał na obrazek ks. Popiełuszki, zdał sobie sprawę, że jest 14-ty września, a więc rocznica urodzin bł. ks. Jerzego. Zaczął się modlić za wstawiennictwem polskiego męczennika i dodał na koniec: „Księże Jerzy, dziś są moje i Twoje urodziny. Jeżeli możesz coś zrobić, to właśnie dziś. A zatem, pomóż!Gdy ksiądz wyszedł z sali, umierający nagle otworzył oczy i zapytał: „Gdzie ja jestem”, wypowiadając po raz pierwszy od kilku tygodni logicznie brzmiące słowa. Żona jego zobaczyła przez zapłakane oczy wpatrującego się w nią męża. Jeszcze przed chwilą był w agonii, a ona sama przygotowywała się do jego pogrzebu. Wybrała już nawet dla męża trumnę i załatwiała formalności. I zaczął powoli chodzić. Badania wykazały całkowitą remisję choroby i brak komórek rakowych. Dziś jest 10-ty września 2017 roku i Audelan jest obecnie całkiem zdrowy. Ksiądz Brien jeździ teraz po Francji, propagując życie i działalność błogosławionego męczennika z Polski. Wszędzie, gdzie jeździ i opowiada o ks. Popiełuszce, zainteresowanie tą postacią jest ogromne. Część 40-sto – i 50-ciolatków już wcześniej o nim słyszała, gdyż we Francji było głośno o jego zamordowaniu w 1984 roku. Dla ks. Bernarda ważne jest, by także młodzi odkryli postać Jerzego, by jego postawa wzbudziła nowe powołania, by ludzie uczyli się miłości do ojczyzny i wierności aż do końca. M.in. dlatego chcę, aby młodzież przygotowująca się do bierzmowania w ramach swoich praktyk bliżej poznała tę postać. Dlatego pojedziemy do Górska. Tam będzie prezentacja multimedialna, którą młodzież lubi.
14 września 2017 roku mija też pięć lat, odkąd ks. Brein modlił się nad umierającym [Fransuła] Audelanem. Dlaczego to takie ważne? Bo właśnie taki okres wyznaczyła watykańska Kongregacja do spraw Świętych, by zbadać, czy nie będzie nawrotu choroby nowotworowej uzdrowionego. Wtedy też Stolica Apostolska może wydać orzeczenie, czy jest to autentyczny cud za wstawiennictwem . ks. Jerzego Popiełuszki i czy otworzy on drogę do kanonizacji. Jeśli tak będzie, papież wyznaczy datę wyniesienia ks. Jerzego na ołtarze.

Na ślub - 1

Moi Drodzy!

Przed chwilą usłyszeliśmy tekst Pisma Świętego z Listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan. Osią tekstu jest porównanie małżeństwa do relacji, jaka zachodzi między Chrystusem i Kościołem. Tajemnica to jest wielka a ja mówię w odniesieniu do Chrystusa i Kościoła” – pisze św. Paweł. Zwróćmy uwagę na oryginalne greckie słowa: „mega” (wielki) oraz „mysterion” (tajemnica). Można powiedzieć, że małżeństwo to mega-tajemnica i mega-sakrament. Miłość małżeńska, płciowość, wzajemne przyciąganie mężczyzny i kobiety, ich więź – to wszystko ma mega-związek z Bogiem i Kościołem. Współczesny człowiek nie toleruje „tajemnicy”. Nie toleruje zwłaszcza „wielkiej tajemnicy”, tej którą głosi List do Efezjan. Odpowiedź jest taka, że sakrament małżeństwa to jest wielki plan zbawienia. Chodzi o to, co Bóg dla nas przygotował – świętość, niebo. W tym sakramencie Jezus Chrystus jest źródłem łaski: „W Nim wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego Obliczem” (Ef). Możemy być dobrymi ludźmi, dobrymi małżonkami dzięki Chrystusowi, który jest obecny w sakramencie małżeństwa. Małżeństwo jest pomyślane przez Boga jako droga do świętości, do nieba. Nie tylko małżeństwo jako takie, ale również to twoje, konkretne. Drugim istotnym elementem kontekstu jest nauczanie św. Pawła o Kościele jako o „Ciele Chrystusa”. Jest tutaj zawarta „idea oblubieńcza”. Chodzi o biblijną wizję miłości, która pojawia się od pierwszych kart Pisma Świętego – mąż i żona mają stawać się „jednym ciałem”. Po zdaniu o wzajemnym poddaniu, pada: „żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu” (Ef). Autor nie chce przez to powiedzieć, że mąż jest „panem” żony, że właściwy dla małżeństwa układ międzyosobowy jest układem panowania męża nad żoną. Święty Paweł chce powiedzieć, że żona ma w relacji do Chrystusa odnajdować wzór swojego „oddania” mężowi. „To przesada, mojemu mężowi daleko do Chrystusa” – powie niejedna żona. Jasne, nie ma doskonałych mężów. Ale miłość małżeńska jest zawsze miłością niedoskonałych ludzi, dlatego konieczna jest wiara. To wiara jest decydująca, a nie stopień doskonałości męża, poziom jego upodobnienia do Chrystusa. Sensem życia człowieka jest stać się „darem” dla kogoś. Miłość wyklucza wszelki rodzaj poddaństwa.

Na ślub - 2

Pan Bóg rzekł: [Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc]”.

Moi Drodzy!

Małżeństwo jest to z ustanowienia Boga Stwórcy realny, czyli zgodny z naturą ludzką jeden, nierozerwalny i święty związek życia jednego mężczyzny z jedną kobietą, oparty na miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej oraz ukierunkowany zarówno na zrodzenie potomstwa, jak i osiągnięcie osobistego zbawienia (def. Wat. II). Dla Boga tajemnica stworzenia i misterium zbawienia stanowią jedność. Akt stwórczy był nie tylko wyrazem wszechmocy Boga, lecz przede wszystkim wykwitem Jego miłości. Bóg stwarza człowieka i umieszcza go w raju. Nie jest jednak w pełni „zadowolony” ze swego dzieła, gdyż ten człowiek jest samotny: „uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” – jak czytała przed chwilą Zuzia w wybranej przez was – na swój ślub – księdze Rodzaju. Powołanie do życia kobiety księga Rodzaju ujmuje  w obrazie stworzenia jej z cząstki ciała mężczyzny: „Ta będzie się zwała [niewiastą], bo ta z mężczyzny została wzięta”. W pierwszym tłumaczeniu Biblii w XVI wieku – z języka łacińskiego na język staropolski – tekst ten brzmi jeszcze dosłowniej: „ta będzie się zwała [mężyną], bo ta z mężczyzny została wzięta”. Autor natchniony wcale nie chce przez to powiedzieć, że mąż jest [panem] żony. W tekście tym widać  jedynie ideę oblubieńczości. Chodzi o biblijną wizję miłości – mąż i żona mają stawać się „jednym ciałem”. W drugim czytaniu z Listu świętego Pawła Apostoła do Kolosan czytamy: „Jako wybrańcy Boży, święci i umiłowani, obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu”. „Na to zaś wszystko obleczcie się w miłość, która jest więzią doskonałości”. Powie któraś żona czy któryś mąż, że nie ma doskonałych mężów czy doskonałych żon. To prawda, bo daleko nam do Chrystusowej miłości doskonałej. Potrzebna jest wiara. To wiara jest decydująca i poziom upodobnienia do Chrystusa, a nie stopień doskonałości męża czy żony. Bo miłość małżeńska jest zawsze miłością niedoskonałych ludzi. Sensem życia małżeńskiego jest stać się darem dla współmałżonka. W małżeństwie ten dar ma podwójny wymiar: to oddanie się Bogu – Chrystusowi i oddanie współmałżonkowi. W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówił: „Nie każdy, który Mi mówi [Panie,Panie]”. Trzeba jednak budować dom swój na skale. skałą dla was jest Chrystus obecny w sakramencie małżeństwa i sakramencie Eucharystii. To was będzie uświęcać. Prawda o małżeństwie to życie w świętości, a świętość ta powstaje jako „wspólnota życia i miłości” na mocy „przymierza”, czyli waszej „nieodwołalnej” dzisiejszej „zgody osobowej”, w której jako „małżonkowie [przekażecie i przyjmiecie] siebie nawzajem”. Sednem waszego małżeństwa będzie miłość małżeńska. To jest ta sama miłość, która zyskała swoje piękno i blask poprzez zbawczą miłość Jezusa Chrystusa, która nawet przerasta czysto erotyczną i egoistyczną skłonność. Uzdalnia małżonków do wolnego i wzajemnego daru z siebie, pogłębienia ich wspólnoty, osobowego ubogacenia.

Podwyższenie Krzyża Świętego 2017 r.

CO DZIAŁO SIĘ DALEJ Z KRZYŻEM PANA JEZUSA?

Gdy, po bratobójczych walkach, cesarz Konstantyn Wielki stał się w 324 roku jedynym władcą cesarstwa rzymskiego, postanowił wznieść kościół na Górze Kalwarii w Jerozolimie. Jego matka, św. Helena, chociaż miała wówczas 80 lat, chciała osobiście  zobaczyć wykonane prace. Wyruszyła do Jerozolimy mając nadzieję, że znajdzie tam Święty Krzyż. Przeprowadzono wykopaliska i znaleziono trzy krzyże. Obok jednego z nich leżała tabliczka z napisem, na nim zaś widniały ślady gwoździ, co wskazywałoby, że był to najprawdopodobniej krzyż naszego Zbawcy. Było to w 326 roku. Św. Helena podzieliła belkę Świętego Drzewa na trzy równe części. Jedną posłała do nowo pobudowanej przez Konstantyna Wielkiego stolicy – Konstantynopola, drugą zostawiła w Jerozolimie, trzecią zaś zabrała do Rzymu. Początkowo, głównie z tych trzech miejsc, najświętsze relikwie Krzyża Pańskiego rozeszły się na cały ówczesny świat. Pierwsza część świętej belki – tej z Konstantynopola –  umieszczono w pobudowanej przez cesarza Justyniana I Wielkiego wspaniałej bazylice Hagia Sophia. Tenże cesarz cząstkę tej świętej belki dał królowej Franków i po 30 latach dotarła ta cząstka relikwii do klasztoru w Poitiers. Relikwie te są tam do dziś, choć jeszcze i tam podzielone rozeszły się do kilkunastu innych kościołów we Francji. Niewielka część Krzyża Świętego z Konstantynopola znalazła się także we Włoszech. W 1243 roku, kolejny cesarz, przewidując rychły upadek ówczesnej stolicy Cesarstwa Łacińskiego – Konstantynopola, okrojony już bardzo fragment Krzyża Świętego przewiózł do toskańskiej Cortony, gdzie pozostaje do dziś. Drzazgi z tej belki pozyskują szczególnie żywe ośrodki życia chrześcijańskiego we współczesnym świecie. Druga część świętej belki – ta, która została przekazana przez św. Helenę do Rzymuznalazła się ostatecznie w Rzymie w świątyni zbudowanej przez papieża Sylwestra I. Przez wieki cząstki z tej świętej belki papieże ofiarowywali proszącym o nie władcom chrześcijańskim. Ci zaś, którzy już posiadali jakąś cząstkę relikwii, dzielili się nią dalej. Trafiały m.in. tam, gdzie wciąż silne były wpływy pogańskie albo podczas siedmiowiecznych zmagań chrześcijaństwa z islamem, które swój szczyt miały w czasach wypraw krzyżowych. Znaczniejsze relikwie Drzewa Świętego posiadają obecne bazyliki: w Rzymie, Wenecji, Limburgu, Kolonii, Tuluzie, Reims, Padeborn, Pizie, Florencji, Brukseli i Pradze. Do Pragi przekazała je księżniczka Gonzaga, która otrzymała je od szwagra – naszego króla Jana Kazimierza. Relikwie są też w opactwach: Trewirze, Maria Lach i pod Wiedniem i Mogile pod Krakowem. także w Egipcie na Górze Athos – które niedawno – w 2014 roku pielgrzymowały po cerkwiach prawosławnych , m.in. w Polsce. Trzecią część świętej belki – tę, którą św. Helena zostawiła w Jerozolimieznajduje się w jerozolimskiej bazylice Męczeństwa, w wielkim pozłacanym relikwiarzu, którą to bazylikę poświęcono 14 września 395 roku i od tego czasu obchodzi się święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Wiemy, że pierwszy patriarcha Jerozolimy, Juvenalis, przesłał mały fragment z Krzyża Świętego papieżowi Leonowi I Wielkiemu, gdy do Rzymu zbliżały się hordy Hunów na czele z Attyllą. Na chwilę skradziono jerozolimską relikwię i przetrzymywali ją Persowie (od 614 – 628 r.). Potem, gdy ta relikwia znowu była zagrożona ze strony arabskiego islamu i w 638 roku Jerozolima została zdobyta przez wojska kalifa Omara, Herakliusz zdążył wywieźć relikwię Świętego Krzyża i jako druga znalazła się w Konstantynopolu. Za pierwsze relikwie Świętego Krzyża, które dotarły do Polski, uważane są te, od których nazwę wzięła Góra Świętego Krzyża i Góry Świętokrzyskie, a znajdują się one obecnie w sanktuarium na Świętym Krzyżu koło Kielc (byliśmy tam w roku 2008). Przez pierwszych 500 lat naszej historii sanktuarium było najważniejszym miejscem pielgrzymkowym w Polsce. Przed bitwą pod Grunwaldem król Władysław Jagiełło spędzał tu czas na długiej modlitwie. Te świętokrzyskie i jeszcze opolskie, tradycja wiąże ze św. Emerykiem, synem św. Stefana Węgierskiego, który miał je w imieniu ojca ofiarować Bolesławowi Chrobremu. Na Święty Krzyż trafiły też później relikwie przywiezione w 1270 roku do Krakowa przez króla węgierskiego Stefana V, które w 1306 roku przekazano benedyktynom świętokrzyskiego opactwa. Od założenia miasta w 1237 roku czczone są też relikwie Świętego Krzyża w Elblągu. Sprowadzone przez Krzyżaków zostały umieszczone w zamkowej kaplicy zakonu, ale w 1454 rokukiedy to elblążanie poddali miasto królowi Kazimierzowi Jagiellończykowirelikwie umieszczono w świątyni św. Mikołaja. W ostatnich latach kilka nowych polskich świątyń uzyskało (wraz z dokumentem Stolicy Apostolskiej) najcenniejsze z relikwii: w 2000 rokuWałbrzych, Legnica, Jelenia Góra i w 2002 roku Klebark Wielki koło Olsztyna (byliśmy tam w 2009 roku). Te archidiecezja warmińska otrzymała w darze od papieża Jana Pawła II. Polska ziemia, jak chyba żadna inna, naznaczona jest krzyżami. Jak pisał nasz wieszcz narodowy Adam Mickiewicz: „Tylko pod tym krzyże, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. W poprzedniej kadencji Sejmu był taki poseł, który walczył z krzyżem i za wszelką cenę chciał jego wyrzucić krzyż z sejmu. Potem, w następnej kadencji, Polacy jego wyrzucili z Sejmu. Mamy wielką łaskę, że aż w tylu miejscach naszej Ojczyzny możemy pokłonić się temu autentycznemu Drzewu Świętemu, na którym nasz Pan „przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył”. Szczyćmy się tym, że nasz kościół w Rudnie ma taki piękny tytuł: „Podwyższenia Krzyża Świętego”. Bierzmy też raz po raz krzyż do ręki i ucałujmy z miłością.

26 sierpnia MB Częstochowskiej – 2017 r.

 DZIEJE CUDOWNEGO OBRAZU NA JASNEJ GÓRZE

Autorstwo cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej jest przypisywane św. Łukaszowi Ewangeliście. Miał on namalować dzieło na deskach stołu, przy którym jadała Święta Rodzina. Do tej pory nie udało się ustalić miejsca i daty powstania wizerunku. Obraz Matki Bożej Częstochowskiej Paulini otrzymali w związku z fundacją w 1382 roku z rąk księcia Opolczyka. Wiadomo natomiast, że jego dzieje bywały dramatyczne, o czym świadczą choćby ślady po cięciu szablą wyraźnie widoczne na prawym policzku Maryi. one pozostałością po napadzie i rabunku, którego w 1430 roku dopuścili się bandyci z Czech, Moraw oraz Śląska. Obraz okradany jeszcze dwukrotnie. W 1466 roku świętokradztwa dopuścili się wojska króla czeskiego. Po tym fakcie Zygmunt III postanowił otoczyć Jasną Górę wałami obronnymi i sanktuarium stało się maryjną fortecą. Ołtarz Jasnogórskiej Pani ufundował w 1650 roku Jerzy Ossoliński, kanclerz wielki koronny. Po bokach malowidła znajduje się złota róża ofiarowana w 1979 roku przez papieża Jana Pawła II oraz złote berło i jabłko – symbole królewskie podarowane Matce Najświętszej przez polskie kobiety w 1929 roku w podzięce za „Cud nad Wisłą”, czyli za zwycięstwo jakie Polska odniosła w bitwie z bolszewikami pod Warszawą w 1920 roku. W nocy z 22 na 23 września 1909 roku złodzieje zabrali perłową sukienkę jasnogórskiego obrazu oraz dwie złote korony papieskie, które 8 września 1717 roku nałożył Madonnie papież Klemens XI. Na wieść o tym barbarzyństwie papież Pius X natychmiast ofiarował Jasnogórskiej Pani nowe korony. Ponowna koronacja odbyła się 22 maja 1910 roku. W 1957 roku poświęcona przez papieża Piusa XII kopia jasnogórskiego obrazu rozpoczęła trwającą do dziś peregrynację po całym kraju. Pielgrzymom przybywającym do Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej niezwykłych wrażeń dostarcza prawa ściana świątyni zawieszona wotami dziękczynnymi za doznane łaski. Pierwszymi wotami ofiarowanymi Matce Bożej są srebrne, złocone i grawerowane blachy zasłaniające tło cudownego wizerunku, które ufundował Władysław Jagiełło w 1430 roku, po pierwszej kradzieży. W skarbcu znajduje się wspaniale zdobiona złotem oraz szlachetnymi kamieniami monstrancja ojca Augustyna Kordeckiego, którą podarowano Matce Bożej w podzięce za zwycięstwo nad Szwedami w 1655 roku. Jasna Góra odwiedzana była przez wszystkich królów z wyjątkiem Stanisława Augusta Poniatowskiego (to ten król, który przystąpił do Targowicy, czyli zdrady na rzecz Rosji). Przybywali tu także magnaci, książęta, prezydenci i premierzy, a ostatnio – papieże. Wcześniej chciał tu przybyć na 1000-lecie Chrztu Polski papież Paweł VI, ale komuniści go nie wpuścili do Polski. Tu zawsze wszyscy pątnicy byli sobie równi. Pielgrzymowanie do Częstochowy ma wielowiekową tradycję. Jako pierwsi w zorganizowanych pieszych pielgrzymkach od 1611 roku zaczęli tu przybywać mieszkańcy Żywca. Największa i najsłynniejsza pielgrzymka warszawska po raz pierwszy wyruszyła do Częstochowy w 1711 roku. Każdego roku na Jasną Górę przybywa 5 milionów wiernych, ponad 250 tysięcy z nich przychodzi tu pieszo. Należy dodać, że Ikona Matki Bożej Częstochowskiej także peregrynuje przez cały świat. Czyni to w obronie życia, w tzw. pielgrzymce: „Od Oceanu do Oceanu”. W obronie poczętego już życia peregrynuje od 2012 roku. Do tej pory przemierzyła już 180 tys. kilometrów. Pierwszy etap tej pielgrzymki przebiegał od Władywostoku do Fatimy, drugi etap: przez Stany Zjednoczone, Kanadę i Meksyk. Obecnie jest w Ekwadorze. 28 lipca, tego roku, w pierwszą rocznicę pielgrzymki papieża Franciszka na Jasną Górę, na cudowny obraz zostały nałożone nowe, poświęcone przez niego korony, będące repliką koron papieża Klemensa XI, którymi 300 lat temu po raz pierwszy ozdobił wizerunek Maryi. Korony te ufundowali wierni z Włoch, z diecezji Crotone, na terenie której znajduje się inne znane sanktuarium maryjne. Ostatnie korony były ufundowane w 2005 roku przez Jan Paweł II – krótko przed jego śmiercią.

O Różańcu – 1 X 2017 r

MATKA BOŻA NA POCZ. XIII W. UKAZAŁA SIĘ ŚW. DOMINIKOWI I WRĘCZYŁA MU RÓŻANIEC

W nazwie modlitwy różańcowej kryją się róże! Łaciński źródłosłów „rosarium” oznacza „ogród różany”. Modlitwa, o której mówimy jest jak ofiarowanie Maryi, Matce Jezusa, wieńca z róż. Różaniec to nade wszystko akt miłości i czci dla Maryi i Jezusa. W modlitwie tej chcemy wyrazić najpiękniejsze cechy naszej duszy, które chcemy złożyć w darze Maryi i przez Nią samemu Bogu. Na początku mnisi modlili się codziennie za pomocą 150 psalmów. Psalmy te zastąpiono stupięćdziesięcioma „Zdrowaś Maryjo”, przeplatając każdą dziesiątkę modlitwą „Ojcze nasz”. Zachowała się legenda z powstaniem różańca, według której Matka Boża osobiście ukazała się św. Dominikowi i podarowała mu różaniec. U nas, w kościele w Garcu przedstawia to obraz w ołtarzu, w lewej bocznej nawie. Św. Dominik założył na początku XIII wieku w Hiszpanii zakon kaznodziejski dominikanów, który skutecznie zaszczepił najwcześniejszą formę różańca na granice Europy. W Polsce modlitwę różańcową rozpropagował w XIII wieku dominikanin św. Jacek Odrowąż. Wszystkim objawieniom maryjnym w Europie towarzyszy różaniec. Jest jedynym przedmiotem, który Maryja podczas objawień trzyma w rękach. Tak było podczas objawień Matki Bożej św. Bernadecie w Lourdes w 1858 roku, tak było na Warmii w Gietrzwałdzie, gdzie Matka Boża objawiła się dwóm dziewczynkom w 1877 roku: Justynie Szafryńskiej i Barbarze Samulowskiej. Tak było również 100 lat temu, gdy Matka Boża objawiła się trójce dzieci w Portugalii w Fatimie: Hiacyncie i Franciszkowi Marto oraz Łucji dos Santos. Do wszystkich dzieci w objawieniach Matka Boża mówiła, aby odmawiały codziennie różaniec. Dzieci już znały tę modlitwę. Była praktykowana w ich rodzinach. Nic więc dziwnego, że np. pastuszkowie z Fatimy: Hiacynta, Franciszek i Łucja, pasąc owce, około południa odmawiali różaniec. Początkowo – możliwie jak najszybciej, by móc szybko powrócić do zabawy – powtarzali samo tylko wezwanie „Zdrowaś Maryjo”. Zmieniło się to po objawieniach Maryi w 1917 roku. Każdego 13-go dnia miesiąca 1917 roku Matka Boża przybywała do dzieci oczekujących na Nią na modlitwie różańcowej. 13 czerwca 1917 roku Maryja powiedziała: „Chcę, żebyście codziennie odmawiali różaniec”. 13 lipca 1917 roku, przed ukazaniem dzieciom piekła, Matka Boża ponownie pouczała o mocy różańca. Maryja obiecuje łaski, że niektórym pomoże, ale muszą zmienić swoje życie, a przede wszystkim modlić się, zwłaszcza różańcem. Na końcu Pani z Nieba nakazuje dzieciom, by modliły się dużo i składały ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie jedynie dlatego, że nie ma kto się za nimi wstawiać. 13 października 1917 roku, gdy na miejscu objawień gromadzi się około 70 tysięcy ludzi i czeka na cud słońca, pastuszkowie przepychają się przez tłum i osłaniają ich policjanci, i gdy docierają na miejsce, Łucja prosi wszystkich o zamknięcie parasoli i odmówienie różańca. Wkrótce potem, poprzedzona błyskiem światła, nad skalnym dębem pojawia się Maryja. Tak jak poprzednio, widzi Ją tylko trójka dzieci. Najświętsza Dziewica zwraca się do Łucji: „Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Bożą Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu odmawiać różaniec. Wojna się skończy”. Chodziło o trwającą jeszcze I wojnę światową, która skończyła się następnego roku. Spełniły się też zapowiedzi Matki Bożej, że Franciszek i Hiacynta wkrótce umrą. Pamiętajmy, że różaniec to kolejne zaliczone schody w górę, do nieba. Szatan ucieka, a piekło drży, gdy mówicie różaniec. To dzięki odmawianemu różańcowi papież Pius V wygrał z Turkami bitwę pod Lepanto na Morzu Śródziemnym w 1571 roku. To dzięki modlitwie różańcowej król Polski Jan III Sobieski zwyciężył wojska wezyra tureckiego Kara Mustafy pod Wiedniem w 1683 roku. Dziś też islamska nawała zagraża Europie, dlatego w dniu 7-my października odbędzie się ogólnopolska akcja „Różaniec do granic”, która polega na ustawieniu się na granicy Polski wiernych, otaczających modlitwą różańcową naszą Ojczyznę i cały świat.

DOŻYNKI  2017 r.

Drodzy rolnicy i wszyscy korzystający z błogosławieństwa pól i ogrodów.

ROLNIK, który wiele przebywa wśród przyrody wie, że do owocowania przyczynia się i słońce, i woda i gleba, ale ostatecznie to tym wszystkim kieruje Bóg. W ewangelicznej przypowieści o siewcy Jezus mówił: „Ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”. Rolnik, będąc tak blisko tego rozwoju, wznosi myśl ku Bogu, ku Stwórcy, bo widzi, że wszystko zawdzięcza Bogu. Rolnik, który wiele przebywa wśród przyrody, przeżywa i jest świadom, że każda chwila może zakończyć wspaniały wzrost i owocowanie. Wystarczy, że jest za dużo wody i powódź zniszczy cały plon. Innym razem: brak wody i wszystko wyschnie, albo wichura, jak chociażby ta z 11-go na 12-go sierpnia tego roku, i wszystko połamane i zniszczone. Tak samo: wystarczy ogień, a wszystko spłonie; mróz w nieodpowiednim czasie – zniszczy wszystko, co pięknie wzrastało. Wprawdzie człowiek stara się trochę zabezpieczyć, ale cóż zdoła przed powodzią, wichrami czy mrozami. Tak więc rolnik widzi i doświadcza swoją zależność od Boga, którego pojmuje jako Pana przyrody. Wiara zaś podpowiada mu, że Ten Pan przyrody to także Dobry Ojciec. Dlatego modli się do Boga o pogodę czy o deszcz w stosownej porze. Zwłaszcza w Dni Krzyżowe modliliśmy się o dobre tegoroczne urodzaje, połączone z błogosławieństwem pól.  Modliliśmy się o błogosławieństwo dla pracujących na roli i w ogrodach, ale także o szacunek dla chleba i sprawiedliwy jego podział na świecie, bo wiele krajów jest głodujących. Śpiewaliśmy także Suplikacje: Od powietrza, głodu, ognia i wojny – wybaw nas, Panie”. I nas ominęły burze i nawałnice, które przeszły z 11-go na 12-go sierpnia nad Polską i zebrały tragiczne żniwo, i nadal z pokorą stajemy wobec tego faktu, dla niektórych najboleśniejszego w życiu. Nie potrafimy zrozumieć, jaki Boży plan przewidział takie wydarzenie, ale nadal pokładamy w Bogu nadzieję i ufamy, że mamy w Nim oparcie i znajdziemy u Niego tak potrzebne pocieszenie. I zasadne jest zbieranie datków na dożynkowy dar ołtarza, bo wszyscy korzystamy z błogosławieństwa Bożych pól i sprzyjającej aury. O wartości chleba najlepiej świadczy to, Jezus Chrystus zawarł to określenie pokarmu w modlitwie „Ojcze nasz”, w której odmawiamy „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Do wyjątkowego traktowania chleba powinny nas zachęcać słowa patrona tego roku św. Brata Alberta Chmielowskiego, żeby „być dobrym, jak chlebi można dodać: „jednakowy on dla każdego”. Dlatego należy nim się dzielić. Polaków zawsze cechowało poszanowanie chleba. Oburzenie wywoływało i nadal wywołuje znalezienie chleba wyrzuconego do śmietnika, czy gdzie indziej. Już Norwid mówił o Polsce, jako o kraju, w którym „kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba”. Oczywiście zdarza się, że chleb upadnie, zepsuje się, wyschnie itp. Pozostaje jednak pokarmem i to tak znaczącym, że Chrystus wziął go jako materię Najświętszego Sakramentu. Ten zepsuty może, z czystym sumieniem, posłużyć jako pokarm dla zwierząt czy ptaków. Nie jest więc zmarnowany. A co myślał Jezus o odpadkach chleba? Wystarczy otworzyć Ewangelię według św. Jana i poczytać o cudownym rozmnożeniu chleba. Kiedy nasz Pan nakarmił rzesze, dał uczniom jasne polecenie: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”. prosi się dopowiedzieć słowami pieśni religijnej: „Panie, dobry jak chleb”. W każdej mszy św. słyszymy o chlebie: „owoc ziemi i pracy rąk ludzkich”. Szanujmy więc naszą ziemię  pracę rolników, bo rolnictwo dostarcza społeczeństwu dóbr koniecznych do codziennego utrzymania. I dobrze się stało, że tylko polscy rolnicy, w Polsce, mogą kupić ziemię rolną. Bo naród bez ziemi, to naród bez ojczyzny, jak Palestyńczycy czy Cyganie. Niech na naszej ziemi nie zabraknie chleba.

21. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

 O ŚW. PIOTRZE

Ty jesteś Piotr – Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą.

Pierwotne jego imię brzmiało Szymon. Jezus nadał mu nowe – aramejskie Kefas, po grecku Petros, czyli Skała. Urodzony w Betsajdzie, syn Jony, był rybakiem nad jeziorem Galilejskim. Wraz z bratem Andrzejem pracował wspólnie z Jakubem i Janem, synami Zebedeusza. Nim został powołany mieszkał w domu swej małżonki w Kafarnaum. Jezus powołał go na brzegu jeziora Genezaret i, jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, wyznaczył go na głowę Kościoła. Piotr z Janem przygotowali ostatnią wieczerzę, w czasie której Jezus polecił Piotrowi utwierdzać braci w wierze. Piotr, jak potwierdzają to słowa dzisiejszej Ewangelii, uważał Jezusa za Mesjasza, choć nie rozumiał słów o Jego śmierci i zmartwychwstaniu, mimo, że wcześniej był świadkiem przemienienia Jezusa na górze Tabor. Gdy Jezus został uwięziony, Piotr stracił odwagę i trzykrotnie się Go zaparł. Był pierwszym z apostołów, który wszedł do pustego grobu i pierwszym, który zobaczył zmartwychwstałego Jezusa. W czasie ostatniego ukazania się Zmartwychwstałego Chrystusa Piotr otrzymał polecenie opiekowania się wspólnotą wierzących: „Paś baranki moje! Paś owce moje!Piotr tłumaczył zesłanie Ducha Świętego. Piotr otworzył dostęp do Kościoła poganom. Przewodniczył w pierwszym soborze Kościoła w Jerozolimie w 49 roku. Sobór ten rozstrzygnął kwestie przynależności pogan do Kościoła. Ostatnie lata swego życia spędził w Rzymie. Tutaj w latach 63-64 powstały dwa jego listy włączone do Nowego Testamentu. W czasie prześladowań chrześcijan za cesarza Nerona Piotr poniósł męczeńską śmierć przez ukrzyżowanie głową w dół. Było to w roku 64 lub 65. Piotr został pochowany w Rzymie, gdzie stoi dziś bazylika jego imienia. Już na przełomie II i III wieku utrwaliła się tradycja uważająca Piotra za pierwszego biskupa Rzymu. Świętego Piotra widzimy często z symbolicznymi kluczami dłoni. Jest to znak rozpoznawczy, który łączy się z „władzą związywania i rozwiązywaniaprzekazaną św. Piotrowi przez Jezusa w dzisiejszej Ewangelii. „Związywanie i rozwiązywanie” to w ówczesnym języku obrazowym synonim „najwyższej władzy”. Każdy następca pierwszego biskupa Rzymu jest następcą św. Piotra i jest głową Kościoła, któregobramy piekielne nie przemogą”. W początkach Kościoła więcej papieży poniosło męczeństwo niż zmarło śmiercią naturalną. W dalszych wiekach nie brakowało również prześladowań, które uderzały w papieży i Stolicę Apostolską, a więc w samą głowę i serce Kościoła. „Bramy piekielne nie przemogły Kościoła mimo, że było aż 39-ciu antypapieży (czyli niewłaściwie wybranych osób na ten urząd), mimo tzw. „niewoli awiniońskiej” (przez 72 lata papieże byli uwięzieni we Francji w Awinionie, w XIV w.). „Bramy piekielne” nie przemogły Kościoła mimo wielu herezji, schizm, podziałów, nawet mimo aresztowań papieży. Wspomnijmy czasy rewolucji francuskiej i Napoleona. W 1798 roku rewolucyjne wojska francuskie wkraczają do Rzymu i na miejsce Państwa Kościelnego zostaje utworzona Republika Rzymska. Papież Pius VI zostaje aresztowany. Pod strażą żandarmów wywożą go do Francji. Gdy po drodze ktoś pyta, kto jest tym więźniem wiezionym w eskortowanej karocy, dowódca odpowiada: „To ostatni papież”. Gdy jednak w 1809 roku papieżem zostaje Pius VII, Napoleon również kazał go aresztować. W trzy lata potem Napoleon ponosi klęskę w Rosji i papież wraca do Rzymu. Tak przeminęła rewolucja francuska, imperialne ambicje i zapędy Napoleona i inni prześladowcy, a Kościół wciąż trwa, bo czuwa nad nim Chrystus. Bardzo wielu papieży zostało świętymi. Święty Piotr po zesłaniu Ducha Świętego też był aresztowany przez Żydów za głoszenie Ewangelii. Gdy straż pilnowała go w więzieniu: „Kościół modlił się za niego nieustannie do Boga”. Dziś nie grozi już aresztowanie Ojcu Świętemu. Ma natomiast wiele zmartwień, i kłopotów związanych z zachowaniem wiary i moralności wśród wiernych. Niech nie zabraknie naszych modlitw, aby Bóg    wspierał KAŻDEGO Z NAS.

20. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

CUDA DOKONANE PRZEZ JEZUSA I WYPĘDZANIE ZŁEGO DUCHA PRZEZ EGZORCYSTĘ

Cuda dokonywane przez Jezusa można podzielić na cztery kategorie. Najpierw to cuda w świecie natury. I tu można wymienić następujące: obfity połów ryb, dwa rozmnożenia chleba, chodzenie po Jeziorze, moneta w rybie, uschłe drzewo figowe. Drugą kategorię stanowią cuda uzdrowień. Takiej łaski doświadczyli: teściowa Piotra, trędowaty, sługa setnika, paralityk, chory z uschłą ręką, kobieta cierpiąca na krwotok, dwaj niewidomi, głuchoniemy, niewidomy z Betsaidy, niewidomy z Jerycha, pochylona kobieta, chory na wodną puchlinę, dziesięciu trędowatych, sługa arcykapłana. Trzeci, najbardziej spektakularny rodzaj cudów to wskrzeszanie umarłych. Jezus przywrócił do życia: młodzieńca z Nain, córkę Jaira i Łazarza. Czwarty, ostatni rodzaj cudów to wypędzanie złych duchów (czyli egzorcyzmy). W ten sposób zostali ocaleni: opętany w synagodze, opętany z Gandary, opętany niemy, opętany niewidomy, opętany chłopiec i z dzisiejszej Ewangelii – córka Kananejki/Syrofenicjanki. Ksiądz egzorcysta rozpoczyna swoją wielką, zawsze nową i zawsze nieprzewidywalną pracę. Kładzie na plecach osoby opętanej stułę kapłańską i wyciąga ręce nad jej głową. Zaczyna się dziać coś nadzwyczajnego. Słyszmy nagły syk. Osoba zamyka oczy i wierci się, próbuje się odwiązać, podnieść i uciec, szamocze się w naszych rękach, gdy ją silnie trzymamy. Z trudem ją utrzymujemy, staramy się przede wszystkim przeszkodzić jej, żeby nie zrobiła sobie coś złego. Mówi bardzo szybko, śmiejąc się głośno, szyderczo i ironicznie. To już nie ta sama osoba, jak kiedyśmówią ci, którzy ją przyprowadzili do księdza egzorcysty. Następuje nieprzewidziana zmiana. Doświadczamy teraz czegoś nie do opisania, czegoś, o czym nigdy wcześniej nawet nie słyszeliśmy. Obca siła posłużyła się jej ciałem, którym teraz włada i przez które przemawia. <Wzywam przeciw wam całe piekielne moce>. Ksiądz, pogodny, czyta w tym czasie tekst egzorcyzmu. Natomiast osoba opętana wykręca się, płacze, stęka, parska, ukrywa twarz. Zauważamy moc imion Jezusa, Maryi i świętych, moc wody święconej, oleju egzorcyzmowanego, modlitwy mówią dalej obserwatorzy. Jeszcze na koniec Zły przemawia do kapłana: Zapłacisz mi za to. Jestem potężny! Minęło półtorej godziny. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Także ta biedna, mimowolna zdobycz Złego Ducha. Opętana staje się wściekła, jeszcze bardziej wzburzona, gdy kapłan kładzie na jej głowie figurkę Matki Bożej. Ale w końcu przychodzi do siebie. Diabeł przychodzi do ludzi w przebraniu i ubiera maski. Stosuje różne techniki. Uwolnić od niego może jedynie sam Jezus, jak w dzisiejszej Ewangelii. Katechizm Kościoła Katolickiego, opierając się na Piśmie św., upewnia nas, żewłaściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu siebie Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości” (2115). „Należy odrzucić wszelkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo osłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja (czyli wróżenia z linii wnętrza dłoni), wyjaśnienie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią  i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem, które należą się jedynie Bogu. Jest również naganne noszenie amuletów” (2116). Spirytyzm, okultyzm, nekromancja często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich, bo narażają się na ryzyko dostania się pod wpływ Złego Ducha lub nawet samego opętania. By bronić się przed Złym należy dużo modlić się na różańcu, chodzić do spowiedzi i przyjmować Chrystusa w Komunii św., żyć w sakramentalnym związku małżeństwa. Ponadto, diabeł bardzo boi się krzyża, kadzidła, wody święconej, modlitwy, Matki Bożej, świętych, papieża, postów.

Wniebowzięcie N.M.P. (A) 2017 r.

 JAK PAPIEŻ PIUS XII OGŁOSIŁ DOGMAT O WNIEBOWZIĘCIU NMP

W roku 1950 trwał ustanowiony przez papieża Piusa XII Rok Jubileuszowy. Szczytowym momentem tego świętowania było ogłoszenie dogmatu o Wniebowzięciu N.M.P. Nastąpiło to
1-go listopada na Placu św. Piotra w Rzymie. Na placu tego dnia zebrał się półtoramilionowy tłum. Ojciec Święty, poprzedzony białą procesją biskupów, pojawił się na sedia gestatoria. Po wezwaniu Ducha Świętego uroczyście ogłosił: „Niepokalana Matka Boża zawsze Dziewica Maryja, ukończywszy swoje ziemskie życie, została wzięta do chwały nieba z duszą i ciałem”. Cały gigantyczny plac wzniósł wówczas okrzyk uwielbienia. Tłum nie opuszczał placu aż do późnej nocy. Papież nie mógł przestać błogosławić, ponieważ nieustannie był wywoływany przez nowe rzesze wiernych. W przeddzień ogłoszenia dogmatu papież Pius XII otrzymał nadzwyczajną łaskę kontemplowania w ogrodach Watykanu tego samego zjawiskasłońca krążącegojakbypłonąca kula, które to zjawisko obserwowało w portugalskiej Fatimie ponad 30 lat wcześniej 100 tys. ludzi. Ten niezwykły „taniec słońca” powtórzył się przed oczyma papieża Piusa XII. Zjawisko to zostało zinterpretowane przez papieża jakoodgórne potwierdzenie dla ogłoszenia dogmatu o Wniebowzięciu N.M.P. Można sugerować, że nie byłoby ogłoszenia dogmatu bez tego, co 33 lata wcześniej wydarzyło się w Fatimie.
Sto lat temu, w 1917 roku, w nikomu nieznanej dolinie Cova da Iria, objawiła się Maryja. Zstąpiła z nieba na ziemię, na krańcu Europy, gdzie troje dzieci otrzymało przesłanie mające przesądzić o losach świata. W tym czasie Rosja kipiała, przygotowując leninowską rewolucję. Papież Pius XII do końca życia pozostawał w kontakcie korespondencyjnym z jednym dzieckiem od objawień, z siostrą Łucją Dos Santos. To właśnie on 31 października 1942 roku za wskazaniami siostry Łucji poświęcił po raz pierwszy Kościół i świat Niepokalanemu Sercu Maryi. W Kościele powszechne było przekonanie, że dzięki temu Portugalię ominęły komunistyczna wojna domowa i II wojna światowa. Po apokalipsie II wojny światowej, która pochłonęła od 50-ciu do 75-ciu milionów ludzi i pozostawiła po sobie ruinę materialną i moralną, Związek Sowiecki, na poligonie Tockoje, w 1954 roku dokonał udanej próby bomby nuklearnej, kosztem wielu tysięcy ludzi. W latach siedemdziesiątych chciał napaść na Zachód Europy, o czym wiemy z relacji pułkownika Kuklińskiego. Z tych planów nie zrezygnował również w latach osiemdziesiątych. 25 marca 1984 roku, w uroczystość Zwiastowania N.M.P., w obecności wielu biskupów z całego świata, papież Jan Paweł II, kontynuując polecenia Matki Bożej z Fatimy, dokonuje pełnego zawierzenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi. Prosi w tym zawierzeniu Matkę Bożą o ocalenie świata od wojny atomowej i samozagłady ludzkości. Modlitwa odbywa się przed statuą Maryi przywiezioną specjalnie z Fatimy. I oto stało się. Pół miesiąca po zawierzeniu, 13 maja 1984 roku w Siewieromorsku, bazie okrętów atomowych, skąd mogło wyjść uderzenie rozpoczynające III wojnę światową, potężny wybuch w głównym składzie amunicji uniemożliwił Moskwie jakiekolwiek działania. W świetle wiary trudno nie dostrzec, że ten niezwykły i nieprzewidywalny wcześniej ciąg wydarzeń stanowił wypełnienie obietnicy z Fatimy. Jan Paweł II nie miał w tej sprawie żadnych wątpliwości. 13 czerwca 1991 roku, podczas mianowania nowych kardynałów, oceniając wpływ orędzia fatimskiego na bieg historii, powiedział: „Mnie osobiście dane było w szczególny sposób odczytać przesłanie Matki Bożej z Fatimy. Naprzód 13 maja 1981 roku, w momencie zamachu na życie papieża, jak też przy końcu lat osiemdziesiątych, w że Ciała sprawiedliwych po śmierci rozpadają się i w ostatni dopiero dzień połączy się każde ze swoją duszą uwielbioną. Ale spod tego rodzaju ogólnego prawa zechciał Bóg wyjąć Najświętszą Maryję Pannę, by nas broniła z nieba.

18. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

I połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom

jAK POWSTAŁA MSZA ŚW?

Rozmnożenie chleba na pustyni przez Chrystusa jest zapowiedzią ustanowienia Eucharystii, Jego ukrycia się w chlebie i karmienia milionów dusz we mszy św. Słowoeucharystia” w języku greckim znaczy „dziękczynienie”. Dzięki wszechmocny słowom Jezusa Chrystusa dokonuje się przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pańską. Realizuje się jako eucharystyczna ofiara i jako sakrament, zwanemszą” w Kościele katolickim, ”liturgią eucharystyczną w Kościele wschodnim”, awieczerzą Pańską” w wielu Kościołach powstałych w wyniku reformacji. Nowy Testament zawiera 4 relacje o ustanowieniu eucharystii. Znajdują się one w ewangeliach u św. Mateusza, św. Marka i św. Łukasza oraz Pierwszym Liście św. Pawła do Koryntian. Nadto NT zawiera reminiscencję słów eucharystycznych u ewangelisty św. Jana oraz kilka aluzji. Wszystkie relacje wiążą ustanowienie eucharystii z osobą Jezusa Chrystusa, który podczas wieczerzy paschalnej (czyliOstatniej Wieczerzy”), poza czynnościami związanymi z rytuałem Paschy „odmówił modlitwę dziękczynnąnad chlebem, a potem „połamał i rozdał” go swoim uczniom, mówiąc: „Bierzcie, to jest ciało moje”. Pod koniec  wieczerzy Jezus „odmówił modlitwę dziękczynnąnad kielichem z winem, a potem „podał apostołom, aby wszyscy z niego pili, wypowiadając przy tym słowa: „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana”. Mając na uwadze polecenie: „To czyńcie na moją pamiątkę”, bardzo wcześnie połączono eucharystię z nabożeństwami odprawianymi przede wszystkim „pierwszego dnia po szabacie”, w dniu Pańskim (czyliniedzieli”). Realne znaczenie słów konsekracyjnych nie wynika z orzeczenia „jest”, lecz z utożsamienia się chleba i wina z Jezusem jako tą samą żertwą ofiarną w Jego ekspiacyjnej śmierci. Wypływa ono także z zachęty do realnego spożywania: „Bierzcie”, „bierzcie i jedzcie”, „pijcie”, bo chodzi o prawdziwe Ciało Jezusa. U św. Jana użyto bowiem słowa greckiego „sarks”, co się tłumaczy: „pokarm mięsny”, a nie, jak chcą niektórzy protestanci, że chodzi o symboliczne i duchowe rozumienie obecności Chrystusa w ich tzw. „wieczerzy Pańskiej”, bo tak protestanci określają mszę św. Dlatego diabeł nienawidzi katolików, ale księży jeszcze bardziej. Nienawidzi Kościoła katolickiego, gdyż dopóki są księża, wymawiane są słowa Konsekracji. I my musimy wiedzieć, że ręce kapłana dotykają Boga. Ma „pełnomocnictwo”, by wezwać Boa z nieba. Przez jego słowo dokonuje się w kawałku zwyczajnego chleba „transsubstancjacja”, tj. przeistoczenie chleba i wina w Ciało i Krew Pana. Gdy kapłan unosi Świętą Hostię, czuje się obecność Boga i wszyscy padają na kolana, nawet demony padają na kolana! A niektórzy żują gumę, inni przychodzą w krótkich spodenkach czy z odsłoniętymi ramionami? Bez przyjmowania Eucharystii nie można wkroczyć do wiecznej szczęśliwości. Pan Jezus powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne!” Pewien święty Doktor Kościoła potwierdził, że po każdej mszy św. wielka liczba dusz opuszcza czyściec i ulatuje do nieba. Również u żyjących, każda msza św. podtrzymuje łaskę Boża – daje duchowość. Doktor Howard Kelly, sławny chirurg z Baltimore, znany był z wierności zasadom chrześcijańskim. Bardzo często w klapie jego marynarki można było zauważyć kwiat róży. Z wiadomych tylko jemu powodów róża ta zachowywała świeżość i piękno przez  bardzo długi czas. Kiedy pytano go o sekret, jaki się za tym kryje, dr Howard odwracając klapę marynarki, pokazywał małą buteleczkę z wodą. Łodyga róży przechodziła przez dziurkę w klapie marynarki i sięgała wody. I to był sekret długiej żywotności róż. W ten sposób dr Howard dawał do zrozumienia pytającym, że źródłem udanego
i pięknego życia jest zanurzenie się w ożywiającej wodzie, którą jest Chrystus. Dla niego takim źródłem mocy jest właśnie eucharystyczny Jezus. A przypomina mu o tym zatknięta w klapie róża. Niech każda msza św. będzie dla nas taką przyciągającą różą.

17. Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

O BOGACZU, KTÓRY UFUNDOWAŁ KOŚCIÓŁ W MEKSYKU

Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli”.

W grudniu 2016 roku byłem z pielgrzymką w Meksyku, m.in. w Gudalupe. Zwiedzając przy okazji trochę środkowy Meksyk, odprawialiśmy mszę św. w barokowym kościele Santa Prisca w Taxco. Wzniesioną z różowego kamienia świątynię w całości opłacił przedsiębiorca górniczy don Josѐ de la Borda Sẚnchez. Podobno, do ozdobienia tego kościoła użyto 23 tony złota, a całe wyposażenie (poza oświetleniem) jest oryginalne. Podczas uroczystości nadal grają ręczne 256-piszczałkowe organy. Dwanaście złotych, polichromowanych ołtarzy wąskiego kościoła robi wrażenie! Z głównego ołtarza, poświęconego Matce Bożej Niepokalanego Poczęcia, pochylają się tuziny wyrzeźbionych świętych. Lewa kaplica boczna dedykowana jest miejscowym Indianom. Wspomniany fundator kościoła don Josѐ de la Borda Sẚnchez  przybył do Meksyku (z Hiszpanii) w roku 1716 w wieku 16-tu lat. Od konkwistadorów hiszpańskich (czyli władców kolonialnych Maksyku) otrzymał górzyste połacie ziemi. Tu założył rodzinę i rozpoczął pracę na otrzymanej ziemi. Przypadkowo odkrył, że ziemia, którą otrzymał, zawiera rudy srebra i innych cennych metali. Właściciel majątku stał się więc szybko  najbogatszym człowiekiem w Meksyku w XVIII wieku. Ze swego majątku wzniósł przebogatą świątynię na chwałę Bożą, a resztę fortuny też rozdał. Zmarł w wieku 79 lat. U nas też jest tak. Ten, kto kocha i ceni wiarę, swą parafię i kościół, złoży odpowiednią do swych możliwości ofiarę na kościół. Przez tę ofiarę i troskę materialną parafia i inne instytucje kościelne stają się mu bardziej bliskie i drogie. Ale, daleko ważniejsze są nasze obowiązki i wyrzeczenia natury moralnej, jakimi powinniśmy „płacić” za przynależność do Chrystusa i Kościoła. Wspomnijmy o niektórych z nich: zachowanie czystości w młodym wieku, miłość  małżeńska, dobry przykład dla dzieci. Wiara i Królestwo Boże to zupełnie inny skarb niż złoto czy diamenty. Doświadczenie mówi, że o wiele częściej potrzebne są drobne codzienne ofiary, które składamy za naszą przynależność do Królestwa Bożego. Jakże ważna jest codzienna modlitwa i coniedzielna Eucharystia, nasze wybaczenie sobie przewinień, pomoc będącym w potrzebie, dobry uśmiech i wiele innych uczynków miłości i chrześcijańskiego miłosierdzia. Roman, chociaż tego nie mówił, zachowywał się tak, jakby odnalazł skarb w swoim życiu. Miał bardzo dobrą pracę. W firmie cieszył się dużym autorytetem, a przy tym zarabiał spore pieniądze. Mógł zapewnić swojej rodzinie dostatnie życie. Firma była dla niego oczkiem w głowie. Był na każde zawołanie szefa, również
w niedzielę. Wyglądało na to, że praca spycha w jego życiu na drugi plan żonę, dzieci i kościół. Nie dość, że spędzał mało czasu
z najbliższymi, to jeszcze przynosił do domu różne projekty, nad którymi siedział do późnych godzin nocnych. To trwało kilkanaście lat, aż do momentu, gdy przyjechała po niego karetka reanimacyjna. Przepracowanie i stresy doprowadziły Romana do zawału serca. W drugim dniu walki o życie zaczął odzyskiwać przytomność. Jak przez mgłę widział pełne zatroskania, pochylone twarze żony i dwóch córek. Tak było kilka dni. I wtedy Roman zrozumiał, co – czy raczej kto – jest dla niego najważniejszy, kto jest skarbem jego życia. Błagał w duchu Boga o zdrowie, którego teraz odkrył. „Mądrość”, o której mowa w dzisiejszym Pierwszym Czytaniu, odmieniła jego życie. Postanowił, że gdy wyzdrowieje, żona, córki i Pan Bóg będzie dla niego najcenniejszym skarbem.
Umiejmy wszyscy inwestować w takie wartości, które się nigdy nie zdewaluują, które pójdą za nami i przekroczą z nami bramę śmierci. Tymi wartościami są: nasza wiara, nasza miłość, nasze święte – zgodne z Chrystusową Ewangelią – życie.

 

Pogrzeb OJCA KSIĘDZA ANDRZEJA KOSSA (20 VII 2017)       

Ekscelencjo, Księże Biskupie Ryszardzie – Biskupie Diecezjalny Diecezji Pelplińskiej.

Drodzy Księża,  z moim kuzynem Księdzem Andrzejem – proboszczem w Śliwcach na czele.

Droga Ciociu Małgosiu, cała najbliższa Rodzino i wierni ze Śliwic.

Śmierć jest naturalnym końcem ziemskiego życia człowieka. Będąc wydarzeniem egzystencjalnym osoby ludzkiej, przyjmuje pozycję konfrontacyjną w relacji do życia, które zapoczątkowane przez Boga w czasie, także w czasie osiąga swój kres oraz posiada skutki ponadczasowe. W świadomości chrześcijańskiej  stanowi przemianę, transformację, przejście z rzeczywistości doczesnej, charakteryzującej się ograniczeniami, bólem i cierpieniem, do wiecznej, osiągającej szczyt w zbawczej śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa: Jego zwycięstwo nad śmiercią aktualizuje się podmiotowo w każdej śmierci człowieka ochrzczonego. Najdłuższą rzekę Europy Zachodniej – Ren – w południowej Francji spotyka dziwny los. Po jej obu stronach wznoszą się skalne ściany, które z biegiem rzeki coraz bardziej się schodzą, aż w końcu tworzą sklepienie, w którym ginie koryto rzeki tak, że nawet nie słychać szumu fal. Zdaje się, że rzeka zginęła z powierzchni ziemi. Okoliczni zaś ludzie nazywają Renzaginioną rzeką”. Czy rzeczywiście zaginęła? Ależ nie, przeciwnie, w swoim podziemiu dokonuje wprost cudownej pracy: toruje sobie drogę wśród skał, choć zdawałoby się, że połknęła ją ziemia. Aż tu nagle wydobywa się ze zwycięskim szumem z objęć gór, kołysząc się chyżymi falami w blaskach słońca. Czyż nie podobnie jest ze śp. Wiktorem i w ogóle z umierającym człowiekiem? W momencie śmierci wielu wydaje się, że jego życie ludzkie ginie bezpowrotnie. A tymczasem ono, po przedarciu się przez bramę śmierci, zakwita pełnym blaskiem. Stąd – jak mówi św. Paweł w Liście do Filipian – śmierć jest „zyskiem”, bo „być z Chrystusem – to o wiele lepsze”. Stało się to dzięki temu, że Chrystusowe zwycięstwo nad śmiercią przechodzi na nas. W którym zaś momencie zostaliśmy osobiście włączeni w śmierć Chrystusa? W momencie chrztu. Wtedy to śmierć Chrystusa stała się naszą własnością, staje się naszą śmiercią po to, by życie Chrystusa stało się naszym życiem. Na temat życia dla Pana szczególnie mocno powiedział do nas dzisiaj św. Paweł w słowach pierwszego czytania z Listu do Rzymian: „Bracia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, aby zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi”. Chrzest zatem to tylko start w życiu Pana. Nasza przynależność ma być kontynuowana przez całe życie poprzez dobrowolne decyzje. Trzeba bowiem wiele pracy, pracy całego życia, aby coraz bardziej stawać się „na wzór obrazu Syna”. Tak było w życiu śp. Wiktora. Przypomnę. Urodził się 2-go lutego 1931 roku na Kaszubach, w Szemudzkiej Hucie koło Wejherowa. Wszystkie sakramenty przyjął w parafii Świętego Mikołaja w Szemudzie. 59 lat temu przyjął sakrament małżeństwa (w 1958 roku). Zaraz po ślubie małżonkowie zamieszkali w Wejherowie, na ul. Ludowej, w Parafii Trójcy Świętej. Z małżeństwa jest troje dzieci. Najstarszy Andrzej, ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Pelplinie i jest obecnie proboszczem Parafii Śliwice. Pozostałe dzieci również ukończyły studia. Małżeństwo doczekało się 9-cioro wnucząt i troje prawnucząt. Po wojnie śp. Wiktor zajmował się indywidualnie wyrobem dachówek. Od ślubu aż do emerytury w 1990 roku był kierowcą zawodowym: najpierw w Zakładach Gastronomicznych w Gdyni, a potem w Zakładach Obuwniczych w Wejherowie. W wolnych chwilach zawsze czymś się zajmował. Pasjonował się m.in. modelarstwem i robieniem zdjęć. Jako dzieci lubiliśmy zaglądać do wujka i sprawdzać – co nowego wytworzył? A on ze stoickim spokojem i cierpliwością wszystko nam wyjaśniał. Także fotografował: od początku korzystał z coraz to nowego sprzętu fotograficznego, którym się chwalił. Robił zdjęcia rodzinne, a gdy 20 lat temu przybył do Śliwic – fotografował wszystkie ważne wydarzenia z życia tej parafii (prowadził kronikę parafialną). Miał ładny charakter pisma, i jako ten tem, który miał wyczucie piękna, zawsze nosił marynarkę, koszulę i krawat. To też przejaw jego kultury osobistej i wyczucia estetycznego. Również na kilka godzin przed śmiercią – gdy pojawiła się cała rodzina na urodzinach księdza proboszcza – postarał się o zrobienie wspólnego zdjęcia rodzinnego (jak się okazało – ostatniego wspólnego ze swoją rodziną, był na wózku). Gdy jego syn, ksiądz Andrzej w roku 1997 został proboszczem w Śliwicach, przybył wraz z żoną do tej parafii z Wejherowa i zaraz bardzo włączył się – nie tylko w dalsze praktykowanie życia sakramentalnego, ale także w życie tej wspólnoty. Swymi mądrymi uwagami pomagał przy wszelkiego rodzaju pracach, a zwłaszcza budowie Domu Parafialnego w łączności z plebanią. Śp. Wiktor wspierał też wszystkie inicjatywy Księdza Proboszcza swoimi modlitwami – był bowiem człowiekiem wiary i modlitwy, i obmodliwał wszystkie inicjatywy.  Codziennie odmawiał różaniec – otrzymał go w Dniu Pierwszej Komunii św. w czasie II wojny światowej. Wisiał później sfatygowany w jego szafce i po jego naprawie poprosił o włożenie mu go do trumny. Pewnie wymodlił to sobie, że umierał w niedzielę w godzinie Apelu Jasnogórskiego o godz. 21.00 i cała jego rodzina odmawiała przy nim różaniec – dzień wcześniej przyjął Wiatyk. Dla umierającego (gdy ciało wycofuje się jakby z życia) bardzo pomocna jest miłująca obecność kogoś bliskiego. Przygotowanie się na śmierć to zadanie całego życia. Jest nim wierne pełnienie woli Bożej, miłość Boga i bliźniego, pokładanie nadziei w Bogu samym, a nie w ludziach czy rzeczach tego świata. Szwajcarski teolog, Hans Urs von Balthazar, powiedział, że jeżeli człowiek nauczy się w drobnych sytuacjach życiowych obumierać egoizmowi, pysze, próżności, swoim wadom, słabościom i różnym chorym przyzwyczajeniom, wtedy godzina śmierci nie będzie mu godziną obcą i straszną, ale godziną, na którą będzie przygotowany – tak, jak przygotowany był śp. Wiktor.   Na koniec, pozwólcie, że włożę w usta zmarłego formułę uroczystego, czułego pożegnania z najbliższymi, z kaszubskiej pustonocnej pieśni, którą znalazłem w pracy habilitacyjnej znanego nam kaszubologa, ks. prof. Jana Perszona:

„Już od was odchodzę i żegnam się z wami,

Ojcze, matko razem z bracią i siostrami.

Żegnam się z córkami, syny, pasierbami,

Z całą rodziną i przyjaciołami.

Żegnam się z tobą, małżonko kochana,

Dziękuję, żeś była w życiu mym wybrana.

Już cię tu oddaję Boskiej Opatrzności,

A sam już odchodzę do wieczności.

Żegnam się dziś z wami, wy zdrowi zostajcie,

A o duszy mojej nie zapominajcie.

Łaskawym sąsiadom dziękuję stokrotnie,

Że tu na mój pogrzeb przybyli ochotnie”.

XVI Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa”.

47 LAT ŻYCIA ŚW. MAKSYMILIANA KOLBE I RUDOLFA HOSSA (JEGO OPRAWCY W AUSCHWITZ)

Obaj żyli 47 lat. Czy 47 lat życia jest długim czasem? W porównaniu z wiecznością.. na pewno jest tylko błyskiem, ale jeżeli chodzi o doczesne życie – wystarczającym okresem, aby człowiek stał się symbolem bądź heroizmu, bądź bestialstwa na długie wieki historii. Udowodnili to dwaj ludzie przez 47 lat swego życia w tym samym okresie historycznym. Więcej – pierwsze ich lata życia były tak bardzo podobne do siebie. Obaj byli ministrantami, często przystępowali do spowiedzi i przyjmowali Komunię świętą, marzyli o kapłaństwie. Obaj dobrze się uczyli - mieli zamiłowanie do nauk ścisłych. Z czasem obaj pragnęli zdobyć dla swoich ideałów cały świat. W 1941 r. ich drogi się skrzyżowały. Spotkali się po raz pierwszy i ostatni. Jeden z nich to ojciec Maksymilian Kolbe, twórca i gwardian Niepokalanowa, wówczas więzień oświęcimski, drugi, Rudolf Hőss, to twórca i komendat obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. O. Maksymilian Kolbe urodził się w 1894 r. w Zduńskiej Woli. Zginął śmiercią głodową 14 sierpnia 1941 r. w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, oddając swe życie za nie znanego mu człowieka, ojca rodziny, skazanego na śmierć za ucieczkę więźnia z tego obozu. Rudolf Ho”ss urodził się w 1900 r. w Baden Baden, w Niemczech. Został powieszony 16 kwietnia 1947 r., też w Oświęcimiu, na mocy wyroku polskiego Najwyższego Trybunału Narodowego, za stworzenie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu i za wzięcie udziału w zabójstwie około trzech milionów ludzi. Jeden z nich stał się symbolem heroicznej miłości bliźniego, drugi symbolem nienawiści człowieka do człowieka. Obaj przeżyli 47 lat. Stali się skrajnymi symbolami XX wieku. Gdy się urodzili – ich matki zadawały sobie to samo pytanie: „Rajmund, co z ciebie wyrośnie?”; „Rudolfie, co z ciebie wyrośnie?” Za jednym i drugim matki prosiły Pana Boga, aby nigdy nie klął, pił wódki i chodził do knajpy. Rodzice Maksymiliana byli bardzo biedni. Rodzice Rudolfa byli dobrze sytuowani. Obaj mieli rodzeństwo. Rudolf nie lubił swych sióstr. Stawał się coraz większym egoistą. Obaj byli karnie wychowywani. W ich domach istniała dyscyplina i posłuszeństwo. Ojciec Rudolfa Ho”ssa, jako gorliwy katolik, był zdecydowanym przeciwnikiem rządu ówczesnej Rzeszy. Twierdził jednak, że ustawy i rozporządzenia państwa powinny być bezwarunkowo przestrzegane. Gdy wybuchła I wojna światowa – Maksymilian przebywał na studiach w Rzymie. Chciał wrócić do Polski, by zgłosić się do legionów i walczyć o wolność ojczyzny, lecz przełożeni mu wyjaśnili, że może to czynić modlitwą. W 1917 r. założył Rycerstwo Niepokalanej. Rudolf Ho”ss w tym czasie uczęszczał do gimnazjum. Matka z trudem pozwoliła mu zgłosić się do sił pomocniczych Czerwonego Krzyża. Wreszcie w 1916 r. udało mu się dostać do pułku, w którym służył jego dziadek i ojciec, i po krótkim przeszkoleniu pójść na front. Uczynił to bez pozwolenia,
a nawet wiedzy swojej matki, która zmarła w rok później. Ojciec Rudolfa też zginął na froncie. Na froncie w Iraku Rudolf zabił pierwszy raz – był to Hindus, walczący po stronie Brytyjczyków.
W 1922 r. ojciec Maksymilian przygotował pierwsze egzemplarze czasopisma „Rycerstwa Niepokalanej”. W tym samym roku (1922) Rudolf na ochotnika zgłosił się do niemieckiego Korpusu Ochotniczego i znów poczuł się prawdziwym żołnierzem. Na scenę wchodzi Hitler. W 1927 r. o. Maksymilian buduje Niepokalanów, a Rudolf oficjalnie odstępuje od Kościoła katolickiego i popiera narodowy socjalizm partii Hitlera. Staje się żołnierzem SS z trupią czaszką na czapce – dla Hitlera gotów oddać życie. O. Maksymilian oddał całe swe życie Niepokalanej. W 1940 r., z dawnych koszar w Oświęcimiu, Rudolf Ho”ss buduje obóz koncentracyjny i tam 28 maja 1941 r. umieszcza o. Maksymiliana, który 14 sierpnia 1941 r. oddaje życie za kolegę z baraku, Gajowniczka – miał bowiem żonę i dzieci, i nie chciał umierać. Ojciec Maksymilian został ogłoszony świętym. Rudolf Ho”ss, po zakończeniu wojny, 9 miesięcy ukrywał się i w 1946 r., na  i sądzony. Na 4 dni przed śmiercią, napisał: „W osamotnieniu więziennym doszedłem do gorzkiego zrozumienia, jak ciężkich zbrodni dopuściłem się przeciwko ludzkości, człowieczeństwu, a szczególnie narodowi polskiemu, realizując część straszliwych, ludobójczych planów   Oby Bóg wybaczył kiedyś moje czyny”. Przed śmiercią spowiadał się – tajemnica spowiedzi zasłoniła tajemnicę tego człowieka. Został powieszony 16 kwietnia 1947 r., ale nie na terenie samego obozu, bo miał to być akt nie zemsty, ale sprawiedliwości. Nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę” (…) „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa”.

 

Alkohol (12 VIII 2017 r.)

KORAN ZABRANIA ALKOHOLU

Przeżywamy kolejny miesiąc trzeźwości. Nazwaalkohol” pochodzi od Arabów, którzy znali ten napój przed Europejczykami. „Alkohol” oznacza po arabsku „magik” lub „czarnoksiężnik”. Dlaczego taką nazwę Arabowie nadali temu napojowi, nie trudno się domyśleć. Spostrzegli rychło, że napój ten dostarcza iluzji, złudzeń, wydaje się, że daje siłę, radość, że rozgrzewa, pobudza, a w rzeczywistości atakuje nasz organizm i stopniowo uśmierca. Dlatego też, m.in. Koran (święta księga Mahometa) zabrania spożywania alkoholu pod jakąkolwiek postacią. Dlatego też mądre i kulturalne narody zawsze walczyły z klęską alkoholizmu wśród obywateli. Na przykład w Chinach, już w roku 1120 przed naszą erą (więc ponad 3 tysiące lat temu), cesarz Wu-Wang wydał rozporządzenie, na mocy którego miano karać śmiercią pijaków. Wiedział on, że naród jego tylko wtedy będzie mądry i silny, i tylko wtedy oprze się napaściom wrogów. W starożytnych Indiach używanie napojów alkoholowych zaliczano do pięciu grzechów głównych. A największy prawodawca hinduski Mau polecił, by jako karę za picie alkoholu wypalano przestępcy na czole wizerunek butelki. Ponadto był usuwany poza obręb życia społecznego. Nie należał mu się honor i szczęście ogółu. Podobnie napiętnowano pijaków i w innych krajach, którym zależało na rozumnych i zdrowych obywatelach, na swej przyszłości. Walczono z nim i w Polsce, widząc w zawołaniu: „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa” – jedno z zatrutych źródeł upadku Rzeczypospolitej. I tak na przełomie XVIII i XIX wieku z plagą pijaństwa walczyli tacy wybitni mężowie jak Stanisław Staszic czy Jędrzej Śniadecki. Również w kolejnych wiekach liczni działacze społeczni i księża prowadzili akcje przeciwalkoholowe. Natrafiali jednak na znaczne przeszkody wynikające z ówczesnej sytuacji politycznej Polski. W marcu 1961 roku w więzieniu, w jednej celi, spotkało się dwóch mężczyzn. Jednym z nich był ks. Franciszek Blachnicki (obecnie sługa Boży) – założyciel Ruchu oazowego „Światło-Życie”. Pyta się jeden drugiego: „Ty, za co siedzisz?”. „Ja siedzę za alkohol”.  „A, ty?” „Ja też siedzę za alkohol” – odpowiada drugi. „A, co się stało?” – pyta pierwszy. „Ja, jadąc samochodem potrąciłem na śmierć człowieka.” „A ty?” – „Ja siedzę tu, bo walczyłem z alkoholem.” „W 1956 roku założyłem ruch społeczny <Krucjatę Wstrzemięźliwości>, który po czterech latach działalności obejmował już 100 tysięcy dorosłych osób, nie licząc dzieci i młodzieży. Krucjata była jednym z najważniejszych owoców Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, którą w 1957 roku nazwałem <Krucjatą Trzeźwości>. Fundamentem była idea odrodzenia narodu. Krucjata stała się szybko zjawiskiem i ruchem o takim zasięgu, że nie można go nie zauważyć w życiu religijnym i moralnym narodu” – mówił ks. Blachnicki.  „Zauważyli go także wrogowie programu moralnej odnowy narodu. Bezpieka przygotowała więc likwidację Krucjaty. Mnie postawiła wiele fałszywych zarzutów, ale w rzeczywistości siedzę tutaj za walkę z alkoholizmem w Polsce”. Nałóg alkoholowy nie wybiera i może dotknąć każdego, od profesora uniwersytetu, sędziego, lekarza aż do bezdomnego zbieracza butelek. Tak jak przy każdym uzależnieniu, nie wiadomo, kiedy wpadamy w nałóg. Granica jest bardzo płynna. Zwykle zaczyna się niewinnie. Topimy smutki, popijając alkohol. „Przecież nie zaszkodzi mi mały kieliszek czy jedno piwo” – myślimy. Ale jeżeli to staje się normą dnia, to nawet nie zauważymy, kiedy zacznie się równia pochyła. I pamiętajmy, żaden alkoholik sam sobie nie pomoże. Pomóc może „siła wyższa”, duchowość jakaś, która będzie silniejsza od butelki. Jakakolwiek duchowość. Cokolwiek. Jakaś energia może pomoże? A może zacząć regularnie modlić się i uczęszczać do kościoła. Może pójść na „mszę z modlitwą o uzdrowienie”. Takie msze co miesiąc są odprawiane np. w kościele św. Katarzyny w Starogardzie Gd. (kościół na rynku). Powodzenia w trzeźwości.

14 Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

TEMPERAMENTY

W Ewangelii na dzisiejszą niedzielę czytamy zdanie niezwykłej wagi dla naszego życia w rodzinach: „..uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”. Wyrażeniecichyjest oddane w tekście łacińskim i w wielu tłumaczeniach słowem „łagodny”. Znaczenie zachęty Chrystusa do naśladowania Go w tej cnocie dostrzegamy, obserwując rodziny, w których jedna ze stron ma gwałtowny charakter i nie panuje nad wybuchami gniewu. „Moi rodzice byli bardzo dobrzypisze jeden z młodych małżonków – jedynie ojciec szybko się unosił i gniewał”. Ja sobie postawiłem za cel  stworzyć trwałe, szczęśliwe małżeństwo, być zawsze dobrym dla żony, pogodzić się z jej ewentualnymi wadami, a swoje wykorzeniać”. Król angielski Henryk VIII posiadał kolejno aż sześć żon i każda z nich reprezentowała inny charakter. Można było to zauważyć podczas oglądania popularnego serialu o historii jego życia. Dwie pierwsze żony – Katarzyna Aragońska i Anna Bolleyn – reprezentowały typ właściwej kultury życia codziennego, był to typ człowieka tzw. trzeźwy, trzecia – Joanna Seeymour – prezentowała typ romantyczny, czwarta – Anna Decleve – prezentowała typ intelektualny, piąta – Katarzyna Hovardtyp. erotyczny, a ostatnia szósta z żon – Katarzyna Parr – to typ zdecydowanie macierzyński. Wszystkie one miały swoje wady i zalety, i mimo różnicy prawie wszystkie okazały się  godne wyboru dla kapryśnego przecież króla, a i to nie uchroniło żadnej z nich i jego samego od tragedii małżeńskich. Natura ludzka jest bardzo bogata i urozmaicona. Już w starożytności słynny lekarz Hipokrates zauważył, że są pewne grupy ludzi, które z natury, niezależnie od swojej woli, w różny sposób reagują na podobne sytuacje: gwałtownie lub powoli, spontanicznie lub wytrwale. Ten wynikający z psychofizycznej struktury człowieka sposób reagowania na pewne sytuacje życiowe nazywamy temperamentem. cztery temperamenty: sangwinik, choleryk, melancholik i flegmatyk. Oprócz dziedzicznego niejako temperamentu osobowości człowieka, czyli na to, „kim jest”, składa się szereg cech nabytych, które sprawiają, że nawet ludzie o tym samym temperamencie bardzo różnią się sposobem zachowania. Dzieli ich bowiem różnica charakteru. Mamy tu na myśli zróżnicowanie kultury poszczególnych ludzi, tzn. tej sfery naszej osobowości, na którą sami mamy wpływ, bocharakter się kształtuje”, np. w rodzinie. Ktoś, kto szuka partnera na całe życie powinien poznać najpierw jego środowisko rodzinne. Wiele cech środowiska rodzinnego pozostaje w nim na zawsze: język, sposób bycia, reagowania, wartościowanie estetyczne i moralne. A oto żelazne reguły dla rodziców: 1- nigdy przy dzieciach nie kłócić się (załatwić to pomiędzy sobą); 2 – nigdy przy dzieciach nie robić sobie wymówek; 3 – nigdy przy dzieciach nie sprzeczać się (zwłaszcza na ich temat); 4 – nigdy nie pozwalać dzieciom na rzeczy zabronione przez drugiego z rodziców; 5 – nigdy nie zwierzać się dziecku z wzajemnych żalów; 6 – nigdy w obecności dzieci nie wypominać sobie wad i przewinień; 7 – nigdy nie podważać szacunku ani osłabiać miłości dziecka do drugiego z rodziców; 8 – nigdy nie mówić dziecku: „Nie mów tego mamiealbo: „Nie mów tego tacie”; 9 – starać się we wszystkich okolicznościach wzmacniać wzajemny autorytet; 10 – nie mówimy: „Jeśli będziesz niegrzeczny, to powiem ojcu (lub mamie)”.  Na koniec. Po kilkudziesięciu latach od zdania matury, na rynku pewnego miasta, spotkało się dwóch kolegów. Jeden był już siwy i przygarbiony, a drugi brunet i dystyngowany-wyprostowany. „Co u ciebie słychać?” Pyta się pierwszy drugiego. „Ożeniłeś się? „Tak”. „A ty”. ”Ja też”. „Powiedz mi tylko: dlaczego ja jestem już siwy i zgarbiony, a ty wyprostowany i nadal brunet? „Otóż – odpowiada drugi – „Ja w dniu ślubu postanowiłem sobie, że gdy żona będzie na mnie krzyczała, to ja wychodzę na dwór! – I co? I ja sobie wyglądam – tyle lat na świeżym powietrzu (robi swoje)?

Na pogrzeb też..

TO BYŁ RADOSNY PARAFIANIN

Szczęśliwe życie zależy w znacznej mierze od własnego nastawienia, szczególnie zaś od poczucia humoru. Jak znaliśmy śp. Jana – jemu nie brakowało dobrego nastawienia i poczucia humoru. Radość chrześcijańska, jako jeden z owoców Ducha Świętego, to oznaka życia w przyjaźni z Bogiem (śp. Jan spowiadał się, chodził do kościoła – jego miejsce było jak się wchodzi na chór). Święty Paweł zachęcał, aby radować się zawsze w Panu. Poczucie humoru jest w życiu chrześcijańskim bardzo ważne, ponieważ radosne usposobienie szybko się rozrasta i pomaga lepiej żyć także innym. Mądrość ludowa uświadamia, że gdzie praca, porządek i wiernośćtam nie brakuje nigdy radości. Kto potrafi się uśmiechać, bez złośliwości i uszczypliwości, ten prawdopodobnie umie również dobrze pracować. Takim właśnie był śp. Jan – pracował dla rodziny, pracował również dla kościoła w Rudnie. Gdy ksiądz proboszcz poprosił o pomoc – zawsze pan Jan się zjawił – raz wszedł nawet na szczyt wieży kościoła, bo miał taką drobną posturę i chęci do pracy. Innym razem malował ogrodzenie kościoła – mam w archiwum takie zdjęcie. Malkontenci są zazwyczaj mniej wydajni w pracy, a na pewno bardziej nieszczęśliwi. Ponadto potrafią swoim narzekaniem zepsuć nawet najlepsze dzieło. Wielu świętych miało ogromne poczucie humoru i dystans do własnych ograniczeń i słabości. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że śp. Jan miał umiejętność żartowania nawet z własnych przypadłości – to też było miarą jego wielkości, gdyż pozwalało mu skutecznie walczyć z egoizmem. Ludzie obdarzeni poczuciem humoru potrafią rozjaśnić nawet najtrudniejsze i najciemniejsze godziny życia. Życzę więc każdemu dobrego usposobienia.

13 Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

„Kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”.

JAK WYCHOWAĆ CHULIGANA?

Co trzeba robić, aby wychować chuligana? 1 – od wczesnych lat należy dawać dziecku wszystko, czego tylko zapragnie; 2 – trzeba śmiać się z jego niewybrednych grubiańskich słów. Będzie się uważać za mądre i dowcipne; 3 – należy je odgradzać od wszelkich wpływów religijnych. Żadnej wzmianki o Bogu. Nie zmuszać do chodzenia na religię i do kościoła. Gdy dorośnie, samo sobie wybierze religię i światopogląd; 4 – nie wolno mówić dziecku, że źle postępuje. Nigdy! Biedactwo gotowe nabawić się kompleksu winy. A co będzie, gdy później przydarzy mu się nieszczęście – np. gdy je zaaresztują za kradzież samochodu? Ile się nacierpi w przekonaniu, że całe społeczeństwo je prześladuje; 5 – konsekwentnie róbcie wszystko za dziecko, gdy porozrzuca dookoła rzeczy, sami je podnieście i połóżcie na swoim miejscu. W ten sposób nabierze przekonania, że odpowiedzialność za to, co robi, nie spoczywa na nim, lecz na otoczeniu; 6 – pozwalajcie dziecku wszystko czytać, wszystko oglądać w telewizji i internecie, wszystkio spróbować. Tylko w taki sposób nabierze doświadczenia i pozna, co jest dla niego dobre, a co złe; 7 – dawajcie mu tyle pieniędzy, ile zechce. Niech nie musi ich zarabiać. Byłoby rzeczą tragiczną, gdyby musiało się tak męczyć, jak wy kiedyś; 8 – zaspokajajcie wszystkie jego życzenia. Niech odżywia się najlepiej, używa trunków i narkotyków, ma wszelkie wygody. Gdyby odczuwało jakiś brak, nie będzie sobą, stanie się człowiekiem nerwowym, obdarzonym kompleksami; 9 – stawajcie zawsze w obronie dziecka. Obojętnie, z kim popadnie w konflikt, z policją, nauczycielem czy sąsiadami. Nie wolno dopuścić, by dziecku ktoś wyrządził krzywdę, tylko ono może bezkarnie krzywdzić innych, poczynając od babci, kolegów itp. Tak można wychowywać chuligana. Z perspektywy dziecka wygląda to na wspaniałe i szczęśliwe dzieciństwo. Każda zachcianka zaspokojona, żadnych wyrzeczeń, żadnego poświęcenia, cierpienia, stresów. Nic z tych rzeczy, które w potocznym języku nazywamy krzyżem codziennym. Jednak gdy wyobraźnią sięgniemy dalej, wtedy dostrzeżemy tragiczną moc spełnienia, nie ewangelicznych, ale  policyjnych wskazań. W życiu wszystko ma swoją cenę, która w kontekście chrześcijańskim często jawi się jako forma niesienia krzyża. Pan Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii: „Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. W zasadzie jest pięć rodzajów chrześcijan. 1 – wsza grupa to chrześcijanie tylko z nazwy. Nie zachowują żadnych praw chrześcijańskich. Nie znają nauki Kościoła i Pismo św. nie odgrywa w ich życiu żadnej roli. 2 – ga grupa to chrześcijanie z przyzwyczajenia. Znają naukę Kościoła, akceptują ją, ale to nie ma żadnego wpływu na ich życie. Żyją tak, jakby nie znali nauki Kościoła. Ich życie bardzo często jest jej przeciwne. 3 – cia grupa to ludzie, którzy doceniają naukę Kościoła i starają się według niej żyć. Robią wiele dobrego, ale wydaje się, że coś bardzo istotnego z nauki Kościoła zgubili. Mają niewiele z ducha swego Mistrza – Chrystusa. 4 – tą grupę można nazwać praktykującymi chrześcijanami. Wygląda na to, że sercem przyjęli naukę Kościoła. zatroskani o innych ludzi. Nie wstydzą się swego chrześcijaństwa. w niektórych miejscach wyśmiewani, a w niektórych społeczeństwach, co gorsze, traktowani obojętnie. Ostatnia, stosunkowo nieliczna grupa, którą bez wątpliwości mogę nazwać autentycznymi chrześcijanami, to ludzie uduchowieni, żyją według wskazań nauki Kościoła. To ci, którzy pokochali Pana Boga bardziej „niż ojca lub matkę”, „syna lub córkę”. Którzy wzięli swój krzyż i poszli za Jezusem. Przyjęli wyrzeczenia ze zdobywaniem różnego rodzaju pozytywnych wartości. Przyjęli krzyż utrudzenia, właściwych wyborów moralnych. A przy tym są pogodni i szczęśliwi nawet w niesprzyjających okolicznościach życia. życzliwie nastawieni do świata i bliźniego. Przy spotkaniu z nimi można czuć, że spotkaliśmy się z Chrystusem. Do jakiej grupy ja się zaliczam?

12 Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

"Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą”.

KRWAWA MERRY I ŚWIĘTY EDMUND

Żyjący w połowie XVI wieku król Anglii, Henryk VIII,
w 1534 roku ogłosił siebie głową Kościoła i rozpoczął krwawe prześladowania katolików. Nie oszczędził nawet swojego najbliższego współpracownika, kanclerza, św. Tomasza Morusa,
a nawet biskupa św. Jana Fischera, którzy mieli odwagę mu się przeciwstawić. Pozostali wierni Kościołowi katolickiemu oraz papieżowi. Córka Henryka VIII, Maria, gdy została królową Anglii, próbowała naprawić błąd ojca i przywrócić Anglikom Kościół katolicki. Prawdą jest, że za jej krótkich, pięcioletnich rządów ginęli na stosie protestanci. Później wykorzystywano to propagandowo jako straszak przeciwko katolikom. Gdy jednak po 5-ciu latach rządzenia tzw. „krwawa Mery” (jak ją nazywała propaganda protestancko-angielska) zmarła, do władzy doszła jej przyrodnia siostra, Elżbieta I. To ona okazała się najbardziej krwawą i rządziła45 lat. Drogą prześladowań przywróciła ustanowiony przez ojca narodowy Kościół anglikański. Każdy, kto odmawiał uznania aktu supremacji króla nad Kościołem anglikańskim, był automatycznie oskarżony o zdradę stanu i skazany na śmierć należną zdrajcom. A ta była wyjątkowo okrutna. Kara za zdradę obejmowała powieszenie, otwarcie wnętrzności i poćwiartowanie. W taki sposób ginęli angielscy katoliccy męczennicy, których dokładna liczba jest trudna do ustalenia. Wszystko, co miało związek z Rzymem, papieżem, katolicyzmem, było podejrzane i mogło stanowić podstawę oskarżenia. Największą grupę umęczonych stanowili księża. Na szafot trafiali też ci, którzy w jakikolwiek sposób im pomagali. Duchowni działali w podziemiu. Tam byli nieustannie tropieni. Piękny rozdział tej historii zapisali angielscy jezuici. Jednym z najsłynniejszych był zamęczony i powieszony na szubienicy św. Edmund Campion.
Św. Edmund urodził się w 1540 roku. Był niesamowicie zdolny. Już jako 15-latek osiągnął pierwszy tytuł naukowy na Oksfordzie. Zamierzał zostać duchownym anglikańskim, ale studia i wieści o katolikach zamęczonych za wiarę skierowała go ku Kościołowi katolickiemu. Uciekł do Francji, gdzie podjął studia z teologii. Będąc w Rzymie wstąpił do jezuitów. W końcu wrócił do Anglii, gdzie konspiracyjnie działał jako duszpasterz. Napisał dziełko pt.: „Dziesięć powodów”, a którym wykazywał, że Kościół anglikański to pomyłka. Aresztowany, kuszono go nawet obietnicą objęcia arcybiskupstwa Cantenbery. Gdy odmówił, poddano go torturom. Sędziemu skazującemu go na okrutną śmierć odpowiedział: „Potępiając nas, potępiacie wszystkich swoich przodków, wszystkich naszych dawnych biskupów i królów, wszystkich, którzy byli chwałą Anglii – wszystkich świętych
i najbardziej wiernego dziecka  Stolicy Piotrowej
”. Potem wspólnie z pozostałymi duchownymi odśpiewali „Ciebie Boga wysławiamy”. Zginął, mając 42 lata. Według naocznych świadków postawa św. Edmunda w czasie egzekucji przekonała do wiary katolickiej wiele osób.
Dopiero w XIX wieku, kiedy Kościół katolicki odzyskał w Anglii prawo do istnienia, zaczęto przywracać pamięć o angielskich męczennikach. Pierwszą grupę beatyfikował papież Leon XIII. Liczy się, że od Henryka VIII krew przelało co najmniej sześciuset katolików, którzy nie wyrzekli się swej wiary. W naszych czasach ceną, jaką trzeba zapłacić za wierność Ewangelii, nie jest już powieszenie, otwarcie wnętrzności i poćwiartowanie. Często wiąże ona jednak z odrzuceniem, wyśmianiem czy sparodiowaniem. Mimo wszystko Kościół i jego wyznawcy nie mogą uchylać się od zadania głoszenia Chrystusa i Jego Ewangelii jako prawdy zbawczej oraz podstawy sprawiedliwego i humanitarnego społeczeństwa. Oczywiście, umiłowanie prawdy ma swoją cenę. Wiedzą o tym ci, których dziś mordują islamscy bojownicy. Wróg może zabić tylko nasze ciało, nie potrafi natomiast, gdy mu na to nie pozwolimy, zabić naszej duszy.

11 Niedziela Zwykła (A) 2017 r.

 KSIĄDZ NIEWIERZĄCEJ MATKI

Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Powołanie kapłana, jest dziełem i darem Boga. Wszystkie inne zawody można sobie wybrać, ale do kapłaństwa powołuje sam Bóg. Dlatego w Ewangelii słyszymy dzisiaj prośbę Pana Jezusa: „Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. „Proście”, tzn. „Módlcie się” o powołania kapłańskie. Wagę modlitwy przy powołaniu do służby Bożej podkreślał Chrystus, sam modląc się całą noc na górze przed powołaniem dwunastu Apostołów. W naszych czasach nie brak świadectw, że u podstaw powołania księdza czy siostry zakonnej leży czyjaś modlitwa, zwłaszcza modlitwa matki. Nie zawsze jednak. „Pewnego dnia – pisze jeden ze znanych zakonników – moja niewierząca matka mówi mi: Ponieważ jedziesz do Rzymu, to pozdrów ode mnie moją serdeczną przyjaciółkę z lat szkolnych, która została zakonnicą. Gdy spotkałem tę siostrę w Rzymie, najpierw zwraca się ona do mnie przez <Wielebny Ojcze>, ale potem, widząc kogo ma przed  sobą, woła: <Mój Jakubku>. Następnie opowiada mi piękną historię obcowania świętych, związaną z moją osobą.  <Widzisz, gdy twoja matka wyszła za mąż, ja wstąpiłam do zakonu. Mówiłam wówczas sobie: Ona choć będzie wychowywać syna z miłością, to nie będzie się za niego modlić. Dlatego ja, młodziutka nowicjuszka, zaczęłam się modlić za ciebie, który dopiero co się urodziłeś. Modliłam się przez wiele lat>. I oto ja – pisze ów dominikanin – który przez 20 lat byłem niewierzący i nie wiedziałem o modlitwie tej siostry, nawróciłem się i zostałem księdzem.Podobnych historii jest wiele. Od czasów Chrystusa ludzkość zanotowała wielki postęp w wielu dziedzinach życia. Wydawać by się więc mogło, że słowa Chrystusa: „Proście Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje”, straciły na wartości i że współczesny świat nie potrzebuje już Bożych żniwiarzy. Ale czy rzeczywiście tak jest? Popatrzmy chociażby na ludzi żyjących w bogatych krajach zachodnich lub w Ameryce. Ludzi przejedzonych i znudzonych komfortem i dobrobytem. Czy można o nich powiedzieć, że są szczęśliwi i że wiedzą po co i dla kogo żyją? A o czym świadczą mnożące się w tych krajach różnego rodzaju sekty? O czym świadczy bardzo wysoki w tych krajach wskaźnik ludzi, którzy popełniają samobójstwo? Jak widać, nie da się oszukać dobrobytem i komfortem głodnego Boga i wyższych wartości serca ludzkiego. Same zdobycze nauki i techniki nie potrafią nadać sens ich życiu i uczynić ich szczęśliwymi. To są tylko zabawki, które szybko się znudzą, a serca ludzi nadal pozostają biedne i puste. Jak więc widać: współczesnemu światu potrzeba Bożych żniwiarzy. Ludzi, którzy przypominaliby o powołaniu rodzinnym i ostatecznym przeznaczeniu każdego człowieka. Ludzi, którzy przypominaliby
o tym, że człowiek nie może zatracić się w doczesności.
Potrzeba współczesnemu światu Bożych żniwiarzy, aby w epoce panoszącego się seksu, upadku moralności, nieposzanowania godności ludzkiego ciała przypominali ludziom, że ich ciało jest świątynią Ducha Świętego i żestworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Potrzeba Bożych żniwiarzy, aby nieustannie przypominać młodym, że są wyższe wartości niż nieodpowiedzialne życie seksualne, używanie narkotyków, upijanie się. Jeżeli braknie tych Bożych żniwiarzy, to kto będzie bronił świętości ludzkiego życia? Kto będzie przypominał ludziom o potrzebie zachowywania Bożych przykazań? Kto będzie bronił świętości i nierozerwalności naszych rodzin? Kto będzie bronił wartości naszego człowieczeństwa, przypominając nam o tym, kim jesteśmy i jakie jest nasze powołanie. I pamiętajmy: kapłani są z ludzi wzięci – tacy sami, jak my. sami niedoskonali i sami potrzebują nieustannej kontroli i pracy nad sobą – też się spowiadają. Właśnie przez to, że są tacy sami jak my – nam bliscy. „Żniwo  wprawdzie wielkie”, ale robotników wciąż mało. „Proście Pana żniwa”.

 

BOŻE CIAŁO.

Joanna Grodzicka – siostra przeorysza klasztoru sióstr karmelitanek w Łasinie koło Grudziądza – urodziła się 19 stycznia 1962 r. w Toruniu. Tam zdała maturę. Pochodziła z kochającej się katolickiej rodziny. Należała do różnych wspólnot kościelnych, jak: oaza, Odnowa w Duchu Świętym. Uprawiała sport – koszykówkę, pływanie, chodziła po górach. Studiowała w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (psychologia).  W 1985 r. uzyskała tytuł magistra. Jeszcze podczas studiów podjęła pracę w Oddziale Instytutu Reumatologii w Konstancinie. Tam zajmowała się dziećmi chorymi na gościec – wiele ją to nauczyło. Wiara była dla niej, jak oddychanie, a Eucharystia była fundamentem jej pobożności i relacji z innymi. Momentem zwrotnym w życiu wiary stała się choroba. Jej pierwsze zwiastuny pojawiły się jeszcze podczas studiów. Miała wówczas 21 lat. Nie mogła utrzymać się na nogach. Po dwóch latach musiała skończyć z koszykówką, potem z pracy i dalszych studiów doktoranckich. Początkowo była zmuszona chodzić przy kuli, a następnie z wózka inwalidzkiego. Lekarze długo nie mogli postawić jej diagnozy, a gdy ją postawili – powiedzieli jej, że jest chora na SM - stwardnienie rozsiane (po pięciu latach okazało się, że to pomyłka). Gdy to usłyszała – jak później napisze – „jakby obsunął się jej grunt pod nogami”. Najgorsza była dla niej niepewność, czyli brak poczucia bezpieczeństwa. Dla chorego to coś zatrważającego: „jest ona trudna do wyobrażenia” – napisała. Musiała żyć tą trudną chwilą obecną. I ten bolesny stan niepewności trwał dwa lata. Była odsyłana od szpitala do szpitala. Sama, przyznaje, popełniała w tym czasie dużo  błędnych kroków, ale też spotkała wiele dobrych ludzi, którzy starali się jej pomóc. W końcu (po pięciu latach) okazało się, że faktycznie jest chora na HSP i nie ma żadnych szans na jakąkolwiek poprawę. Nikt się tym nie zajmuje medycznie, nie ma na to żadnych leków, gdyż jest to choroba genetyczna. Przed nią wszystko zostało zamknięte. To była nieuleczalna choroba. Najbliższa rodzina też musiała dojrzeć do tej nowej sytuacji. Jeszcze w Odnowie w Duchu Świętym nauczyła się w milczeniu trwać przed Jezusem Eucharystycznym. Podczas pracy z dziećmi
w Reumatologii w Warszawie doświadczyła, a właściwie odkryła rąbek tajemnicy cierpienia. Ale to było nic z tym, co ją spotkało. Nie załamywała się. Wspierała Miłość Boga – jak twierdziła. Pokory wobec choroby nauczyła się podczas wielu spotkań z chorymi. W wieku 33 lat jej stan zdrowia tak się pogorszył, że nie mogła poruszyć już przysłowiowym palcem. Były zapaści. Wezwany po północy do szpitala ksiądz mówił jej, że nie ma się bać śmierci, że ma ufać Bogu, a ona chora, nie mogła mu nic odpowiedzieć – mrugała tylko oczami. Miłość Boża jest po prostu większa niż fizyczne cierpienie. Ważnym znakiem Miłości Bożej są ludzie, którzy nas otaczają. Gdy po półrocznym pobycie w szpitalu pozostała już tylko leżąca na wózku, stwierdziła: „Pan Jezus zatopił we mnie swoje Miłosierdzie” (por. jej książkę, pt. „Lekarstwo Miłosierdzia” z 2001 r.). Napisała w niej: „a ja płakałam ze szczęścia, bo bezwarunkowo przyjęłam własną słabość”. Ze szpitala w Warszawie wyszła już „na leżąco” i wróciła do domu, do rodziców w Toruniu. Duszpasterską troską objął ją rektor WSD
DZIĘKI NIEJ NBŁOGOSŁAWIONM ZOSTAŁ KS. FRELICHOWSKI w Toruniu ks. Józef Szamocki (dzisiejszy biskup pomocniczy). Zależna od wszystkich, a najwięcej od Pana Boga, przyjmowała Go codziennie w Komunii św. i raz w tygodniu (w czwartki) korzystała z Mszy św. w jej domu. Napisała: „Jedynie sam Bóg wie, jak wielką łaską była codzienna Komunia św. i każda Msza św.” 8 grudnia 1998 roku w toruńskim seminarium duchownym rozpoczęła się Nowenna o łaskę beatyfikacji Sługi Bożego ks. Wincentego Frelichowskiego. W trakcie Nowenny modlono się także o łaskę odzyskania zdrowia dla Joanny Grodzickiej. I stał się cud – objawy choroby Joanny nagle ustały i zaczęła chodzić. Była to nadzwyczajna interwencja Boża, która przekroczyła prawa natury. W związku z tym ks. Frelichowski został beatyfikowany, nie 13-go czerwca 1999 r., jak nasz o. Hilary, ale dwa dni wcześniej podczas pobytu Jana Pawła II w Toruniu. Natomiast Joanna Grodzicka definitywnie wstąpiła do pobliskiego Karmelu w Łasinie. Dziś twierdzi, że być dla innych, to być tutaj, przed Tabernakulum.

VIII Niedziela Wielkanocy – Zesłanie Ducha Świętego  2017 r.

DUCH ŚWIĘTY

I Stary Testament, i Nowy Testament ukazuje stale obecność Ducha Świętego. W Starym Testamencie naliczono, że termin „Duch Święty” występuje 389 razy, a w Nowym Testamencie jedynie 10 razy mniej. Jednak w Starym Testamencie Bóg objawia Siebie najczęściej, jako jedynego Boga, bez wyraźnego podkreślenia Trzeciej Osoby w Bogu. Aczkolwiek wiele razy widać Jego działanie. Już w pierwszej Księdze Rodzaju, przy opisie aktu stworzenia świata, czytamy: „a Duch Boży unosił się nad wodami”. Duch Jahwe obecny jest także w człowieku. Tylko człowiek otrzymał to, czym Bóg góruje nad całym stworzeniem – a to jest Jego Duch, który człowieka ożywia, dotyka, pobudza, inspiruje. Najbardziej przekonującym momentem jest śmierć człowieka, kiedy trzeba oddać to, co się od Boga otrzymało. To jest  oddanie ducha Bogu, a więc życia, które jest w samym Bogu. W Starym Testamencie szczególnymi ludźmi Ducha są prorocy, sędziowie, królowie, którym Bóg powierzył misję specjalną, jak odpowiedzialność proroczą, polityczną, sądową, społeczną. Ludzie ci byli wcześniej napełnieni Duchem Jahwe. Byli namaszczeni, co było urzędowym potwierdzeniem wyboru, i jednocześnie posłania, do zadań szczególnych. Jak przedstawia Ducha Świętego Nowy Testament? Działania Ducha Świętego są podobne do starotestamentalnych. Duch więc jest posłany do ludzi, lub wylewany na nich, posyła Go Ojciec. Ducha Świętego otrzymał Jezus Chrystus podczas chrztu w Jordanie, Apostołowie otrzymali Go w dzień Pięćdziesiątnicy (o czym mówi dzisiejsze I Czytanie z Dziejów Apostolskich). Apostołowie przekazywali dalej Ducha Świętego tym, którzy przyjmowali chrzest i nałożenie rąk apostolskich. Duch uzdalniał do przepowiadania wybranych uczniów w Kościele pierwotnym, mówił, zamieszkiwał, był obecny w całej zbawczej historii. Szczególnie trzeba podkreślić obecność Ducha Świętego w wydarzeniu Wcielenia. Życie, które zaczyna się Najświętszej Maryi Pannie, pełnej łaski, wybranej na Matkę Syna Bożego. Duch Święty jest w Maryi wprost darem idącym od samego Stwórcy, który w Niej zaszczepia cząstkę własnego życia: „Święte, co się z ciebie narodzi”, jak to zostało określone w Piśmie św. Jezus też posiadał pełnię Ducha Świętego. Mieć zaś Ducha Chrystusa, to być autentycznym chrześcijaninem. W tradycji nowotestamentalnej szczególne miejsce zajmuje Duch Święty, który daje natchnienie ludziom spisującym wydarzenia zbawcze, ażeby przez słowo Boże spisane mieć świadomość daru słowa autentycznego i niesfałszowanego, np. w przypadku pisania Ewangelii czy Listów. Ich autorom towarzyszyła mądrość Boża, a wszystko to, co zostało przekazane, do najmniejszego szczegółu jest zasługą asystencji Ducha Świętego. Duch Święty jest gwarancją ciągłości misji Jezusa na zawsze, do ponownego przyjścia. Duch Święty jest obecny w życiu Kościoła od samego początku. Duch Święty prowadzi nas w modlitwie. Jest obecny w sakramentach świętych, od chrztu św.: „Ja ciebie chrzczę: w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Tym bardziej trzeba powiedzieć o darze Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania. W formule tego sakramentu słyszymy wyraźnie posłanie obecności Ducha Świętego: „Przyjmij znamię daru Ducha Świętego”. A dalej, w każdej Mszy św. najważniejszą jej część, czyli konsekrację, przeistocznie, poprzedza przywoływanie Ducha Świętego. Kościół prosi wtedy, ażeby Duch Święty uświęcił te dary (ksiądz wyciąga ręce nad darami), by Jego mocą stały się one tak żywe, jak żywy stał się Chrystus poczęty z Ducha Świętego i narodzony z Maryi Dziewicy. I jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii, Duch Święty to dar sakramentu kapłaństwa: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone..”. Tu Bóg dla odpuszczenia grzechów M.IN ZESŁAŁ dUCHA ŚWIĘTEGO. To On nas ponownie połączy z Kościołem w tej wspólnocie, która jest radosnym wyznaniem wspólnoty z Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

VII Niedziela Wielkanocy – Wniebowstąpienie Pańskie 2017 r.

TEŻ O DWÓCH WNIEBOWZIĘCIACH W STARYM TESTAMENCIE

Opisy wzięcia do nieba znane są już w Starym Testamencie.
W księdze Rodzaju czytamy o jednym z pierwszych potomków Adama, o Henochu, który „przyjaźnił się z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg”. W tych tajemniczych słowach autor natchniony stwierdza fakt wyłączenia człowieka o nadzwyczajnej doskonałości spod ogólnego prawa śmierci. Podobny przywilej
w Starym Testamencie ma tylko prorok Eliasz, którywśród wichru wstąpił do niebios”. Nie poniósł śmierci, leczw skłębionym płomieniu, na wozie, o koniach ognistych” z ciałem i duszą został wzięty do nieba. W przypadku Jezusa Chrystusa chodzi o Jego wyniesienie przez zmartwychwstanie na prawicę Boga Ojca. Tam wywyższony ponad aniołów i niebiosa, jako najwyższy arcykapłan wstawia się za nami u Boga istamtąd przyjdzie sądzić żywych
i umarłych
”. Z Nowego Testamentu dowiadujemy się, że jeszcze Maryja, Matka Syna Bożego, otrzymała od Boga przywilej, na mocy którego po zakończeniu ziemskiego życia została wzięta do nieba z ciałem i duszą.
Do III wieku nie znano oddzielnego święta wniebowstąpienia Pańskiego. Tajemnicę Męki, Śmierci i zmartwychwstania Chrystusa oraz Jego wstąpienia do nieba obchodzono podczas jednej uroczystości jako Wielkanoc. Uroczystość upamiętniająca wstąpienie do nieba Jezusa Chrystusa w Kościele powszechnym obchodzona jest w 40. dniu po zmartwychwstaniu Chrystusa lub w przypadającą po nim niedzielę. W Polsce od 2003 roku obchodzimy ją w VII Niedzielę Wielkanocy, aby wszyscy wierni mogli w niej uczestniczyć, gdyż 40. dzień po zmartwychwstaniu przypadał w dniu pracy (w czwartek). Ze świętem związane są Dni Krzyżowe oraz nowenna przed uroczystością Zesłania Dycha Świętego, którą uroczystość będziemy obchodzili w przyszłą niedzielę.

VI Niedziela Wielkanocy (21 V 2017 r.)

JAK POWSTAWAŁ NOWY TESTAMENT?

W każdą niedzielę słuchamy czytanego słowa Bożego. to fragmenty Pisma św. Zawsze jest czytany inny fragment Ewangelii. Jak powstały Ewangelie? W swym nauczaniu Jezus posługiwał się słowem nie pisanym, lecz mówionym. Tym, którzy Mu towarzyszyli polecił przekazywać dalej pouczenia własne również nie za pomocą pism, lecz poprzez zwykłe głoszenie. W ten sposób, prócz zdań, które Jezus wypowiedział o zbliżającym się Królestwie Niebieskim i o sobie samym, pojawia się dość rozbudowana nauka o zbawczym dziele Jezusa. Gdy jednak z upływem czasu topniała coraz bardziej liczba naocznych świadków cudotwórczo-nauczycielskiej działalności Jezusa, a chrześcijaństwo swym zasięgiem poczęło obejmować coraz bardziej rozległe tereny, wyłoniła się potrzeba utrwalenia na piśmie mów Jezusa i relacji o czynach Jezusa. I tak oto w dziejach przekazywania Dobrej Nowiny nastąpił nowy etap: etap dokumentów pisanych. Ewangelie są najważniejszymi księgami Nowego Testamentu, gdyż są głównym źródłem dla naszych wiadomości o Jezusie Chrystusie. Inne księgi Nowego Testamentu informują o Jezusie Chrystusie bardzo oszczędnie. Ewangelie według św. Mateusza, Marka i Łukasza zostały zredagowane przez w latach 70-tych. Ostatnia, według św. Jana, pod koniec I wieku. Najstarszymi jednak pismami NT są listy św. Pawła, a wśród nich 1 i 2 list św. Pawła Apostoła do Tesaloniczan, napisane około roku 52 po Chr. Poszczególni ewangeliści, redagując Ewangelie, korzystali z luźnych powiedzeń Jezusa, które umieszczali (te same powiedzenia Jezusa) w różnych sytuacjach Jego życia. Wśród nich znajdowało się wiele przypowieści. Przypowieści były opowiadaniami zmyślonymi przez Jezusa, lecz prawdopodobnymi, mającymi na celu wyjaśnienie przy pomocy obrazu (porównania) prawdy dogmatycznej o Królestwie Bożym lub normy postępowania. Ewangelista św. Apostoł Mateusz spisał swą Ewangelię w języku hebrajskim, pozostali ewangeliści – w języku greckim. Ewangelista św. Łukasz, który był towarzyszem św. Pawła, napisał jeszcze drugie dzieło, pt.: „Dzieje Apostolskie”, którego kolejny fragment dzisiaj słuchaliśmy. W dziele tym święty Łukasz mówi o działalności apostołów Piotra i Pawła, a rzeczywistym „bohaterem” (jak słyszeliśmy w dzisiejszym fragmencie z Dziejów Apostolskich) jest Duch Święty, który kieruje rozszerzaniem się chrześcijaństwa: „i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”. I tak „Dzieje Apostolskie” przedstawiają rozszerzanie się chrześcijaństwa i pierwotnego Kościoła z Jerozolimy nie tylko na Judeę i Samarię, ale Antiochię, Pamfilię, Ikonium, Listrę, Derbe i wreszcie dzięki trzem podróżom misyjnym św. Pawła, na Cypr, Pizydię, Cylicję, Azję Mniejszą, Macedonię, Grecję, m.in. do Aten i Koryntu oraz Syrii, Galacji, Frygii, Troady, Miletu – aż po Rzym, gdzie w roku 58 został aresztowany i ścięty mieczem. Wśród 27 ksiąg NT 21 to listy. Zostały napisane, by chrześcijańskie gminy umocnić w wierze, usunąć nieporozumienia  błędne nauki, udzielić wskazań dotyczących chrześcijańskiego trybu życia. Listy św. Pawła powstały jeszcze zanim zredagowano cztery Ewangelie i Dzieje Apostolskie. Powstały one w latach 5264 i są najstarszym dokumentem literatury chrześcijańskiej. Tu, jak o tym już mówiłem w Wielką Sobotę, znajdziemy najstarszy zapis o zmartwychwstaniu Jezusa. Znajduje się on w 15 rozdziale listu św. Pawła Apostoła do Koryntian, gdzie św. Paweł tłumaczy Grekom konieczność i istotę zmartwychwstałego ciała jako duchowej i niebiańskiej rzeczywistości. Bez wiary w zmartwychwstanie chrześcijańskie przepowiadanie i styl życia nie miałyby żadnego sensu. Nie tylko św. Paweł pozostawił po sobie listy, ale także św. Jakub (zwany Młodszym był przywódcą Kościoła w Jerozolimie), św. Juda (brat Jakuba Młodszego), św. Piotr Apostoł (dwa), św. Jan Apostoł (trzy). Apostoł św. Jan napisał jeszcze tzw. Apokalipsę. Na koniec należy dodać, że wszystkie księgi NT nie są pismami historycznymi, biografiami ani reportażami, ale ukazują one zbawcze znaczenie słów i uczynków Jezusa.

3 maja 2017 roku

JESZCZE RAZ O CUDOWNYM OBRAZIE MB CZĘSTOCHOWSKIEJ

            Dla nas, chrześcijan, historia jest nie tylko nauczycielką życia, ale także nauczycielką wiary. Od ponad sześciu wieków Jasna Góra w Częstochowie jest naszym narodowym sanktuarium. Stąd od 1384 roku cudowna ikona Czarnej Madonny towarzyszy Polakom. Maryja z tego miejsca patrzy na nas i gestem dłoni pokazuje na swojego Syna. Do upowszechnienia kultu częstochowskiego obrazu przyczyniło się jego uszkodzenie w wyniku rabunkowego napadu na klasztor paulinów w 1430 roku. Wówczas, w sposób cudowny, Obraz nie pozwolił się zabrać złodziejom na Morawy Czeskie. O tym fakcie do dziś przypominają dwie rysy na twarzy Madonny. To wtedy kult Maryi Częstochowskiej z lokalnego staje się ogólnonarodowy. Natomiast od XVII wieku zwana jest „Królową”. Do upowszechnienia  tytułu „Królowa Polski” przyczyniły się prywatne objawienia włoskiego jezuity, misjonarza i mistyka, ojca Juliusza Mancinellego. Miał on kilkakrotnie wizję Maryi, która w 1608 roku oznajmiła mu: „Nazywaj mnie Królową Polski”. Pieczęcią potwierdzającą ten tytuł okazały się śluby króla Jana Kazimierza z 1656 roku. Choć złożone w katedrze we Lwowie, były jednak reakcją na cudowną obronę Jasnej Góry podczas szwedzkiego potopu w 1655 roku. TytułKrólowa” zwraca uwagę na wyjątkowy autorytet. Podkreśla, że sprawuje władzę w wymiarze duchowym. My słuchamy Jej poleceń. Zewnętrznym znakiem królowania Maryi stało się nakładanie ozdobnych koron. Zwyczaj koronowania wizerunków był przejawem ludowej pobożności. Stanowił rodzaj wotywnego daru dla obrazów cieszących się kultem, słynących łaskami. 8 września 1717 roku odbyła się koronacja koronami papieskimi obrazu jasnogórskiego (w tym roku minie 300 lat od tego wydarzenia). Stosowny dekret podpisał papież Klemens XI,
a korony ofiarowała zgodnie ze zwyczajem kapituła bazyliki św. Piotra w Rzymie. Była to pierwsza papieska koronacja w Polsce
i pierwsza taka koronacja poza Rzymem (dotychczas zwyczaj koronowania  Jej wizerunków znany był wyłącznie w Italii). Podczas podniosłej uroczystości koronacji udział pielgrzymów na Jasnej Górze wyniósł 200 tysięcy. Koronacja papieskimi koronami Maryi Częstochowskiej była potwierdzeniem i utrwaleniem w świadomości Polaków przekonania, że są pod szczególnym patronatem Maryi, „Królowej Polski”. W okresie zaborów wzrosło znaczenie Jasnej Góry jako duchowej stolicy, że Polska jeszcze nie zginęła.
W nocy z 22 na 23 października 1909 roku papieskie korony zostały skradzione przez zaborców (była to polityczna prowokacja władz Rosji). Po tej kradzieży papież Pius X podjął decyzję o podarowaniu nowych koron. Kolejną (drugą) parę koron ufundowano w związku z obchodami tysiąclecia Chrztu Polski, które razem z tzw. sukienką milenijną stanowiły komplet. Matka Boża Częstochowska ma 9 sukienek: dwie z XVII wieku - brylantowa  (jest obecnie nałożona) i rubinowa (tzw. wierności), koralowa (ufundowana po kradzieży w 1909 r.), sześćsetlecia (na 600-lecie obecności Obrazu), milenijna (z okazji 1000-lecia Chrztu Polski), z nasion (z 1964 r.), koralowo-perłowo-biżuteryjna (z 1969 r.), hetmańska (jako wotum generałów II Rzeczypospolitej) i ostatnie dwie, które wykonał pan Drapikowski z Gdańska, tj. zawierzenia (z okazji 350. rocz. obrony Jasnej Góry) oraz tzw. płaszcz wdzięczności i miłości, cierpienia i nadziei narodu polskiego (w tej ostatniej z 2010 roku znajduje się fragment rozbitego pod Smoleńskiem Tupolewa). Po ubiegłorocznej konserwacji Głowy Matki Bożej i Pana Jezusa ozdobiły korony – dar Jana Pawła II. Papież pobłogosławił te korony na dzień przed swoją śmiercią 1-go kwietnia 2005 roku. Zakończę słowami Modlitwy: Bądź Królową mojego życia. Nie pozwól kochać świata bez krzyża. Bądź ze mną na niebo wieczne. Bądź Królową moich snów, nadzei, uchroń przed fałszem duszę. Bądź ze mną, gdy czekam na niebo wieczne. Bądź Królową moich dni i nocy, uchroń przed zdradą me czyny. Bądź ze mną, gdy czekam na niebo wieczne. Amen.

MSZE ŚWIĘTE

Niedziele i święta
Wielki Garc - 7.45, 10.30
Rudno - 8.55

Dni powszednie
Wielki Garc - 16.30

Sobota
Rudno - 16.00